piątek, 22 czerwca 2012

Zapraszam na bloga z opowiadaniami Yaoi

Zapraszam na bloga z opowiadaniami Yaoi (one shoty, shote, w przyszłości Furry).
Obecnie notki będą się ukazywać tam częściej bo Autorka ma więcej czasu, kiedy zobaczycie jednak, że nie ma komentarzy oraz max 100 osób które ją odwiedziły nie przejmujcie się, przeniosła się z oneta tak jak ja, ale wczoraj i mam nadzieję, że jej i opo też pokochacie tak jak nasze :)

http://yaoi-opo-rozne.blogspot.com/

O to owy link, jest też u nas na blogu w linkach pod nazwą Sewei :)

Zapraszam do czytania i komentowania :)

Wasz Erwik

sobota, 16 czerwca 2012

Rozdział 43

Son też coś dostał.
- Eh, Damian chyba ci się 2 godziny dzisiejszej zabawy upieką… Masz szczęście…
Na te słowa chłopak pobladł jeszcze bardziej, ale nic nie powiedział.
Ich opiekunowie zaczęli rozmawiać o nadchodzącym meczu.
Skończyłem jeść, zabrałem się do picia soku i wspominania wszystkich regułek z biologii.
Musiałem to napisać dobrze.
Skoro nie mogłem pogadać z Damianem bo ten przypominał manekina, to miałem choć jakiś pożytek z bezczynności.
Czas mijał.
Jak Deive zjadł wstał i powiedział mu, że ma iść do Sali, co prawda go do niej zaprowadził, ale sprawdzał czy coś zapamiętał.
Usiadłem na podłodze i oparłem głowę o ścianę.
Czekałem aż ktoś przyjdzie, bo jeszcze nikogo nie było.
Za kilka minut miała rozpocząć się lekcja.
Powoli się zbierali pojedynczo, zakuwali z notatek, było widać, ze się stresują zwłaszcza ten, który otrzymał karę na poprzednich zajęciach.
Powtarzałem w myślach to co umiałem, a resztę zerkałem u jakiegoś chłopaka siedzącego na podłodze koło mnie. Bardziej stresowałem się językiem potem, kartkówka jakoś musiała mi pójść.
W końcu weszliśmy do sali, zająłem miejsce tam gdzie wcześniej.
Dostali kartki z pytaniami test był otwarty, było 10 zadań i jedynie 5 minut.
Mężczyzna stał pod oknem obserwując co się dzieje na dr zworze, wszyscy zaczęli od razu pisać.
Kazał im czytać coś z podręcznika sam szybko sprawdził, chłopak co się tak denerwował zdał 1 punktem, 2 pozostałych też dobrze poszło, natomiast Justin miał kłopoty.
Nauczyciel spojrzał na niego, ale nic nie mówił wrócił do zajęć.
Czytałem ten tekst w podręczniku, choć nie trafiał za bardzo mi, kolejne linijki czytałem po raz dziesiąty i dalej nie rozumiałem sensu.
Trochę się denerwowałem, w poprzedniej szkole skala to było 40% i i tak powyżej 60% miewałem tylko z łaciny.
Po tej lekcji była kolejna kartkówka, po jego zajęciach poprosił go na chwilę na słówko.
- Justin uczyłeś się wczoraj?
- Trochę. Nie zdałem, prawda?
Zbladłem, chyba nawet poczułem to sam.
Super, drugi dzień, pierwsza kartkówka i ja zawaliłem.
Co później będzie?
- Tak i nie…
Spojrzał na niego.
- Dam ci pierwszy i ostatni raz taką ulgę, następnym razem będzie już kara… Rozumiemy się?
Zapytał się poważnie, ale spokojnie.
- Tak panie profesorze. Dziękuje.
Powiedziałem. W duchu odetchnąłem, przygotuje się następny raz tak, że będzie idealnie.
- Ktoś cię poinformował gdzie jest sala nr 8?
Zapytał się w końcu to był jego obowiązek.
- musisz wyjść z tej dojść na koniec korytarza i skręcić w prawo i na wprost będzie sala 8… Jak byś miał jednak problem z językiem chętnie ci pomogę… Bo nigdy nie wiadomo jakiego nauczyciela dostaniesz… A teraz idź bo nie ładnie jest się spóźniać na 1 zajęcia.
- Dziękuje jeszcze raz, profesorze.
Odwróciłem się i szybkim krokiem ruszyłem do sali.
Wprost, w prawo i faktycznie stałem przy drzwiami z ósemką.
Sala była otwarta jak by zapraszała przybysza do środka, ciemna bo zasłonięte były w niej okna.
Wolnym krokiem przekroczyłem próg i rozejrzałem się, niewiele można było dopatrzyć.
Ten półmrok był dziwny.
Z rozbawieniem pomyślałem, że mam nauczyciela wampira.
Ogólnie ciekawe jak mogłem uczyć się czegoś ledwo widząc kontury ławek.
W tym momencie ktoś zamkną drzwi z głośnym hukiem, ale jeszcze się nie pojawił, obserwował go uważnie z cienia.
Prawie podskoczyłem.
Szczerze powiedziawszy trochę się przeraziłem, ktoś musiał przecież być.
Nie wypadało powiedzieć niczego niemiłego, bo to jednak profesor.
Podszedłem do drzwi wiedząc, że ktoś musi być w ich pobliżu.
Z cienia wyłonił się śmiech, dziwnie znany Justinowi, ale jakiś inny.
A po chwili dołączył do niego jego właściciel, był to nie kto inny jak… Son.
Stanąłem osłupiały.
- To ty? Większego pecha to nie mogłem mieć?
Skrzyżowałem ręce na piersi. Nie przepadałem za Sonem, może irracjonalnie ale jednak.
- A kogo się spodziewałeś? Muminka?
Zaśmiał się znowu.
- Masz pecha, będę cię uczyć języka od podstaw, nie lubię mało ambitnych i leniwych uczniów, więc lepiej się staraj, mam prawo cię karać za nie posłuszeństwo i nie zdawanie sprawdzianów, więc nie radzę olewania przedmiotu…
- Zamiast Muminka, to mi się Buka trafiła. Jeśli będziesz dobrze uczył to po co miałbym olewać, na rękę mi nie jest tu siedzieć z tobą sam na sam.
Powiedziałem, co szczere było.
Znowu się zaśmiał.
- Masz rację, powinieneś uważać, bo jestem 2 razy gorszy od twojego nauczyciela biologii, a jego kary dla mnie są śmieszne… Więc nie radzę, ci nie umieć, na początku nauczysz się podstaw…
Zszedł i na tablicy napisał osoby i dopisał jak się odmienia „ja jestem” w osobach.
- Przepisz to sobie i naucz się tego na pamięć…
Przeczytał mu też jak się wymawia, więc też musiał napisać fonetycznie.
- Koniec zajęć… Jutro cię sprawdzę…
Dosłownie go olał i sobie wyszedł zmazując tablicę.
Wiedziałem, że muszę z języka najbardziej się uczyć.
Siedziałem jeszcze kilka minut czytając to parę razy.
Potem wstałem i wolnym krokiem ruszyłem korytarzem.
Średnio pamiętałem czy już obiad czy jeszcze mam zajęcia, a pamiętałem że na końcu jest korytarz.
Na którym natknął się na Damiana, wyglądał już bardziej normalniej, chociaż dalej był lekko przymulony.
Uśmiechnął się lekko i pomachał mu, ale się nie odezwał.
Chciałem coś powiedzieć, zacząć rozmowę... Ale co powiem? ,,Szkoda, że sam się na to skazujesz?''.
Wiedząc, że inni mają jeszcze lekcje poszedłem do pokoju i uczyłem się z dzisiejszego dnia, potem mogło nie być czasu, a miałem wenę.
Po jakichś dwóch godzinach skończyły się lekcje, a ja nawet zgłodniałem więc zwlokłem się do jadalni.
Było tam już parę osób w tym Damian i Deive, którzy rozmawiali ze sobą.
- Wchodzisz czy będziesz tak stać?
Zapytał się ktoś stojący za nim, a był to nie kto inny jak Son.
- Idę wolno, jak ci sie spieszy to mnie wymiń, zmieścimy się koło siebie…
Stwierdziłem spokojnie.
Nie dość, że będzie mnie gnębił na języku to dogryzał na obiedzie?
Dobre sobie.
Prychnął, ale uśmiechnął się widzac Damiana.
- Tu jest moja zguba…
Trochę się przeraził, bo pobladł, ale nic nie powiedział.
Damian spuścił tylko głowę i czekał.
Usiadł po prawej stronie Deive, na swoim miejscu.
Usiadłem na swoim stałym miejscu koło Damiana i zabrałem się za obiad.
Głodny byłem i nawet nie miałem ochoty wymyślać jak pocieszyć Damiana.
Sam nie wiedziałem, czy to możliwe.
Po porannych zajęciach miałem apetyt a i dzień był całkiem fajny.
Spojrzał na niego smutno, jak biedny szczeniak.
- Nie lubisz mnie już?
Zapytał się cicho z łamiącym się głosem.
- Pewnie że lubię, ale tak na korytarzu mnie zbyłeś, nie wiedziałem czy masz ochotę na rozmowę
Spojrzałem w jego stronę.
- Zbyłem?
Zdziwił się, bo przecież on mu pomachał, a ten go zignorował, co go zabolało mocno, bał się, że Justin znalazł sobie nowych kolegów i ma go gdzieś.
Chciał coś powiedzieć, ale Son spojrzał na niego wymownie, więc zamilkł.
- Smacznego…
Dodał, kiedy dostał swoją porcję, była już normalna, no może trochę mniejsza niż chłopaka obok, ale nie jakoś specjalnie.
Byłem zdeterminowany, aby złapać Damiana bez Sona i szczerze pogadać, bo przy posiłkach ten nieustannie się kontrolował albo wręcz bał odezwać.
Sama w sobie operacja była trudna bo oni zawsze chodzili razem, tylko na lekcje osobno.
A między lekcjami przerwy były minimalne i nie zdążylibyśmy nawet zamienić słowa.
Musiałem go więc złapać po lekcjach.
Skoro dziś go widziałem, to jutro o tej samej porze złapie go, postanowiłem.
Zresztą jeżeli Damian tak się bał, to znaczy że na kolacje przyjdzie jeszcze w gorszym stanie. Szczerze znielubiłem Sona i to zasłużenie.
Kiedy zjedli spojrzeli na swoje „zabaweczki” i się uśmiechnęli.
- Macie szczęście, 2 godzinny wolnego… My idziemy potrenować, jednak po treningu zajmiemy się wami odpowiednio.
Przypomnieli im, że nie ma laby.
Zostawili ich samych, a jak wychodzili dodali, że mają nie opuszczać pokoju.
- Niedługo mecz…
Dodał Damian.
- Wreszcie możemy swobodnie porozmawiać. Wytłumaczysz mi jak się w to gra, bo słabo się orientuje.
Okazało się, że moje plany wypaliły wcześniej niż miały.
- Nie znam zasad…
Kiedy zjadł poczekał na niego i razem poszli do pokoju w którym mieszkał Justin.
- Jak ci minął wczorajszy dzień?
Zapytał, bo nie wiedział czy będzie się kleić im rozmowa.
- Nieźle... No dobra średnio bardzo, ale nie chce o tym rozmawiać. A tobie?
Podejrzewał, że podobnie. W ich sytuacji jakie rozmowy były ciężkie. Zwykłe codzienne pytanie a trudno odpowiedzieć.
Przez chwilę milczał.
- Nie wiem… nie pamiętam, co się działo… W trakcie ostatniej „zabawy” film mi się urwał i dzisiaj rano się ocknąłem…
Niepewnie go przytuliłem. Gdybym był w jego sytuacji chyba ulżyłoby mi.
- Co czujesz do Sona?
Nie mógł o tym mówić, tak obiecał, ze nigdy nie powie nic na ten temat.
Jednak skorzystał i go przytulił.
- Nie… Nie mogę o tym mówić…
Chodź tak bardzo chciał z kimś o tym porozmawiać, chciał zmienić opiekuna, ale wiedział, ze to był test Serina, chciał go zdać, chciał mieć to za sobą…
- Ja… Myślę… Że czuje to samo do niego, co ty do swojego opiekuna…
Powiedział, chodź nie był pewien jak jest między nimi.
Wtulając się w niego dał upust swoim łzą, które zaczęły spływać po jego policzkach.
- Wypłacz się..
Powiedziałem cicho i usiadłem z nim na swoim łóżku, przytuliłem go mocniej.
Niech płacze, choć tyle mogłem dla niego zrobić.
Nie musiał przy mnie ukrywać łez, bo rozumiałem go.
W jego sytuacji pewnie byłbym w gorszym stanie.
A on chyba trzymał się jakoś.
Szlochał cicho, jednak w pewnym momencie przestał, a jego mina stała się bardziej zaszokowana niż wcześniej, bo właśnie zobaczył Sona w drzwiach, uśmiechał się dziwnie, a mu przyszła tylko jedna myśl, kara za to co powiedział Justinowi.
Nie odzywał się czekał, obaj opiekunowie weszli, nie przeszkadzali im, usiedli na 2 łóżku i ich obserwowali.
Otarłem łzy z policzków Damiana.
Teraz gdy byli nasi opiekunowie, wiedziałem, że on nie odważy się teraz okazać mi niczego.
Ani nie pociesze go bo się boi w tej chwili.
Nie wiedziałem czemu przyszli, nie minęły dwie godziny.
Odgarnąłem włosy z jego twarzy i przy okazji szepnąłem tak by tylko on słyszał.
- Spokojnie.
Nie odzywali się, po prostu ich obserwowali.
Minęło tak parę minut, aż Damian pierwszy przełamał lody, wstał i uklęknął przed Sonem.
- panie, czekam na twoje polecenia…
- No w końcu…
Odezwał się Son zadowolony.
- Damian, zajmij się Justinem…
- Tak, Panie…


~~**~~**~~

Za wszystkie błędy przepraszamy :P

piątek, 1 czerwca 2012

Rozdział 42

Niczego nieświadomy wrócił do pokoju.
Widząc go jak tak siedział podszedł do niego i delikatnie go objął w pasie oraz pocałował go w policzek.
- Jak się czujesz?
To mogło być dziwne, zachowywał się inaczej, ktoś musiał poprawić mu humor.
- Dobrze, a ty?
Powiedziałem automatycznie, zdziwiłem się z jego dobrego humoru.
Kiedy wychodził był tak zmęczony i szedł niemal jak na ścięcie.
- Też, chodź dalej jestem zmęczony… Ale ogólnie to dobrze… masz pozdrowienia od Sona…
Nie powiedział mu o przysłudze jaką chciał spełnić, ale czy to było ważne.
- Przyniosłem ci sok pomarańczowy, masz ochotę?
Nie powiedziałem na głos, że wolałbym żeby Son nic do mnie nie mówił.
Nie przepadałem za tym chłopakiem i sam sobie się nie przyznawałem, że trochę się go boję.
Deive był w moim towarzystwie zwykle całkiem miły, jeśli to nie była lekcja czegoś.
A Sona nie znałem, oprócz kilku jego rozmów z Deivem i Damianem, z których wywnioskowałem swoje.
- Jasne, że mam. Dzięki.
Podszedł i mu go podał.
- Uczyłeś się trochę na jutrzejsze zajęcia?
Zapytał się spokojnie, on na szczęście miał same sporty i pewien przedmiot, ale wiedział, ze by mu się oberwało za niedopilnowanie tego.
- Żeby zaliczyć musisz mieć 85%... wiem, ze straszne, ale nie jest to takie trudne…
- Nie miałem jak dotąd czasu... Z chemią i biologią dam radę bo robiłem już te tematy, z historią też nie powinno być problemu. A co do języka, zaraz się pouczę. A co się by stało jakbym nie zaliczył?
Wiedziałem, że najbardziej pod górkę będzie z językiem, bo z tym zawsze miałem problem.
- Zależy, jeśli nie zaliczysz za 1 razem będzie tylko nagana słowna, za 2 razem za każdy punkt niezdany dostaniesz 5 klapsów, jeśli 10 raz nie zdasz ogólnie dostaniesz karę od Serina… Przynajmniej teraz u tego nauczyciela, każdy ma inne metody i inaczej karze…
Co do klapsów, Justin miał już świadomość jak one mogą wyglądać.
- 10 razy ogólnie sumowane z różnych zajęć?
Zapytałem, nie miałem zamiaru do tego dopuścić, ale warto było wiedzieć.
Szczerze byłem padnięty i chciałem tylko spać, ale musiałem pouczyć się języka.
- Tak, ogólnie… Po 10 razach i karze masz następne 10 razy, za 3 razem jest tylko 5… aż po pewnym czasie będziesz miał kary za każdym razem, znam 1 osobę która się tego dopuściła… A raczej znałem…
Usiadł na łóżku i wyjął jakiś zeszyt.
- Chodź, powiesz mi czego nie umiesz to się razem pouczymy…
Był to zeszyt z języka.
- No... Ja nie umiem niczego
Powiedziałem szczerze, nie było co owijać w bawełnę.
Załamał się słysząc jego słowa.
- A pamiętasz co mieliście na dzisiejszych zajęciach?
- No tak, ale ja się nie uczyłem tego języka, więc zrozumiałem tylko że daje się jakąś tam końcówkę z jakiegoś powodu.
Zarumieniłem się
Z tego co wiedział, byli na początku, ale nie takim…
