czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 35

04 kwietnia 2010


- Niedługo znowu tu przyjdę.
Nie odezwałem się już. Patrzyłem w sufit. Im dłużej go znałem tym mniej rozumiałem. I coraz częściej musiałem przyznać mu rację. To było takie skomplikowane... Źle się czułem na duszy. Dlaczego musiałem mieć takie skomplikowane życie?
Czas szybko mijał przed 18 do pomieszczenia weszło 2 mężczyzn, jednym z nich był jego nowy Pan i lekarz, który miał tylko walizkę ze sobą nic więcej. Mężczyzna stanął koło łóżka i się uśmiechnął do dzieciaka.
Mężczyzna natomiast podał rękę dzieciakowi.
- Witam…
- Dobry wieczór.
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Czułem się odrobinę lepiej, z tym, że byłem jeszcze bardziej znudzony. Choć to było miłe uczucie, bo czułem sie także bezpieczny.
Uścisk miał dobry pomyślał szybko mężczyzna.
- Zaczniemy od twarzy, oczy, nos, uszy, usta… Więc usiądź do okna przodem…
Sam przeszedł na 2 stronę i usiadł tam na krześle.
Zrobiłem tak jak chciał. Miałem dobry humor, więc nie mruczałem nic pod nosem.
- W ten sposób?
- Tak…
Wstał i wyjął latareczkę.
- Poświecę ci teraz w oczy, więc ich nie zamykaj…
Zrobił jak powiedział, następnie lekko odchylił mu głowę do tyłu.
- Teraz nos…
Włożył mu coś zimnego.
- Boli?
- Nie, ale nie jest to przyjemne zbytnio. Ma boleć?
Stwierdziłem rozbrajająco szczerze.
- Nie…
Włożył do drugiej dziurki, po czym wyjął.
- Ok. teraz usta otwórz je szeroko…
Patyczek i:
- Aaaa….
Znów byłem posłuszny.
Otworzyłem usta jak chciał. Przypominał mi moją lekarkę ze szkoły.
Gardło miałem chyba w porządku.
- Ok… Jeszcze uszy…
Obrócił się, szybko sprawdził.
- Ok… Teraz zdejmij górę od piżamy…
Sam pochował wszystko i przygotował następne przyrządy.
Ściągnąłem ją. To tylko lekarz. Byłem prawie pewny, że teraz sprawdzi mi serce. Jedyny minus był taki, że teraz widać było na moich rękach bandaże.
Widział je, ale nic nie powiedział.
- Oddychaj głęboko… Ok… A teraz tak… Wyciągnij ręce prze siebie…
Wyciągnąłem, uważając żeby go nimi nie tknąć nawet. Dziwnie szczypały przy takim podniesieniu. No dobra bolały. Ale nic nie powiedziałem o tym.
Powoli nudziły mnie te badania.
- Boli, szczypie, swędzi? Cokolwiek poczułeś po zrobieniu tego ruchu?
- Boli i szczypie, tak jakby się coś rozciągało tam w środku.
Powiedziałem. Ciężko mi było tak ręce trzymać, tak jakbym nie miał w nich dużo siły.
- Połóż je sobie na kolanach.
Sam usiadł i zaczął ściągać z prawej ręki bandaże.
- To teraz zobaczymy, co się tam dzieje…
Nie było przyjemne ściąganie tych bandaży, coraz bardziej pobolewało.
- A nie mógłbym sam ściągnąć?
- Ok…
Odsunął się trochę od niego dając mu tą możliwość.
Lekarz był miły. Taki zwyczajny. Podobało mi się to.
Powoli odwijałem sobie dłonie, czułem ból i wiedziałem, kiedy delikatniej. Chyba jednak coś z tymi ranami było źle. Bo wyglądało to paskudni.
Nie spodobały mu się one od razu nie musiał widzieć, co jest niżej.
- Ok., zajmiemy się teraz tą ręką… Przemyję ci ją i postaram się nie naruszyć szwów, które może będzie trzeba wyjąć i wymienić, ale to nie tutaj… Odsuń się kawałek…
Wyciągnął deskę do posiłków i ustawił ją między nimi, żeby ten mógł na niej położyć rękę.
- Teraz może boleć….
Przygotował sobie wszystko i powoli, oraz delikatnie zaczął rany przemywać, wodą utlenioną.
Miałem w oczach łzy. Nie mogłem nic na to poradzić, bo strasznie bolało.
- Zakażenie?
- Tak… Ale na szczęście nie jest poważne…
Mężczyzna, który stał koło nich usiadł na łóżku, tak, że dzieciak był przed nim, delikatnie głaskał go po plecach.
- Spokojnie, wiem, że boli…
Spojrzał na lekarza.
- Nie możesz mu dać jakiś środków przeciw bólowych?
- Nie za bardzo, jak bym dał, nie wiedziałbym, które miejsce go bardziej boli… I z jakiej rany jest to zakażenie.
Coraz bardziej bolało mnie. Może przez to, że piekło mnie już pól ręki.
- Jak to?
Wtrąciłem się w ich rozmowę.
Bardzo starałem się, aby nie wytrącić mu ręki.
- Boli...
Mnie mogłem się powstrzymać żeby nie powiedzieć.
- To zrobimy, krótką przerwę, żeby przestało to boleć, co ci już przemyłem…
Mężczyzna dalej go głaskał po plecach i lekko pocałował w policzek.
- Jak chcesz płakać, możesz płakać, łzy czasem pomagają…
Przytuliłem się do mężczyzny tak żeby nie widać było mojej twarzy.
- Tylko spróbuj mi to potem wypomnieć..
Ręka paliła dalej, choć coraz delikatniej.
- Nie będę…
Objął go delikatnie uważając na rękę.
Oddychałem już spokojniej i lekko moczyłem mu koszule kilkoma łzami. Ale to nic, było mi coraz lepiej. Bardziej bolało odkażanie niż cięcie się.
Pozostawiłem rękę luźno na desce, także lekarz mógłby ją odkażać dalej.
- Ok., zacznę znowu, jak będzie boleć to mów…
Znowu, powoli i delikatnie, innym wacikiem zaczął odkażać jego rękę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz