piątek, 8 marca 2013

Dzień Kobiet

Dzień 8 marca dzisiaj mamy,
więc kobietom kwiaty damy,
szczerze z serca swojego,
dla stworzenia boskiego,
by przynajmniej raz w tym dniu,
były pełne uśmiechu.



środa, 6 marca 2013

Rozdział 56

Wybaczcie, za błędy, ale brak czasu sprawiły, że nie mamy kiedy usiąść i czegokolwiek napisać, a tym bardziej poprawić :S Tak jak pisałem wcześniej, to ostatnie wypociny, które posiadamy.
Pozdrawiam i Zapraszam do czytania :)

~~**~~**~~

- No kłamałeś! Jak mogłeś mnie zobaczyć idąc na aukcje, skoro ja nigdy nie byłem tutaj.
Siedział i go słuchał, ale nie wytrzymał i wybuchł głośnym śmiechem, nie potrafił się uspokoić, dopiero po paru głębszych wdechach ochłonął.
- wybacz, ale to ty chyba źle mnie zrozumiałeś...
Otarł łezkę, która mu sie zakręciła w oku.
- pytałeś się mnie czy jest dużo takich miejsc, powiedziałem ci że są 4 pewne i 5 nowe, nigdy nie powiedziałem, ze cie tutaj spotkałem...
Znowu zaczął się cicho śmiać i uspokajać.
- Ej! To ty się źle wysłowiłeś i ja źle zrozumiałem.
Bezwiednie skrzyżował ręce na piersi, jak obrażona nastolatka.
- No to powiedz mi po prostu, gdzie mnie zobaczyłeś.
Skarcił go spojrzeniem,  drugi chłopak był w szoku, że Justin tak się zachowuje bezczelnie w stosunku do mężczyzny, czyżby nie był jego Panem?
-Nie powiem ci tego, nie musisz tego wiedzieć, a teraz oddaj mi obrożę, jest więcej warta niż ci się wydaje, a Serinowi nie chce robić prezentów….
- No to pomóż mi ją ściągnąć.
Powiedział spokojnie, dla niego lepiej.
Jednak Justin mógł poczuć dłonie starszego chłopaka na swoim ciele, Pan… Tak dla niego Pan był święty, wiec czemu miał się zajmować tak błahymi rzeczami?!
Justinowi nie sprawiło to żadnej różnicy, w ostateczności sam mógłby ściągnąć ale potrzebowałby na to długich minut.
Kiedy tamten zabrał do rąk obroże, młodszy oparł się znów o siedzenie i patrzył na krajobraz.
Mężczyzna powiedział coś Hiszpanowi, tak aby Justin nie zrozumiał, chłopak przyjął tą wiedzę z pokorą, lecz było widać w oczach, że nim miota.
Wiedział, że zachował się źle, ale taki już był.
Nie istniał ktoś taki, jak spokojny i pokorny Justin, potrafił taki być może na kilka godzin.
Jedyne, co czuł teraz to ciekawość co się dowiedział tamten.
Ale wiedział, że teraz to nie ma sensu nawet pytać.
Czuł się dobrze, przez pęd powietrza nie było tak gorąco.
Dalsza droga minęła, szybko chociaż nikt nic nie mówił.
Kiedy dojechali na lotnisko ich helikopter już czekał, jednak zanim wsiedli chłopak nabrał trochę piasku do małego słoiczka, który miał ze sobą.
Na pytanie Pana co to jest, odpowiedział „pamiątka”, wiec już się o nic więcej nie pytał.
-  Jak myślisz Son się już za tobą stęsknił?
- Raczej odpoczywa beze mnie.
Powiedział Justin, poprawiając palcami grzywkę.
- Miej nadzieję, ze tak jest…
Powiedział przytrzymując chłopców podczas startu, po 5 minutach od startu faworyt Justina zaczął się budzić.
- …                   
Coś powiedział cicho pod nosem, jednak nikt go nie zrozumiał.
- …
I znowu… Na twarzy chłopaka rosło przerażenie i panika, zwłaszcza widząc gdzie jest i nic nie rozumiejąc co do niego mówią.
- No ładnie… To będę mieć ciekawie…
Odpowiedział i spokojnie pogłaskał chłopaka, który już nie słysząc żadnych słów zaczął się uspokajać, a po chwili znowu spał.
- To normalne, że daje się jakieś prochy?
Zapytał Justin patrząc na tego młodego, spał jakby go zabito.
- Tak, ale tylko tym małym lub zbyt nerwowym czy też agresywnym…  Ale to dla ich dobra…
Powiedział głaszcząc delikatnie obuch chłopców po plecach.
Patrzył na tą scenę już bez słowa, był zaskoczony łagodnością byłego właściciela co do chłopaków. Ale z drugiej strony, się cieszył, że nie będzie może im bardzo źle.
- Pamiętaj, że zawsze możesz nas odwiedzić, ale przekraczając tamten próg będziesz musiał się mnie słuchać… I szanować…  jako swojego tymczasowego Pana…
Powiedział to widząc, nutkę zazdrości w jego oczach.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł…