- Pójdziemy zaraz do Serina, porozmawiamy z nim, żeby ci zmienił język lub dał coś innego… Bo nie ma sensu bawić się tak, bo możesz się nigdy nie nauczyć, a jaki miałeś?
- Łaciny i kiedyś w podstawówce francuskiego
Powiedziałem z ulgą.
- To trochę lipnie, bo nic takiego nie mamy tutaj…
Zauważył wstając.
- Jesteś w stanie iść sam?
- Nie muszę się żadnego języka uczyć, zresztą mówiłem mojemu ojcu wiele razy, że wybór takiej szkoły jest bezsensowny.
Zeskoczyłem z barierki, w odpowiedzi na pytanie.
Jednak coś poszło nie po jego myśli bo się skrzywił.
- Serin ci nie popuści języka, zaczniesz się go uczyć na prywatnych lekcjach sam z wyznaczonym nauczycielem…
- To znaczy, że jak trafie na nieciekawego nauczyciela to nie za fajnie.
Stwierdziłem. No ale nie mogłem udawać że umiem coś z czego nie rozumiem niczego poza poleceniem.
- Tak, ale też nie wszyscy są fajni tutaj na swój sposób, ale większość jest bardzo wymagająca…
Podszedł i wziął go na ręce.
- Tak będziesz szybciej.
Wyszedł, milczeli, przed drzwiami go postawił zapukał i weszli.
- Coś się stało?
Zapytał lekko zdziwiony Serin kiedy dostał wytłumaczenie ich obecności tutaj pokiwał głową i przyznał mu rację.
- Porozmawiam kto by mógł go pouczyć, niech jutro nie idzie na zajęcia, zajmij się nim w tym wolnym czasie, a wieczorem po lekcjach przyjdź do mnie to ci powiem co i jak…
Po tym wyszli, wiedzieli już wszystko.
- no nie było tak źle.
- Wyszło nawet na dobre
Stwierdziłem z delikatnym uśmiechem.
- Odpocznę jutro sobie.
- To nie znaczy, ze masz wolne jesteś tylko z języka zwolniony i masz lekcje ze mną… A ja nie powiedziałem, że będziesz miał labe…
- Ale ty masz jutro jakieś zajęcia wtedy na pewno.
Powiedziałem ze spokojem.
- Mam rano, jedne później mam sporty, ale to jest polecenie od Serina i zostaje automatycznie zwolniony…
- Och, no chyba, że tak. Chyba już późno jest, nikogo nie ma.
Nie uśmiechałem się już, bo skoro Deive zawsze poważnie traktował czas w którym czegoś miał mnie nauczyć.
- Wracajmy, musisz się wyspać…
Powiedział, ale tym razem nie wziął go na ręce.
Kiedy tak szli ktoś zagwizdał na widok Justina, był to Son o dziwo z Damianem, jednak Damian blady jak ściana, opierając się o nią ledwo stał.
- No nie jest tak źle skoro twój podopieczny może tak się szybko ruszać… Wskazał na chłopaka za sobą.
- powinien wyglądać właśnie tak po porządnej lekcji…
- Heh, ma jeszcze czas żeby tak wyglądać…
Nie powiedział i nie pokazał swojego niezadowolenia, ale też ciekawości co Son zrobił Damianowi, ze tak wygląda.
Son wydawał mi się jeszcze bardziej nieprzyjemny.
Miałem ochotę mu dosadnie powiedzieć, co myślę o mówieniu o mnie w ten sposób i gwizdaniu, ale przeczuwałem, że to jest nie dobra chwila.
Deive musiałby mnie ukarać, bo to byłoby przy świadku.
A po drugie dostałoby mi się przy Sonie, co znaczyłoby, że nie odpuściłby mi mój lokator ani trochę.
Tak przynamniej przypuszczałem.
Zasady tu nadal czasem mnie dziwiły, ale wiedziałem jedno, nie opłacało się teraz wychylać.
Żal było mi Damiana, ale po jego ostatnim wyznaniu utwierdziłem się w przekonaniu, że jemu to chyba się podoba.
Zresztą relacje między Sonem, a Deivem też były co najmniej ciekawe.
Damian nic nie mówił, bo właśnie się osunął po ścianie.
Son podszedł i lekko go kopnął w nogę.
- Wstawaj, jeszcze nie pozwoliłem ci odpocząć.
Nie mogłem na to patrzeć, co jak co ale to już przesada była.
Podszedłem do Damiana i uklęknąłem przy nim.
- Damian?
Jednak Deive wziął go za rękę i pociągnął.
- idziemy… Na razie Son…
- No Pa…
Odpowiedział patrząc nieciekawie na Damiana.
Szli szybko, dopiero jak weszli on go rzucił na łóżko.
- Idź spać…
On poszedł do łazienki musiał wziąć zimny prysznic.
Nie wiedziałem czemu tak, nie mogłem nawet pomóc Damianowi?
Nie miałem sił myśleć jednak, położyłem się i prawie natychmiast zasnąłem.
On musiał wziąć zimny prysznic, nie wiedział czemu, ale robiło mu się niedobrze jak widział Damiana w takim stanie, a nie chciał tam dłużej tkwić bo jeszcze by coś się stało między Sonem, a Justinem…
Kiedy się umył wyszedł i położył się spać.
Przebudziłem się gdy już świtało, z snu pamiętałem tylko, że Damian umierał.
Schowałem twarz w poduszce i próbowałem usnąć ale to nie było takie proste.
Wciąż miałem przed oczami chłopaka w takim stanie.
Usnąłem, gdy obudziłem się znów był już ranek, słońce mocno świeciło, a ręce bolała tylko trochę.
Kiedy się rozejrzał po pokoju Deiva nigdzie nie było, tylko z łazienki dochodził głuchy odgłos spadającej wody.
Przeciągnąłem się i wyszedłem ba balkon.
Jak zwykle, zresztą nie chciałem przeszkadzać Deivowi w prysznicu.
Był ładny rześki poranek i aż chciało się wstawać.
Kiedy wyszedł był nagi, ubrał się dopiero w pokoju.
- możesz iść się umyć…
Oznajmił spokojnie i chłodno.
To nie tak, że spodziewałem się, iż ujrzę go uśmiechniętego i pragnącego opowiedzieć mi o swoich rozterkach życiowych.
Ale po wczoraj uznałem, że może stosunki między nami się ocieplą i nie będą tylko na poziomie seksualnych. Widać dostałem taryfę ulgową tylko na chwile.
- Dzień dobry.
Powiedziałem zamiast stwierdzenia mu, że nie musi mi pozwalać się kąpać bo to chyba w pakiecie tego co mogę zawsze no ale spoko.
Poszedłem do łazienki, nie miałem potrzeby siedzieć długo, zresztą nie wiedziałem która godzina więc uwinąłem się dość szybko.
Wszedłem do pokoju.
Chłopak siedział na balkonie i pił sok z wczoraj, który jeszcze został w butelce.
- Lepiej ci?
Zapytał już spokojniej i cieplej, może to wina zimnej wody?
- Tak, nawet ręka już mnie nie boli.
Powiedziałem, nieco zdziwiony jego postawą.
Nie mogłem być niczego pewien w jego przypadku.
Oparłem się o barierkę koło niego.
- To dobrze, nie będę musiał cię chociaż karmić… Chcesz trochę?
Zapytał pokazując sok.
- Nie, wypij jak masz ochotę.
Zerknąłem na ogród pod nami, a potem na drzwi od pokoju z którym dzieliliśmy balkon.
- Ktoś tam mieszka w ogóle? Od kiedy tu jestem, jest taka ładna pogoda, a okno jest zawsze zamknięte.
- Hmm… Tak mieszkają… Ale, rzadko wychodzą na zewnątrz… jeden ma 21 lat, drugi 15… Może niedługo ich poznasz, na meczu…
- Jakim meczu?
Damian co prawda mówił mi niedawno coś o meczu, ale chciałem wiedzieć dokładniej. Ciekawość mnie zżerała też o to co oni tu robią skoro nie wychodzą. Ale to byłoby niegrzeczne pytać.
- Co 3 miesiące gramy mecz rugby, nasza trójka kontra reszta… Nie mówił ci o tym już Damian?
- Coś wspominał. A kiedy mija to 3 miesiące?
Zapytałem, jedyny sport jaki uprawiałem dotąd to gimnastyka artystyczna, więc nasze szanse jako ,,reszty'' jakoś nie podskoczyły.
- Za tydzień we wtorek…
Kiedy skończył wstał.
Ruszył w stronę drzwi w końcu mieli iść na śniadanie, jednak zanim je otworzył odwrócił się i dodał.
- Jak by Damian jadł śniadanie, lub go tam nie było, nie masz prawa się odezwać w jego sprawie do Sona, ani nie możesz rozmawiać z Damianem co się stało, jeśli narobisz mi wstydu, to obiecuje, że będziesz wyglądać tak jak Damian…
Po tych słowach wyszedł, miał nadzieję, ze to do niego dotrze i nie będzie robić scen.
Wyszedłem za nim i zamknąłem drzwi. Groźba była bardzo... Dosłowna.
Postanowiłem, że nie będę ryzykował w takiej sprawie.
Skoro i tak nie mógłbym Damianowi pomóc.
Ani nawet nie wiedziałem co mogę powiedzieć.
Podążyłem za Deivem.
Kiedy weszli w jadalni były, aż 3 osoby jakiś chłopak, który już kończył.
Damian ledwo siedział blady jak ściana, nic nie zjadł, a Son jak by nigdy nic jadł sobie spokojnie.
Deive usiadł koło niego.
- Co dzisiaj dobrego serwują?
- Twoje ulubione jedzonko…
Zaśmiał się.
Usiadłem obok Damiana i zabrałem się za jedzenie.
Nie chciałem rozpoczynać rozmowy sam, nie wiedziałem czy on w ogóle jej chce przecież. Musiałem być ostrożny.
Damian był pół żywy, nie wyglądał normalnie, miało się wrażenie, ze wystarczy delikatny ruch ręką, żeby go wywalić z krzesła.
- Podać ci coś do picia?
Nie wiedziałem jak mu mogę pomóc.
Nie odpowiedział.
Son widząc to spojrzał na Justina.
- On już pił, jak nie chce nie zmuszaj bo jak widzisz… ledwo siedzi…
Powiedział o dziwo spokojnie.
Zagryzłem język żeby nie odezwać się, nie chciałem żeby wyszło niemiło w stosunku do Sona.
Nie chciałem też przeginać, skoro Son przytargał Damiana w takim stanie na śniadanie to widać miało jakiś cel. Pokazowy?
Ktoś im przeszkodził, był to jakiś chłopak, dał mu karteczkę z napisem, ze został znaleziony nauczyciel języka ang. dla niego i ma się z nim spotkać o tych samych godzinach w pokoju nr 8.
Schowałem karteczkę do kieszeni.
Chciałem po posiłku zapytać Deiva gdzie jest sala numer 8, bo chwilowo nie wiedziałem a nie chciałem mu przeszkadzać. Miałem nadzieję, że nauczyciel będzie fajny.