czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 5

27 czerwca 2009


Cały czas z strachem patrzy w okienko.
Znów się do niego przybliża, ale nie bardzo blisko.
Otula się kocem i myśli, co będzie dalej.
Tym razem za okna doszły go krzyki i wrzaski, ktoś wrzeszczał tak jak by obrywali z niego skórę żywcem.
Chłopiec skulił się w sobie, przykrył głowę kocem i starał się nie myśleć, że to może być człowiek.
Odeszła mu całkowicie ochota na ucieczkę.
Po jakiś 30 minutach krzyki ustały, po następnych 10 mężczyzna wszedł do pomieszczenia i spojrzał na chłopaka.
- Śpisz?
Zapytał widząc jego pozycję.
Przyniósł mu jedzenie w innej misce, usiadł znowu naprzeciwko niego i go zawołał klepiąc ręką o nogę tak jak do psa.
- Chodź tu…
Mały podniósł głowę, czuł się odrobinę lepiej, gdy nie był sam.
Nawet, jeśli była alternatywa z nim.
Ignoruje ten znak i podchodzi do niego normalnie.
- Tak panie?
- Usiądź na ziemi…
Pokazuje mu miejsce między jego nogami i czeka.
Chłopiec po chwili wahanie siada grzecznie po turecku.
Jego pośladki nadal promieniują lekko bólem.
Nie zgadza się jedynie jedno, mały nie jest bardzo blisko niego.
- Dobrze… Ale bliżej… Tak, żebyś był na wyciągnięciu ręki…
Czeka, daje mu 5 sekund na zmienienie pozycji.
Nastolatek patrzy na niego uważnie kilka sekund. Potem przysuwa się do niego bliżej, jednak nie wstając. Ta aby mężczyzna mógł go mieć na wyciągnięcie ręki ale nie za blisko. Jak wystraszony kotek.
- Tak panie?
Nie było to czego oczekiwał.
- Już lepiej… A teraz otwórz pyszczek…
Wyciągnął coś z miski.
- Nie jestem głodny panie.
Odwraca głowę w bok.
- Nie pytałem, czy jesteś tylko kazałem ci to zrobić… Więc albo otworzysz, albo wylądujesz znowu na tym stole…
Chłopiec zamyka oczy, spod zaciśniętych rzęs wypływa łza.
Otwiera posłusznie usta, czując się jak jakieś zwierzę.
A tak bardzo nie chce znów iść na ten stół.
- Od razu lepiej…
Wkłada mu coś do ust, smakuje to jak surowe mięso, jest to bardzo mały kawałek.
Zamknął mu ręką usta.
- Jedz…
Rzucił następne polecenie.
To coś jest niedobre.
Nie może tego przełknąć.
Gdy wreszcie pod jego zimnym wzrokiem mu się to udaje, ma niemal odruch wymiotny.
- Panie... Proszę, ja nie jestem głodny.
- Otwórz…
Powtórzył, w ręce miał już kolejny kawałek, dzieciak nie mógł zobaczyć jednak czego.
Trzęsie się cały gdy otwiera znów usta.
Boi się już wszystkiego.
Tym razem było to coś innego, ale też mięso jak by wędzone.
- Jedz…
Pogłaskał go po głowie.
- Dobry piesek…
Chłopak powoli czuje że traci człowieczeństwo.
To tak bardzo boli.
Z trudem przełyka mięso.
Jest wegetarianinem już jest mu niedobrze.
- Nie jestem psem, panie...
Chlipie.
- Jesteś moim zwierzakiem… Mogę mówić, małpko, kogucie, słoniu… Co mi się spodoba…
Wziął znowu coś do ręki.
Mały osłonił się rękami już odruchowo.
Bez myślenia.
- A było tak ładnie…
Uścisk na szczęce dzieciaka się zmienił, teraz mu siłą otworzył usta i włożył to coś do ust.
Tym razem nie było to mięso, a kawałek jabłka.
- Pogryź…
Rozluźnił uścisk, ale nie puszczał.
Szlochając chłopiec gryzie jabłko.
Mimo że mu smakuje nadal czuje się okropnie.
Sprawnie przełyka i otwiera po tej krótkiej lekcji usta grzecznie.
- Pięknie…
Pogłaskał go po głowie.
- Następny kawałek to banan z niespodzianką w środku…
Położył mu kawałek banana, z czymś gorzkim w środku, czym była tabletka.
- Pogryź i połknij…
Jednak smak się zacierał, po wcześniejszych rzeczach.
Chłopak grzecznie pogryzł banana, wyczuwając tylko kształt tabletki.
Gdyby wyczuł ją wcześniej, schowałby ją pod językiem jednak tak musiał ją zjeść.
- Co.. Co to, panie?
Pyta niepewnie.
- Coś co ci pomoże… W końcu jako właściciel, muszę o ciebie dbać…
Była to tabletka przeciw bólowa, chciał mieć pewność, że nic go nie boli.
Pogłaskał go po policzku.
Wstając i biorąc miskę ze sobą razem z krzesłem, które postawił w kącie.
- Za jakiś czas znowu przyjdę…
Wyszedł znowu nie zamknął drzwi na zamek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz