czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 29

13 listopada 2009


- Brawo… to było niesamowite przedstawienie…
Zdrętwiałem w jednej chwili. Kto to?!
Odwróciłem głowę szukając tego kogoś.
Był to młody mężczyzna podobny do jego Pana, ale biło od niego coś innego.
Byłem zawstydzony.
Nie znałem tego człowieka a byłem nagi. I do tego on to wszystko widział. Tyle, że jak ja mogłem go nie zauważyć?
Na mojej twarzy wykwitły różne sprzecznego uczucia.
- Nie bój się go, wstań i idź do mojej sypialni, tam wejdź do łóżka i czekaj na mnie…
Powiedział wychodząc z wody i narzucając na siebie szlafrok.
Zaczął się zbliżać do mężczyzny, którego przytulił, jednak to była chwila.
Uciekłem do pokoju, porywając tylko ręcznik.
Bardzo się wstydziłem i bałem. I było mi zimno, choć byłem otulony materiałem.
Mężczyźni porozmawiali ze sobą trochę, Pan zabrał Kahana i razem z nieznajomym wszedł do sypialni.
Dzieciaka położył koło swojego zwierzaczka na łóżku i go nakrył, po czym wyszedł zostawiając ich samych.
Patrzyłem uważnie na nieznajomego.
Nie ruszałem się nawet tylko patrzyłem.
Nie ufałem już teraz nikomu.
Bałem się nawet o cokolwiek zapytać.
Dziwił mnie wygląd nieznajomego, miał rysy jak pan.
Za trząsałem się z zimna.
- A ty, co tak siedzisz? Przykryj się, bo choroba łatwo łapie…
Powiedział mężczyzna miłym głosem siadając na łóżku po stronie Kahana, delikatnie go głaszcząc.
- Chcesz być taki jak on?
Miał namyśli posłuszeństwo Kahana.
- Nie...
Powiedziałem otulając się kołdrą.
Nie wiedziałem czy to tylko pozory jak się zachowuje.
- Kim pan jest?
- Jestem starszym bratem twojego Pana… Możesz do mnie zwracać się Serin.
Powiedział lekko się uśmiechając.
- A ty jak się nazywasz?
Poprawił mi się trochę humor. Byłem, więc bezpieczny.
Dziwnie mi się zrobiło na to, że zapytał o moje imię. Poczułem się jakoś normalniej.
- Justin. Jestem Justin.
Powiedziałem. Dziwnie się czułem wymawiając swoje imię. Tak dawno go nie używałem.
Wyciągnął do niego dłoń.
- Miło mi Justin. Długo tu już jesteś?
Zastanowiłem się. Dawno nie myślałem o upływającym czasie.
- Ostatni dzień, który pamiętam to 10 marzec.
Powiedziałem. Który więc dziś jest?
Policzył szybko.
- Prawie 2 miesiące… I jak ci się tu żyje?
- Wolałbym wrócić do domu.
Powiedziałem ciszej. Bałem się mówić więcej, ten mógł na kablować.
Nie, on na pewno na kabluje.
- To jest normalne odczucie… Jednak z czasem się ono zmieni… A długo się przyzwyczajałeś do tego, ze stałeś się zwierzakiem?
- Do teraz.
Robi mi się odrobinę cieplej.
Już nie jestem taki sztywny.
- Lubi pan swojego brata?
- Tak w końcu jest moim bratem… Ma wady i zalety jak każdy człowiek… A ty go lubisz?
- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.
Odrzekłem. Widziałem że Kahan usnął.
- Za jakiś czas znowu je zadam… Może odpowiedzią będzie coś innego…
Stwierdził patrząc teraz na Kahana…
- Jak małe dziecko, które się zmęczyło zabawą…
Wyszeptał.
Ja byłem w miarę zadowolony.
Miękkie łóżko było dobrą odmianą.
Uśmiechnąłem się kącikami ust na widok sylwetki śpiącego.
W śnie wyglądał jakoś inaczej.
- To znaczy że zostaniesz tu Serinie?
- Tak… Normalnie tu mieszkam, ostatnio coś załatwiałem i mnie nie było… Niestety, muszę cię zmartwić, ale też posiadam swoje zwierzaki, więc pod tym względem się niczym nie różnię od brata, jednak ja je trochę inaczej układam…
- To znaczy?
Byłem więc zrezygnowany. No tak, nie byłem Jamsem Bondem żeby jakimś tajemniczym sposobem schować się i odjechać wraz z Serinem, ale teraz przepadła nadzieja.
- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie jesteś mój… Jednak nie widzę potrzeby, bycia niemiłym dla ciebie tak jak dla Kahana… Jednak zachowuj się dobrze w mojej obecności, bo kolegami z podwórka też nie jesteśmy…
Powiedział i go poczochrał po włosach.
- Idź spać… Pójdę porozmawiać z moim bratem… Kiedy skończymy, na pewno tutaj przyjdzie…
- A musi?
Zapytałem naiwnie.
Wysłałbym go na księżyc chętnie. Stwierdziłem w myślach.
- tak w końcu jest twoim panem… Chyba, że mi ciebie odda, lecz wątpię w to…
Powiedział wstając i powoli kierując się do drzwi.
- A gdybym był nieznośny to mógłby mnie zabić?
Coraz częściej przychodziło mi do głowy to rozwiązanie.
Skoro nie miałem szans na ucieczkę.
- Nie on już nie popełni 2 raz tego samego błędu. Więc nawet nie próbuj, bo będziesz krzywdzić sam siebie…
- Uh...Dobrze więc, dziękuje.
Powiedziałem. Przykryłem dokładniej Kahana.
- Nie wiesz może gdzie on poszedł?
Gdyby ten wyszedł... Obawiałem się że kiedy indziej nie odważę się, lub nie będzie szansy nawet na to co chciałem zrobić.
- Do salonu… Musimy sobie uciąć małą pogawędkę… Więc nie zrób nic głupiego… Bo jak to zrobisz trafisz do mnie… A w tedy już nie będzie tak miło…
Dodał zamykając drzwi za sobą.
Nie słyszałem praktycznie słów tamtego.
Gdy tylko wyszedł spojrzałem na Kahana.
Pogłaskałem go po włosach i wyszedłem.
Miałem nadzieję że uda mi się.
Wcześniej nigdy nie chciałem tego zrobić, ale ostatnio to wszystko mnie przytłoczyło.
Nie chciałem już dłużej żyć patrząc na swojego pana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz