poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wesołych Świąt !!



Choinki świecącej
Gwiazdki błyszczącej
Pysznej kolacji
Sylwestrowej libacji
Gwiazdora grubego
Kaca ogromnego
Wspaniałych wrażeń
Spełnienia marzeń


W ramach prezentu daje wam big nocie :) I życzę sytej kolacji jak i nasycenia się tym co piszemy na długi czas xD
Ale też dziękujemy za cierpliwość, która nie jednokrotnie nas obdarzyliście, za ciepłe komentarze i za to, że czekaliście ten rok na naszą reaktywację, co nas w sumie zmotywowało do dokończenia owego bloga :-) 
Pozdrawiamy i czekamy na komentarze :-)


~*~*~*~

- Ufam ci
Nie wiem dlaczego to powiedziałem, ale miałem taką potrzebę.
- To dobrze…  Wstań, muszę cię umyć i idziemy na kolację… Na dzisiaj wystarczy, musisz się jeszcze pouczyć…
Nie powiem, że nie odetchnąłem z ulgą. Tylko dlaczego trzymał mnie w niepewności do końca, że to zrobi? Sprawdzał mnie?
- Umyje się sam, umiem.
- W to nie wątpię, ale po fistingu… Mięśnie nóg strasznie słabną, więc na stojąco się na pewno nie umyjesz…
Wziął go na ręce i razem z nim wszedł pod prysznic, trzymał go dłonią w pasie delikatnie podtrzymując.
- Głodny?
- Szczerze? Czuje się jakbym nie jadł dziś nic. Wiesz... Nie chce chwalić dnia przed zachodem słońca ale z tobą są lepsze lekcje niż z Deivem.
Przyznałem, naprawdę tak było.
Nie wiele miałem ich z poprzednim opiekunem, ale nie nauczyłbym się przy nim raczej tego co przy Sonie.
Nie odpowiedział mu na początku.
- Deive jest za miękki, ale jak wróci nie będziesz mięć juz tak lekko... Chyba, że już zawsze zostaniesz ze mną...
Mówiąc ostatnie słowa lekko się uśmiechnął, w gruncie rzeczy lekcje brał bardzo poważnie, ale na co dzień był jak na razie bardzo fajny.
- Deive nie umiał podzielić zajęć od dnia normalnego, ale trochę mu się nie dziwie... Serin wie co robi i na pewno wyjdzie mu to na dobre.
- Co mu wyjdzie na dobre?
Przez przypadek dowiedziałem się więcej, co się dzieje z Deivem.
Ciekawiło mnie to, choćby ze względu na to, że nie widziałem go nigdzie.
Ale szczerze, mimo wcześniejszej nienawiści do Sona, wolałem zostać z nim, może czasem naprawdę się go bałem, nie zgadzałem z tymi jego zasadami o nagości, ale zawsze mówił mi co zrobi.
I ostatecznie, nigdy nie zrobił mi krzywdy.
No i dochodziło to, że lubiłem spać z nim w łóżku.
 Decyzja co będzie nie należała do mnie, nawet się co do tego nie łudziłem, ale cieszyłem, że chwilowo nie jest tak źle.
Obmył go całego delikatnie, jednak wejście wziął inną końcówkę od prysznica i tak po prostu włożył ją w niego.
- Musisz pozbyć się całego żelu, bo inaczej wszystko będzie z ciebie wylatywało, więc się zrelaksuj i na spokojnie powiedz mi jak będziesz pełny.
Początkowo nie wiedziałem, kiedy będę pełen.
Jednak nie czułem się już tak skrępowany przy nim.
Gdyby nie było to dla mojego dobra, powiedziałbym niemal od razu. Kiedy poczułem nieprzyjemny ucisk i pewność, że nie zmieści się więcej odruchowo dotknąłem swojego brzucha.
- Wystarczy.
Zakręcił kurek i odsunął się od niego, ale nie puszczał trzymał go dalej.
- Kucnij i się jej pozbądź...
Nie prosiłem go o żadne zamykanie oczu, widział mnie już w takiej samej sytuacji i znałem bezsensowność prośby o to.
Po kilku sekundach woda zaczęła ze mnie wypływać, starałem się kontrolować strumień.
Tak jak poprzednim razem poczułem ulgę, ale teraz także zmęczenie.
Kucnął również i włożył mu bez niczego 2 palce, czuł jeszcze trochę żelu, ale zastanowił się czy go zostawił, postanowił jednak nie powtarzać czynności.
- ok, jesteś czysty, więc możemy wychodzić i iść na kolację.
- Jestem wykończony
Przyznałem szczerze, łapiąc się go żeby wstać.
Gdyby nie głód, nie szedłbym na kolacje tylko spać.
- Ok, to jak zjesz to mogę cię zanieść do sypialni, ale musisz dojść o własnych siłach.
Stwierdził ubierając go w jakieś ubrania, kiedy go ubrał, sam się też ubrał i wyszli spokojnie do jadani.
Usiadłem na krześle starając się nie dać po sobie niczego poznać.
Trudno było mi jednak w spokoju jeść, bo spodnie ocierały się o mój wrażliwy odbyt.
Starałem się jednak to ignorować.
Jadłem dużo, ale niespecjalnie szybko, byłem głodny.
Obserwował go chociaż na niego nie patrzył, kiedy zjadł i widział, że on dalej je o dziwo nie zrobił mu na złość i nie wstał, a dobrał sobie ciasteczko.
Dając mu czas na zjedzenie posiłku.
Kiedy skończyłem jeść, sam się zdziwiłem, że dałem radę tyle zjeść.
Spojrzałem dopiero wtedy na Sona i zauważyłem, że je ciastko.
 Zastanawiałem się, czy specjalnie, ale po pierwsze głupio było zapytać, po drugie pewnie by mi nie odpowiedział.
 Dopiłem herbatę i poczułem się już całkiem padnięty, choć powinienem teoretycznie nabrać sił.
Wstał i wyszedł, czekał na niego, żeby spełnić to co mu powiedział.
Wyszedłem za nim, na korytarz i podszedłem tak blisko jakbyśmy mieli się całować.
- Weźmiesz mnie?
Zapytałem, zabrzmiało to dość dwuznacznie, ale chodziło mi o zaniesienie.
- mogę cię wziąć tu i teraz jeśli tego chcesz.
On właśnie pomyślał o tej drugiej rzeczy.
Zarumieniłem się.
- Może kiedy indziej, nie jestem ekshibicjonistą, a poza tym mojemu tyłkowi należy się zasłużony odpoczynek. Zanieś mnie do pokoju, proszę.
- Wiem, wiem… Ale powiedziałeś to tak dwuznacznie…
Wziął go na ręce i zaniósł do pokoju, gdzie posadził na łóżku rozebrał i okrył.
- Śpij, ja muszę coś jeszcze porobić…
Wyszedł z pokoju zostawiając go samego.
Mimo, że najchętniej walnąłbym się spać wyciągnąłem notatki i zacząłem się uczyć. Musiałem obkuć wszystko idealnie, żeby zdać. Usnąłem jakąś godzinę później z głową między kartkami.
Wrócił przed 22, umył i rozebrał, odłożył jego notatki i ułożył go w normalnej pozycji, sam też położył się przy nim i delikatnie pocałował w czoło.
- Dobranoc…
Wyszeptał i zasnął.
Przez sen przytuliłem się do niego.
Obudziłem się wczesnym rankiem, dużo wcześniej niż powinienem i leniwie spoglądałem na Sona. Nie ruszałem się nawet, nie chcąc go obudzić.
Jakimś dziwnym trafem on tez już nie spał, ale nie dawał mu możliwości stwierdzenia tego, dłoń powoli zjechała na podbrzusze chłopaka, nie otwierając oczu, był ciekaw co się stanie.
Był ranek i miałem ochotę na pieszczoty, będąc pewnym, że on nie będzie o tym wiedział ani nawet nie wie co robi nie ruszyłem nawet jego ręki.
A jednak mój oddech przyspieszył, wiedziałem że mam poranną erekcję, ale nie dogodziłbym sobie, tak by go nie obudzić.
Więc zdarzyła się na mój gust sytuacja idealna.
Zaczął go dłonią pieścić po jądrach, członka nie ruszał dał mu możliwość samemu dogodzenia sobie.
Nie potrafiłem wstrzymywać teraz swojej dłoni. To było chore, że patrzyłem na niego i masturbowałem się. Zamknąłem oczy.
Kiedy chłopak był bliski spełnienia, jednym szybkim ruchem obrócił go na brzuch, położył się całym ciałem na nim i zaczął w niego wchodzić, chciał sprawdzić czy żel dalej w nim jest, a jak nie mówi się trudno.
Ledwo zdążyłem pisnąć z zaskoczenia zanim moja głowa wylądowała w poduszce. Serce biło mi strasznie szybko i czułem się dziwnie skrępowany, że on nie spał tylko specjalnie to zrobił.
Jednak nie wchodził, leżał na nim udając, ze śpi.
Leżałem bez ruchu upewniając się, że on śpi.
Nie rozumiałem tej sytuacji, ale miałem swoje potrzeby, dla próby delikatnie przesunąłem się aby jego członek wszedł we mnie bardziej.
Zgryzłem usta, żeby nawet nie westchnąć.
Kiedy Justin się wiercił, on sam z siebie tak zwane „samo” wchodził w niego, nie był strasznie ciasny, więc na pewno nie odczuwał bólu.
Po chwili takich ruchów i z ręką między nogami byłem już na granicy spełnienia. Zgryzłem mocniej usta.
I w tym momencie Son przewrócił się na 2 bok wychodząc z niego cały.
Miałem w tym momencie gdzieś co sobie pomyśli i co zrobi, chciałem w końcu dojść, byłem sfrustrowany, przewróciłem go na plecy i dosiadłem.
Poruszyłem się kilka razy na nim i doszedłem w dłoń, trochę skapnęło z między moich palców na jego brzuch ale nie przejąłem się, rozkoszowałem się spełnieniem.
Nawet nie zauważył, że jest obserwowany, był ciekaw jak sie teraz zachowa.
Zszedłem z niego i zlizałem swoją spermę z jego brzucha.
 Nie chciałem zostawić śladów... A zresztą lubiłem nawet ten smak.
Zastanowiłem się przez sekundę, ale nie miałem serca zostawić go w takim stanie, poza tym skoro do tej pory się nie obudził to nie powinien teraz.
 Usiadłem między jego nogami i obciągałem mu.
On go dalej obserwował, ale nic nie mówił było mu bardzo dobrze, to było ciekawym doświadczeniem.
Robiłem mu dobrze, jednak czułem się inaczej niż zwykle.
Zwykle nieświadomie nie byłem całkiem naturalny.
 Teraz dłonią gładziłem jego pachwinę, zmierzałem wyżej i niżej.
Zajmowałem się nim wolniej niż zwykle, ale dokładniej.
Było mu zbyt dobrze, więc lekko odchylił głowę do tyłu, w końcu spał więc jak mógł się kontrolować?
Sprawiało mi to coś w rodzaju zadowolenia, bo wiedziałem, że przez sen udawać się nie da. Przeciągałem tą chwilę, ale kiedy wystrzelił mi w usta, przełknąłem. Choć w myślach zarzekałem się, że tego nie zrobię. Przeciągnąłem się i położyłem obok niego uśmiechnięty, przykryłem nas jakby nigdy nic.
Kiedy miał głowę odchyloną z otwartymi oczami i z uśmiechem na ustach doszedł, później znowu spoważniał, a kiedy Justin położył się przy nim pocałował go w policzek i spał dalej.
Usnąłem jeszcze, obudziłem się tym razem o normalnej porze.
Wstałem i powlokłem się do łazienki pierwszy.
Obrócił się na bok i leżał, ale tylko chwilę też wstał i jak by nic wszedł do niej, mijając go załatwiającego się wszedł pod prysznic i zaczął się myć.
Kilka minut potem wyszedłem z łazienki i korzystając, że go nie ma zacząłem ćwiczyć.
Do śniadania była i tak jeszcze chwila a notatki znałem na pamięć.
Kiedy wyszedł ubrany, jego widok go ucieszył.
-Skończyłeś? To idziemy biegać.
Spojrzałem na niego, i przypomniało mi się, co robiliśmy... Albo raczej robiłem jakieś dwie godziny temu. Ubrałem się szybko.
- Jak się spało?
- Dobrze, ale pierwszy raz miałem, aż tak mokry sen...
Odwróciłem wzrok co trudne nie było bo wyszliśmy na korytarz. Dalej nie byłem pewny czy spał. Niby spał, ale nie obudziłby się przez cały stosunek?
- To chyba dobrze?
- No nie wiem, nie lubię się budzić spocony... A ty lubisz mięć mokre sny?
- To zależy, ale raczej nie.
Powiedziałem rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Co tak cię rumieniec obleciał? Masz coś na sumieniu?
- Nie muszę się ze wszystkiego spowiadać.
Powiedziałem zdecydowanie.
- Nie musisz, ale lepiej było by jak byś mówił o swoich fantazjach, mógł bym je dla ciebie spełniać.
- Naprawdę? To... To byłoby fajne. Ale nie chce żebyś się ze mnie śmiał.
Powiedziałem wprost, wyszliśmy już na zewnątrz, spiąłem włosy gumką, którą miałem od Damiana.
Kiedy biegali ten spokojnie, zwolnił tempo prawie do szybkiego chodu.
- Nie będę się śmiać, powiedz...
- Powiem ci wieczorem
Powiedziałem, jakoś... Nie miałem ochoty teraz tego mówić.
-Dobrze, ale pamiętaj żeby nie zapomnieć. Jak się czujesz? Masz siłę biegać?
- Tak czuje się dobrze, trochę dziwnie jeszcze... Tam, ale to nic.
Zaczęli biegać, spokojnym tempem, żeby chłopak się za bardzo nie zmęczył.
- Dobrze, niech więc będzie. Długo jeszcze będziemy biegać?
- Nie już kończymy, a co masz dosyć?
- Nie całkiem, ale mnie kostka trochę boli.
Mruknąłem.
- Usiądź tutaj na ławce, zobaczę czy czasem nic ci się w nią nie stało…
Usiadłem i odsłoniłem kostkę, była tylko lekko przypuchnięta.
- Nic mi nie jest, tylko źle stanąłem.
Lekko ją dotknął.
- Obłożymy ci ją plastrami chłodzącymi, powinno pomóc, więc spróbuj jej nie nadwyrężać dochodząc do pokoju.
- Dobrze, to wracamy już?
Wiedziałem, że nic nie będzie, wiele razy mi puchła kostka po treningach.
- Tak... Czy mam cię zanieść?
Zapytał, musiał wiedzieć, czy jest w stanie dojść samodzielnie.
- Pewnie, że przejdę
Wstałem, jak biegać mogłem to co tam kłucie w kostce.
- No to chodź…
Ruszył w wolnym tempie, obserwując go jak chodzi.
Nie utykałem, ani nic w tym stylu, szedłem prosto, może trochę się krzywiłem co któryś krok.
- Ej, nie jestem niepełnosprawny, możemy iść.
- przecież idziemy…
Zdziwiła go jego odpowiedź…
- Tak wolno?
Zapytałem z uniesioną brwią.
- Tak wolno, bo to jest chodzenie, jak było by szybciej był by to już trucht…
- Zawsze traktujesz ludzi jak idiotów? Szedłeś wolno jak o kulach.
Powiedziałem.
- Nie, a ty tak nie pyskuj, bo kiedyś ktoś ci za to odwinie.
Odpowiedział zgodnie z prawdą.
Jak się okazało nodze nic nie było, czas Justinowi mijał szybko, nic dziwnego skoro praktycznie każda minuta jego czasu była czymś wypełniona. Nie można powiedzieć, że stał się grzeczny i ułożony, ale starał się nie wychylać, sama nauka zajmowała już mu czas, co dopiero jeszcze lekcje z Sonem.
Najważniejszym celem chłopaka stał się obiecany wyjazd, choć starał się zasłużyć, wciąż nie był pewien czy jego były Pan, nie zapomniał jednak.
Przyzwyczajał się do trybu życia tutaj, jednak chęć wyrwania się nawet na chwile wydawała się kusząca. Wiedział, że nic nie będzie takie jak wcześniej, wyzbył się już takich wyobrażeń, prawdopodobnie nawet nie umiałby już być Justinem sprzed porwania.
Właściwie, praktycznie nie myślał już o przeszłości, lekcje się skończyły, a on siedział z zeszytem i powtarzał po raz setny jakiś wzór, którego nie mógł zapamiętać.
Nawet nie zauważył kiedy minął tydzień, zajęcia przedmiotowe, zajęcia z Sonem i Damianem wypełniały mu cały dzień, nie miał nawet możliwości nawet przemyślenia tego co było lub co ma być, bo kiedy miał wolne Son dawał mu jakieś dziwne lub głupie zajęcie i tak jakoś szybko minął tydzień.
W sobotę kiedy Son czytał książkę na balkonie w czasie wolnym ktoś zapukał do pokoju i wszedł.
Był to kolega z klasy Justina.
- Serin chce cię widzieć u siebie w gabinecie.
Powiedział spokojnie do Justina, który siedział nagi na łóżku.
Po tym oświadczeniu wyszedł zostawiając ich samych.
Justin zebrał się z łóżka i ubrał, nie odzywał się do Sona, po co miał się mu z czegokolwiek tłumaczyć.
W głębi, cieszył się, bo to znaczyło prawdopodobnie, że pojedzie.
Kiedy wszedł do gabinetu, mógł zobaczyć Serina za biurkiem oraz byłego swojego Pana, kiedy wszedł przestali rozmawiać i obaj się lekko uśmiechnęli do niego.
- Justin za 5 minut widzę cię w holu powiedz swojemu opiekunowi, że jedziesz na wycieczkę i się przebierz jak chcesz, resztę powiem ci w drodze…
Oznajmił były Pan chłopaka, wracając do poprzedniego tematu rozmów ze swoim bratem.
Justin po prostu musiał wrócić do siebie.
- Dobrze
Powiedział cicho i wyszedł, choć w środku skakał z radości. Droga do pokoju, nigdy taka szybka nie była jak tym razem.
- Hym... Son? Będziesz miał spokój, jadę na wycieczkę.
Spojrzał na niego znad książki.
- Hmm… kup mi jakiegoś niewolnika, a odpuszczę ci 4 zajęcia w tygodniu…
Odpowiedział, aby wrócić do lektury po tym czasie.
- Dobrej zabawy…
Dodał jak ten już wychodził.
Wyszedł i podążając do umówionego miejsca.
Oprócz radości, czuł się jednak trochę niepewnie.
 Nie wiedział czego się ma spodziewać.
Czekał już tam na niego mężczyzna, kiedy go zobaczył wyszedł pierwszy, poszli na lotnisko do helikoptera.
Kiedy wsiedli dopiero się do niego odezwał.
- Zadowolony? A może przestraszony, że cię tam sprzedam komuś?
- Po pierwsze i tak nie mam prawa decydować, po drugie i tak to by się kiedyś stało.
Gdzieś na skraju świadomości bał się, ale to raczej strach przed nieznanym.
A poza tym, gdyby miał być sprzedany, to przykrywka nie byłaby potrzebna.
- Jak dolecimy będę musiał założyć ci taką o to obróżkę.
Pokazał cienką obróżkę z dodatkami , którymi były kamienie.
- To jest oznaką, że już jesteś kogoś wiec nikt nie może cię kupić, nawet jak byś był tam ze mną a byś jej nie miał na sobie, za pewne jakiś by się trafił chętny kupiec, dla tego dla bezpieczeństwa lepiej ją mieć na szyji…
Niestety nie było mu dane podziwiania widoków, gdyż dostał przepaskę na oczy.
- Wybacz, ale muszę, żebyś nie wiedział gdzie lecimy i gdzie obecnie jesteś…
- Jej, przecież nie mam mapy w oczach, nie zapamiętałbym nawet.
Powiedział, ale raczej nie z przekory, ale wydawało mu się, że będzie się nudził nic nie widząc.
 Ostatecznie jednak Justin poprawił opaskę, bo wsunęły się pod nią włosy i oparł głowę wygodniej.
- Właściwie, dlaczego pozwoliłeś mi wybrać się z tobą?
- Hmm… Bo miałem taki kaprys? Nie wiem stwierdziłem, że taka wiedza może ci się przydać z 2 strony chciałem mieć dobrego doradcę.
- Nie będę zbyt dobrym doradcą.
Stwierdził pewnie, jakie miał niby kompetencje? Sam nie umiał się zwykle zachować.
- Zrozumiesz jak dolecimy… Na razie możemy zając bardziej aktywnie czas spędzony razem…
Justin nie wiedział kiedy mężczyzna uklęknął przed nim i rozpiął mu spodnie.
Delikatnie wziął w usta jego członka i zaczął mu dogadzać.
To, że Justin nie widział potęgowało doznania.
Zaskoczony, że jego były właściciel to robi jęknął cicho.
Było dobrze... A nawet bardzo.
Delikatnie wargami przesuwał się w górę i w dół jego trzonu, jak był na czubku delikatnie go przygryzał zębami.
Chłopakowi wydawało się to snem, fakt kto robi mu dobrze, jeszcze bardziej go kręcił. Z trudem powstrzymywał się, aby być cicho.
Widząc, jak ten się hamuje przestał.
- Justin mimem jesteś? Pojękuj, a nie ukrywasz to co najlepsze… Będziesz jęczał? A może nie chcesz się dalej bawić?
- Przepraszam, chce...
Gdy spojrzał na miejsce gdzie powinien się znajdować były pan, odrobinę się wystraszył, to było silniejsze niż wiedza, że raczej nic mu złego nie zrobi.
- Więc jęcz…
Dodał pieszcząc go znowu.
Nie wstrzymywał się już, był naturalny.
Czuł wzrastające napięcie, które powodowało coraz częstsze pojękiwanie.
Uśmiechnął się lekko między pieszczotami, jednak w momencie kiedy ten już prawie doszedł przestał.
Popchał go delikatnie, żeby ten się na bok położył, usiadł za nim i ze śliną delikatnie zaczął palcami go penetrować.
Nie wiedział skąd on, mógł wiedzieć że Justin prawie dochodzi. Zaskoczyło go, że chce go przygotować bo tak naprawdę, nie było takiej potrzeby.
Chciał sprawdzić jak bardzo Justin się zmienił, wiec po jednym palcu, weszła w gre gumka, a po niej już chłopak mógł poczuć jak jego były Pan delikatnie w niego wchodzi.
- W porządku?
- Tak... Zapomniałem już jaki jesteś... Duży.
Cały ten proces obudził w Justinie wspomnienia...
Ale to było lepsze niż wtedy, czuł się pewnie i wiedział, że będzie genialnie.
To było inne niż uprawianie seksu z Sonem, o wiele lepsze.
Wszedł cały dał mu chwilę, a kiedy poczuł jak chłopak napiera na niego lekko biodrami wiedział, że już czas pokazać mu co tak naprawdę stracił.
Powoli się ruszał, jednak do końca i prawie cały wychodził, stymulował go tak, drażniąc się, chcąc usłyszeć przekupne jęki, za które mógł przyspieszyć.
Teraz nie potrafiłby nad sobą panować jęczał głośno i bezwstydnie, czuł jakby każdy ruch był dokładnie rozplanowany, bo każdy niósł samą przyjemność.
Drażniła go jednak ta prędkość, chciał więcej i bardziej.
   - Błagam... Jeszcze…
- Nie chcesz się ze mną bawić? Długo i przyjemnie? Wolisz byle jak na szybkiego?
Wiedział, że popełnił błąd, ale nie miał ochoty nad tym się zastanawiać.
- Wole wolno, przepraszam panie.
Końcówkę dodał automatycznie, miał tak to wpojone.
Pocałował go w szyję i wyszeptał.
- nie musisz przepraszać… I też nie jestem już twoim panem, ale widzę, że w końcu się nauczyłeś dodawać to słowo, w nagrodę zmienię tempo…
Zmienił na szybsze, ale dalej wchodził w niego tak jak wcześniej.
Teraz było już idealnie, w tej chwili żałował, że nie może być przy nim cały czas.
Gdyby wiedział, to co wie teraz nigdy nie zrobiłby tak głupiej rzeczy.
 Oddychał szybko i urywanie.
Zabawiali się tak dobre 20 minut, kiedy to pierwszy doszedł Justin nie mogąc wytrzymać.
- uuu szybciutko… Ale nie martw się, przed nami jeszcze 10 minut lotu, więc myślę, że usta wystarczą całkowicie, żeby mnie zadowolić.
Usiadł, a go przeciągnął na 2 bok, zdjął gumkę i nakierował jego usta na swoją męskość.
Zajął się więc nim, był wiele lepiej mu szło niż kiedyś.
 Podparł się lekko łokciem dla wygody.
Momentami wolno, chwilami szybciej przesuwał ustami, biorąc go jednak prawie zawsze do końca.
- Widzę, ze w tym też się polepszyłeś… To dobrze…
Doszedł mu w usta po 5 minutach, zastanawiał się czy połknie, czy może wypluje.
Justin połknął, było to już dla niego naturalne, nie myślał nawet o tym. Był zadowolony i zaspokojony... Pragnął powrotu do byłego właściciela. Czuł się tak inaczej w jego obecności... Ale wiedział, kogo była wina, oraz miał świadomość, że gdyby teraz nadal z nim był nie doceniałby.
- Zrobiłeś to, aby pokazać mi co straciłem, prawda?
Zapytał Justin podnosząc się do siadu.
- Nie, zrobiłem to żeby zobaczyć jakie postępy zrobiłeś… I dla zabawy…
Zdjął mu przepaskę, helikopter właśnie przygotowywał się do lądowania.
- Musimy zmienić środek transportu…  Więc radze zapiąć pasy.
Przyłożył na chwile rękę do oczu, gdy nagle zrobiło się jasno, aż go zabolało. Zapiął pasy.
- I co, zrobiłem postępy?
- Tak... Zrobiłeś, chodź powiem ci wolałem dawnego ciebie, było więcej zabawy...
Zauważył patrząc się na lądowisko.
Byli na terenie pustynno górzystym, niedaleko lotniska czekały 2 jeepy, które miały ich przetransportować na miejsce spotkania.
Próbował umiejscowić miejsce na mapie, ale nawet przy jego nikłej wiedzy wiedział, ze istnieje dużo miejsc o takim ukształtowaniu.
 Zastanawiał się... Że gdyby, może gdyby udało się... Ale to bez sensu, zbeształ się za te myśli, co by niby dalej zrobił, nie miał nawet paszportu.
- Nie martw się, godzina dobrego zachowania to jak na mnie dość dużo.
Zaśmiał się słysząc jego wyznanie.
- Nie martwię się… Mogę ci zdradzić gdzie jesteśmy, chcesz?
- Jasne, że chce. Choć pewnie, ta wiedza nic mi nie da.
Powiedział i spojrzał ciekawie.
- Ale w zamian za tą informację spełnisz jedną mała prośbę, o której nie wspomnisz Serinowi, dobrze?
- No... No dobrze…


czwartek, 6 grudnia 2012

Pani Mikołajowa!

Jeśli Mikołaj nie dał rady Pani Mikołajowa da!


A o to co miała:


- Piękny…
Wyszeptał i włożył znowu dłoń nakładając nową warstwę żelu,  na szczęście nie widział czerwieni na niej.
- Podoba ci się taki widok? To raczej... Nienormalne
Powiedziałem, nie mogąc jednak odwrócić wzroku od obrazu w lusterku i znikającej we mnie dłoni.
Nie mogłem uwierzyć... Że mieściła się we mnie jego dłoń a nawet nadgarstek.
- Nie, aż tak bardzo jak niektóre rzeczy, ale to też jest ciekawy widok...
Zauważył, wolną dłonią stymulował jego członka.
- A jakie te rzeczy?
Zapytałem, kiedy nie mówiłem cicho wzdychałem.
Przyjemność płynęła teraz z dwóch źródeł.
Nie odpowiedział, penetrował i stymulował, uśmiechał się lekko widząc, jak chłopak się zaczyna wiercić coraz bardziej odczuwając przyjemność.
Odłożyłem lusterko, a raczej wypadło mi z rąk z głuchym pacnięciem i spadło na pościel.
Nie mówiłem teraz nic, bo nie mógłbym na tyle nawet się skupić.
 Moje jęki były coraz częstsze.
- masz szczęście, że sie nie rozbiło inaczej 7 lat nieszczęścia by cię czekało, a w takim miejscu lepiej ich nie tłuc...
- Gorzej mi się przydarzyć już nie mogło…
Skwitowałem przesuwając ręką lusterko dalej.
- Wierz mi, że mogło… Na przykład zostać na zawsze zabawką Serina, dba o nie, goi ich rany i daje czas, ale zabawy mogą trwać nawet parę tygodni i są bardziej bolesne,  a on jest bardziej wymagający…
Wytłumaczył mocno rozluźniając dłoń w nim.
- Szczęście w nieszczęściu więc. Ale pewnie później trafie do jakiegoś świra i spędzę resztę swoich dni jako czyściciel butów.
Stwierdziłem, czułem każdy ruch jego ręki i to było niesamowite.
Znalazł jego prostatę i jakoś tak dziwnie się do niego uśmiechnął, zaczął go drażnić po niej, co dawało mu nieziemską przyjemność, a członek zaczął mu stać mocno wypięty i naprężony, nawet zaczął pulsować.
- Powiedz mi, jak będziesz chciał dojść, ale nie dochodź.
- Juuuuż…
Wymruczałem przeciągle.
Dopiero teraz nie mogłem się opanować, zrobiło mi się dziwnie duszno i czułem się tak błogo.
Jeżeli miałem być zwierzaczkiem do końca życia, to to było tego warte.
Jednak Son nie dał mu tego czego teraz pragnął wyjął dłoń i wziął sznurek, paroma szybkimi ruchami związał jego członek i jądra uniemożliwiając mu dojście.
- Nie wolno ci tego ruszać, aż ci nie pozwolę jeśli złamiesz 50 igieł wyląduje w twoim ciele…
Miałem ochotę rozbeczeć się w poduszkę bo to było frustrujące i trochę bolesne.
- Dobrze...
Nie chciałem tych igieł.
Podszedł i zdjął rękawiczkę, wyrzucił ją, a ręce umył.
Usiadł przy nim i dał do zrozumienia, ze ma mu znowu obciągnąć, w końcu się podniecił takimi widokami.
To było niesprawiedliwe, nie pozwolił mi dojść, a ja musiałem go zadowalać. Sprawnie poruszałem ustami, ręce położyłem na jego udach, żeby nie kusiło mnie sięgać między nogi. Nie mogłem się skupić na nim, bo cierpiałem słodkie katusze, a jednak starałem się.
Jednak nie dał mu zadowalać go do końca, przerwał, obrócił go i zajął się jego wejściem, zaczął z nim uprawiać sex.
- Zaciśnij mięśnie…
Powiedział, jednak nie czując, żeby chłopak coś robił, uderzył go w członka dłonią.
Z zaskoczeniem stęknąłem, bolało.
Czułem jakby moja męskość i jądra były jeszcze wrażliwsze niż zawsze.
Starałem się zacisnąć teraz, ale byłem już rozciągnięty dziś mocno i nie mogłem aż tak bardzo.
Czułem się upokorzony, bo to było jakbym był zużytą dziwką.
Son dalej lekko się uśmiechał, wiedział doskonale o czym on myśli.
- jesteś zwierzakiem… nie dziwką…
Wyszeptał mu do ucha.
- Ale ja... ja nie mogę już, żeby tak ciasno... Tak jak wcześniej.
Płakałem, choć teraz sobie to uświadomiłem.
To były po części łzy strachu, że na zawsze tak będzie, a po części wstydu.
Wytarł mu jego łzy.
- Nie płacz… To nie powód do płaczu…
Delikatnie pogłaskał go po policzku.
- No już, zatrzymaj je na inny moment…
Starałem się uspokoić, ale pozostał mi urywany nierówny oddech.
Uspokoił mnie jego wręcz pieszczotliwy dotyk na policzku.
 To było tak niewiele, ale dużo dawało.
Zacisnąłem się tak jak tylko mogłem, nie uświadamiałem chyba sobie, że tym razem zrobiłem to dobrze.
On go jednak o tym poinformował.
- Dobrze, bardzo… To właśnie miałeś zrobić…
Poruszał się w nim, nie chodziło mu w ogóle o sex z nim, a o polecenie, chciał, żeby sobie uświadomił, że musi robić wszystko co Pan mu będzie kazał, nawet w tak nie wygodnych momentach jak ten.
Sytuacja między moimi nogami była coraz bardziej... Niecierpiąca zwłoki i bolesna. A jednak nie ruszyłem dłońmi nawet milimetr, wiedziałem, że wszystko zrobione przez Sona ma jakiś cel. Gdyby mnie nie brał, chociaż opadł bym i nie byłoby problemu, a tak kolejna fala napięcia kumulowała się.
Kiedy doszedł w nim, odpoczął.
- Chcesz dojść?
Teraz sprawdzał go czy czegoś się przez ostatnie dni nauczył.
Chciałem powiedzieć, że tak, że oczywiście. Ale czułem, że nie taka jest odpowiedź. Nie mogła być, tak prosta. Cofnąłem się do naszej praktycznie pierwszej lekcji myślami, nie wiedziałem do końca czy tak, bo od początku tej nie używałem ani razu oznaki kim teraz dla mnie jest. Dlatego z lekkim zawahaniem powiedziałem:
- Jeżeli taka będzie twoja wola, panie.
- Cudnie…
Powiedział, zaczął go rozwiązywać jednak przed samym końcem zatrzymał się.
- Co mi dasz, za pozwolenie na dojście?
To też była pułapka, czekał na odpowiedź.
Trudne pytania nastąpiły, w momencie kiedy moje ciało wręcz krzyczało o chwile uwagi. Miałem dwie możliwe odpowiedzi i obie były prawie tak samo prawdopodobne.
- Podziękuje, panie.
- Prawie dobrze, ale nie tak miałeś odpowiedzieć, wiesz jak?
Dał mu jeszcze jedną szansę.
Obawiałem się, że jednak znów nie to.
- Cokolwiek zechcesz, panie?
- Dokładnie… Więc, jak tak ładnie mi obiecujesz, to pozwolę ci dojść…
Zdjął z niego linkę i delikatnie, po bardzo czułym członku jeździł dłońmi, żeby Justin mógł dojść.
Odchyliłem głowę do tyłu, moje usta zastygły w bezgłośnym jęku. Nie trzeba było mi nawet długich minut, żeby dojść z jego imieniem na ustach. To było wspaniale wyczerpujące i o wiele bardziej satysfakcjonujące po przetrzymaniu.
Kiedy chłopak doszedł zostawił go na chwilę samego, ale wcale nie kończył położył pudełeczko, na którym był obrazek igieł, opakowanie z wacikami, wodę utlenioną oraz rękawiczki i uśmiechnął się do niego.
Poniosłem się leniwie do pół siadu, podparty łokciami i spojrzałem tylko trochę zaniepokojony na to. Bo takich wyczerpujących chwilach martwiłem się jakoś mniej.
- Chyba nie chcesz mi robić kolczyka?
- nie, trochę cię po nakłuwam, w końcu powiedziałeś, że za dojście mogę zrobić wszystko co chce…
- A jak zarażę się gangreną, odpadną mi pośladki i umrę?
Zapytałem całkiem obojętnie, choć wizja igieł w skórze była trochę... dziwna.
- Nic ci się nie stanie, połóż się na brzuchu i się rozluźnij…
Kiedy on się obracał, Son spojrzał na zegarek, wiedział, że zaraz będą szli na kolację, ale chciał go trochę pomęczyć.
- Ufam ci.
Nie wiem dlaczego to powiedziałem, ale miałem taką potrzebę.


~~**~~**~~

Takie małe co nie co xD Bo jak widzicie sań nie było, wiec Mikołajowa mało wzięła xD

środa, 5 grudnia 2012

Mikołajki? Chyba nie xD


Tak jak na obrazku, nie liczcie na prezent świąteczny, gdyż Mikołaj nie dojedzie xD

piątek, 23 listopada 2012

Rozdział 52


- Uklęknij, pochyl się i wypnij….
Już wiedziałem, co chce zrobić, i nie podobało mi się to.
- Nie chce, to nie przyjemne
Powiedziałem nie wykonując rozkazów, poza tym wstydziłem się. Nie powiem, że nie bałem się protestując, czułem, że się rumienię.
Spojrzał na niego jego oczy momentalnie stały się lodowate, nie tylko dla tego, ze powiedział „nie”, ale nie zwracał się z szacunkiem.
- Liczę do 3, jeśli nie to dostaniesz karę za sprzeciwianie się i zrobię to na siłę…
Odpowiedział tak samo chłodno jak patrzył.
Bałem się jak cholera takiego Sona, rozumiałem, że zostanę jeszcze ukarany na dodatek ale nie potrafiłem się zgodzić.
- Nie kłopocz się z liczeniem, muszę to robić?
- Musisz, ja tak chce, a ty masz to robić, myślałem, że zapamiętujesz przynajmniej jedną trzecią wiedzy, którą ci przekazuje na lekcjach...
- Pamiętanie a stosowanie to dwie różne sprawy. To upokarzające i tyle.
Odrzekłem.
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, czym jest zwierzak? Kim jesteś teraz i kim będziesz w przyszłości?
- Słowo ,,nikim'' całkiem dobrze to określa
Odrzekłem gorzko, rozumiałem swoją pozycję... Ale nie potrafiłem do końca się jej podporządkować, a jednak czy kolejna kara pomoże mi teraz? I tak Son zrobi to co chciał. Kilka sekund stałem sztywno, wahając się jednak w końcu przyjąłem wymaganą pozycję na płytkach.
- Nie, to słowo nie tak brzmi... Jesteś zwierzakiem, a zwierzaki mają 2 zadania, słuchać i wykonywać...
Kiedy ułożył się tak jak chciał kucnął przy nim i delikatnie posmarował jego wejście, włożył w niego gumową końcówkę.
- nie bój się, będę wlewał mało, ale często, chcę żebyś sie do tego uczucia przyzwyczaił.
Wiedziałem, czego się spodziewać, ale i tak to było dziwne.
Drżałem chwilami, nie wyobrażałem sobie robić tego codziennie.
Ale jednak nie mogłem znów nie stwierdzić, że Son jest troskliwy.
- Miałeś kiedyś z tym do czynienia?
Bo trochę dziwnie się zachowywał jak na swój pierwszy raz.
- Nie będę kłamać, że nie. Dlatego nie chciałem
Powiedziałem, wyraźnie czułem, że wody jest coraz więcej.
Wyłączył ją, a było jej bardzo mało.
- Hmm... Widać... Ok teraz jak wyjmę powoli ją wydal z siebie...
Nie chciałem, żeby widział jak ze mnie wypływa ta woda.
- Ale proszę nie patrz...
Już rumieniłem się.
Wiedział, ze to jest zawstydzające, ale chciał dać mu do zrozumienia przez takie coś, że jest tylko zwierzaczkiem może się wstydzić, bo tego nie da się odebrać, jednak ten wstyd musi być zmniejszony lub przynajmniej wstyd przed swoim panem też może być pozytywnie odbierany, jednak większość uważa, ze zwierzak nie ma prawa do wstydu.
- spokojnie, wiem że się wstydzisz, ale nie musisz...
- Dobrze
Szepnąłem, gdy wyciągnął końcówkę postarałem się, żeby kontrolować strużkę wody. Naprawdę nie chciałem tego robić, ale rozumiałem że kiedyś będę musiał.
Obecność Sona nie była taka zła, teraz, kiedy widziałem, że stara się aby to nie było takie złe.
Głaskał go po kości ogonowej.
- Dobrze... Następne już nie kontroluj, staraj sie żeby samo wyleciało z ciebie...
- Dobrze... To jakieś ćwiczenie?
Zapytałem odwracając głowę by spojrzeć na niego. Rumieńce z policzków mi nie zeszły ale nie umiałem ich kontrolować.
- Tak i nie...
Napuścił następną porcję, ale trochę większą niż poprzednią.
Gdy znów wyciągnął końcówkę po prostu się rozluźniłem i woda wypłynęła ze mnie początkowo mocnym strumieniem a potem już wolniej.
Uczucie wypuszczania z siebie płynu nie było już takie złe.
Głowę znów jednak spuściłem aby móc obserwować kolor spływającej do spływu cieczy.
Woda była lekko brązowawa, ale coraz bardziej stawała się przezroczysta bez żadnych brudów.
- Dobrze…
Trzeci raz był dłuższy, więc więcej wody się w niego wlało pół litra.
Wyjął zatyczkę i powiedział.
- Spróbuj jak najdłużej ją trzymać w sobie.
Nie odezwałem się, przyjąłem jego słowa do wiadomości. Odrobinę zabolały mnie już dłonie od trzymania na nich ciężaru więc na chwile oparłem się na łokciach. Długą ciszę zakłócały tylko nasze oddechy.
- Już nie mogę
Odezwałem się, kiedy z trudem się powstrzymywałem.
- Ok, możesz się jej pozbyć…
Oznajmił kucając koło niego, a nie z tyłu tak jak wcześniej.
Uniosłem się znów na dłonie, a głowę oparłem o jego ramię po kilkusekundowym wahaniu.
Rozluźniłem z ulgą zwieracze, ale nie całkiem, dopiero gdy pierwsza porcja wody się wylała pozwoliłem sobie na całkowite rozluźnienie, a nawet na lekkie parcie by nic nie zostało.
- Bardzo dobrze, widzisz to nie jest takie złe…
Kiedy był już czysty mógł zacząć dalszą część zajęć.
Wstałem rozprostowując się.
Nie wiedziałem, że będzie coś jeszcze.
Uznałem, że chyba będzie koniec zajęć, odrobinę się zdziwiłem, że Son twierdzi że bardzo dobrze, a chwile wcześniej niemal miałem dostać karę.
- No może faktycznie nie tak źle.
- Wybierasz się gdzieś?
Zapytał widząc, ze chodzi tak jak by to był już koniec.
Son też wstał i podszedł do jednej z szafki i zaczął coś z niej wyciągać.
- No tak...
Kiedy zauważyłem jak idzie do tej szafki, zrozumiałem, że jednak zajęcia wciąż trwają.
- Ale chyba niepotrzebnie.
- Połóż się na łóżku, tak aby twój tułów na nim leżał, a nogi zgięte na ziemi…
Podszedłem do łóżka a raczej do jego skraja, położyłem się, brzuch kładąc jeszcze na łóżku, i klęcząc na podłodze.
 Czułem się dziwnie...
Szczerze taki czysty i jakoś lżej w brzuchu.
Wyjął 2 członki jeden średni drugi duży i kulki analne oraz żel, położył wszystko koło siebie, na początku włożył jedne, dwa i trzy palce rozciągając go, ale też nic nie mówił przy tym dopiero jak wyjął 3 palce odezwał się.
- Rozluźnij się, pierwsze będą kuleczki…
Raczej kulki, ale wolał zmiękczyć, żeby go nie przestraszyć.
Zmiąłem pościel w dłoniach i uspokoiłem się powoli. Od stymulacji palcami stanął mi, więc nie musiałem się wiele starać.
- Ale powoli.
- Tak powoli, jedną po drugiej…
Nasmarował pierwszą i drugą, powoli wsadzał w niego, po 2 nasmarował 3 i 4.
- Jest ich 6, jak włożę je to wyciągnę i znowu to powtórzymy…
Justin nie wiedział do czego go Son przygotowuje, a może lepiej, ze nie wie.
Byłem wdzięczny, że powiedział mi czego mam się spodziewać.
Czasem zdawałem sobie sprawę, że nie powinienem bo robi więcej złego niż dobrego...
 Ale to nie było takie proste.
Nie mogłem powstrzymać się od cichych jęków tłumionych schowaną twarzą w pościeli.
- nie wstydź się ich…
Wyszeptał.
- Teraz 5 i 6… Wiem, że dasz radę i zmieścisz je…
Powiedział to tylko dla tego, że Justin przy 4 miał problem i się zapierał jak by był pełny.
- One się nie zmieszczą.
Zaprotestowałem, oddychałem szybciej, troszkę bolało mnie to.
- Zmieszczą… Nie bój się tylko trochę rozluźnij i zobaczysz jak je wciągniesz… I oddychaj wolniej, spokojniej, nie jesteś na wyścigach…
Zastosowałem się do jego rad i uspokoiłem się.
Wyobraziłem sobie że kulki to zupełnie coś innego i momentalnie się podnieciłem i rozluźniłem.
- Dobrze…
Kiedy włożył pozostałe dwie, delikatnie ostatnia wyciągał i wkładał.
- Gotowy?
- Na co?
Zapytałem zduszonym głosem. To było przyjemne.
- Na to…
I w momencie mówienia  wyciągnął z niego kulki, czekając aż chłopak odreaguje przyglądając się jego wejściu, jak się ładnie porusza.
Jęknąłem głośniej, nie spodziewałem się. Czułem się taki... Otwarty. Niespokojnie poruszyłem się na łóżku unosząc lekko pośladki.
- M...Mogłeś powiedzieć…
- Mówiłem… Nie pamiętasz?
Teraz odłożył kuleczki i nasmarowawszy członka włożył go w niego.
Wszedł bez problemów.
- Żeby ci nie było za dobrze…
Usiadł przed nim i wyjął swojego członka na wierzch.
- Obciągnij, później będziemy kontynuować.
To był już drugi raz dziś, ale nie protestowałem.
 Przed wzięciem w usta zapytałem jedynie, o coś co mnie zastanawiało.
- Po co ty mnie tak rozciągasz, potem będę rozwalony i nie będzie przyjemnie ci podczas seksu.
- Żeby cię nie bolało podczas twojego pierwszego fistingu…
Odpowiedział, w końcu był ciekaw jak Justin to przymnie, ale nie powiedział to z jakimiś uczuciami, po prostu bez emocji odpowiedział na pytanie.
- A... A co to jest?
Mogłem śmiesznie wyglądać z ustami przy nim i patrząc się z taką ciekawością.
Nie lubiłem czegoś nie wiedzieć, a w tym przypadku chyba powinienem.
- Zobaczysz, jeśli będziesz postępować według moich instrukcji, podnieci cie to bardziej niż ci się wydaje… No i nie będzie boleć, a teraz już nie gadaj…
Nie wytrzymał sam wsunął swojego członka w jego usta, trochę dalej niż połowa.
Spojrzałem na niego z wyrzutem, na takie kończenie rozmowy.
Lekko cofnąłem głowę i zająłem się jego męskością.
Tym razem nawet nie musiałem dużo myśleć co mam robić dalej, robienie mu dobrze miało jedną dużą zaletę, nie miałem czasu myśleć o innych sprawach.
Moje usta wykonywały raz szybsze, raz powolniejsze ruchy, chwilami pochłaniałem go niemal całego, rozluźniając gardło jak tylko mogłem.
Już po chwili jego członek błyszczał od mojej śliny.
Trzymał cały czas dłoń w jego włosach, delikatnie go przeczesując.
- Tak, właśnie tak... bardzo dobrze...
Długie minuty upływały, a ja stałem się bardziej odważny, szukałem innych sposobów na doprowadzenie go.
Wręcz zaskoczył mnie kiedy doszedł, w najmniej oczekiwanym momencie kiedy był w moich ustach prawie w całości.
Nie zdążyłem cofnąć głowy zanim strużka ciepłego nasienia spłynęła mi bez przełknięcia do przełyku.
- Dobrze... Spokojnie...
Powtórzył kiedy widział lekki strach w jego oczach.
- Wypnij się znowu, teraz włożę ci tego drugiego członka.
Wskazał na dużo większego członka, ale nie był jakiś strasznie gruby czy też długi.
Jak na to, że wcześniej nigdy nie miałem wkładanego tak dużego nic w siebie obawiałem się.
Nie całkiem uspokoiły mnie jego słowa.
- Nie zmieści się.
- Zmieści... Kulki się zmieściły, więc to też, a później...
Wyciągnął dłoń przed niego.
- ją też zmieścisz...
Chyba zrozumiałem co to jest ten fisting i dlaczego użył tych kulek.
Nie wiem skąd w moich oczach pojawiły się łzy. Na prawdę nie chciałem płakać, bałem się tylko.
- Ale... Ja nie chcę... Nie możesz... Nie możesz tam włożyć...
Nie mogłem wysłowić się przerażony wizją jego ręki w moim odbycie.
Pogłaskał go.
- Mogę i włożę... I nie płacz, jak się uspokoisz i zrelaksujesz to nawet nie poczujesz... A jak nie to ci coś dam na tymczasowe rozluźnienie...
- Pocałuj mnie…
Poprosiłem, wciąż trochę się trzęsąc.
Chciałem, aby właśnie w tej chwili to zrobił i to na pewno pomogłoby mi w rozluźnieniu się.
Pochylił się nad nim, kiedy już był w odpowiedniej pozycji, dłonią zaczął delikatnie wyciągać i wkładać z powrotem gumowego członka, który miał w sobie.
A sam delikatnie go zaczął całować.
Przestałem drżeć, zaczęło mi być nawet przyjemnie bo pocałunki odwróciły uwagę od początkowego nieprzyjemnego tarcia, a potem były stymulującym dodatkiem.
 W tym układzie ocierałem się o śliską pościel.
Wyjął z niego członka i przestał całować, ubrał gumową rękawiczkę długą do przed ramienia,  nawilżył całą żelem i zaczął od 3 palców które weszły jak nóż w masło.
Odwróciłem głowę do tyłu patrząc na to co robi i jęcząc cicho.
Chyba nie chciał włożyć tej ręki do końca? - Tak myśl zaprzątała mi głowę.
Po chwili wkładał w niego 4 palce, a w następnej sekundzie Justin mógł poczuć, że dłoń Sona wdziera się w niego, był już rozluźniony, ale to nie oznaczało że nie będzie tego czuć.
Jęknąłem głośniej, nie bolało ale dziwnie się odczuwało bo dłoń miała nieregularne kształty i gdy przesuwał czułem jak w środku dopasowuje się do jego kształtu.
- Dobrze… Oddychaj nie zapominaj i tym..
Bawił się nią, zaciskał dłoń i rozluźniał.
- Jakbym niedotleniony zemdlał to byłoby zbyt teatralne.
Stwierdziłem, faktycznie jednak momentami zapominałem o wzięciu oddechu.
Kolejny raz zabawa była naprawdę przyjemna.
Stymulował go tak jeszcze chwilę, by następnie włożyć dłoń trochę głębiej.
- Rozluźnij się… Dobrze ci idzie…
Penetrował go, drażnił oraz stymulował od środka.
Naprawdę starałem się, ale nie mogłem dokonać cudu szczególnie, że tak daleko raczej nic nie miałem, aż tak szerokiego.
Zrobiło mi się ciepło i odruchowo ocierałem się o pościel, która była przyjemnie śliska, a obecność jego ręki jeszcze bardziej mnie nakręcała.
- Dobrze ci co?
Wyjął powoli dłoń i kazał mu się położyć na plecach, a nogi zgiąć w kolanach.
Wdrapałem się na łóżko, przesunąłem tak, żeby mógł obok mnie usiąść i ułożyłem się.
Przesunąłem dłonią po mojej dziurce, ciekaw byłem jak teraz jest.
 Ciekawym doświadczeniem było dotykać, kiedy byłem otwarty.
- Nawet bardzo...
- Chcesz zobaczyć jak wygląda?
Jednak on trochę zmienił jego pozycję przyciągnął go do krawędzi łóżka i tam zgiął mu nogi.
- Tak miałeś się położyć, będę mieć lepszy dostęp do twojego wejścia, jak to będę robić, położę ci poduszkę pod tyłek, lekko ją uniesiemy, a nogi mi na ramiona, żebyś się nie męczył bo musisz mieć rozluźnione mięśnie.
Nie wiedziałem, że on chce akurat w ten sposób.
Mimo, że było mi naprawdę dobrze i zmiana pozycji też miała służyć tylko komfortowi troszkę się bałem.
- Jak daleko chcesz włożyć?
Zapytałem cicho, kiedy poduszka już była pode mną, a nogi delikatnie oparłem na nim.
- Się zobaczy… Może do końca rękawiczki, a może cię tak po stymuluję…
Podał mu lusterko i zobaczył czerwone lekko rozłożone wejście.