Powiedział Justin po chwili ciszy.
Może w przyszłości, ale teraz czułby się nieodpowiednio.
- Może nie, nie wiesz dopóki nie spróbujesz… Możesz zabrać ze sobą swojego opiekuna… Jak będziesz się bać, że nie będziesz potrafić wyjść… A możesz też w ogóle mnie nie odwiedzać i żyć, jakby mnie tam nie było.
- Przyjdę, ale skąd wiesz, że Serin mi pozwoli?
Powiedział spokojnie.
- Masz tyle samo % szansy na pozwolenie jak i zakazanie, więc czemu nie spróbujesz?
- Bo... No chyba masz rację, zapytać zawsze mogę.
- Nom, a myślę, że byś dużo stracił jak byś się nie zapytał...
- No cóż, pół sukcesu już mam.
- Pytanie czy z Sonem czy bez... Opowiedz mi coś o nim...
- A co chcesz o nim wiedzieć?
  Zapytał Justin, w sumie wiele mógł powiedzieć o Sonie.
- Oczywiście że wszystko...
Justin zastanowił się chwilę, nie wiedział jednak czy dobrze opisze mu Sona. To były jego subiektywne wrażenia.
- On jest bardzo zasadniczy, jeśli coś mi każe, to nie ma sensu się kłócić, bo i tak wyjdzie na jego. Często nie mówi mi wprost, tylko muszę się domyśleć co mam zrobić, ale to ma chyba dobre strony. No cóż, wole go nie denerwować, bo wtedy jest nieprzyjemny. No i na lekcjach i tak przy innych jest zupełnie inny, ale wieczorem jak jesteśmy sami i nie denerwuje go bardzo to nawet fajny jest.
Zaśmiał się słysząc te słowa.
- Czyli jest ci z nim dobrze?
- Zwykle tak, jeśli zdarza się, że nie, to tylko z mojej winy.
Przyznał szczerze.
- A jest ci lepiej niż z twoim pierwszym opiekunem?
- Inaczej, Deive był przyjemniejszy, ale chyba zbyt miły. Może, gdybym miał inny charakter, sam wiem że łatwo się ze mną nie współpracuje. Obiektywnie widzę, że nie ruszyłbym wiele z nauką bez Sona.
- Z nauką, ładnie to ująłeś... A jak by Deive był taki jak Son, nie było by nudno?
- Nie wiem, może? Nie zastanawiałem się nad tym nigdy, Deive taki już był, gdybym ja był spokojny i posłuszny, lepiej byłoby mi z nim.
- Ty jesteś po prostu masochistą... A on nie... Ani też sadystą, a Son jest sadystą i to dość ciekawym...
- Nie jestem pewien czy jestem masochistą, nie kłócę się z nim dlatego, że lubię jak mi się dostaje, tylko jak mi się coś nie podoba to nie będę cicho siedzieć... Zresztą siedzenie cicho i słuchanie poleceń, to nie ja.
- Zdziwił byś się Justin, w oczach moich i na pewno Sona też, jesteś zupełnie inny, ale to nie czas na taką rozmowę... Za pewien czas znowu zadam ci to pytanie.
- To moje zdanie, może ty lepiej to rozumiesz, bo widzisz to z drugiej strony. Swoją drogą, powinienem ci podziękować, bo sam pewnie doszedłbym za parę lat dopiero że jestem bi.
Zaśmiał się z tego stwierdzenia.
- proszę bardzo... Tylko nie mów nic Serinowi, bo obiecałem mu że nie będziesz uprawiać seksu, poza moją osobą...
- Nic nie powiem, zresztą dlaczego miałbym, jedyne co na początku mi przeszkadzało to wzrok tych ludzi... Ale potem to nawet było jeszcze bardziej kręcące.
- Jakoś nie było tego widać po tobie, ze coś ci przeszkadza, bo byłeś tak nią zainteresowany, że szok...
- Wbrew pozorom widziałem, coś poza nią. Tak, źle ze mną jeszcze nie było. Uważasz mnie za kompletnego durnia.
- Czemu od razu dureń? Każdy facet za taką ślicznotką by się obejrzał nie dzieląc ich na hetero czy homo... Bo dziewczyna niczego sobie, ale jej Panu coś się w tobie spodobało, wiec poprosił o ciebie... Więc powinieneś być zadowolony...
- Ja zadowolony jestem, ale mówisz, jakbym nie był w stanie mieć uczuć poza tymi które widać na mojej twarzy.
- Nie wcale tak nie uważam i nie mówię...
Stwierdził patrząc na niebo, a nie na niego.
- Szok, ze już wieczór się zbliża... Eh, a miąłem nadzieję, ze jeszcze coś porobię...
Powiedział jak by sam do siebie, lekko uśmiechając się, ale już do Justina.
- Jutro też jest dzień, tylko zależy co chciałeś zrobić.
Powiedział odwzajemniając spojrzenie. Rzadko kiedy widział go uśmiechniętego. Czuł się przy nim swobodniej niż rankiem.
- Jednak tą czynność najlepiej się robi o zachodzie słońca... Ale fakt, jutro też mogę to zrobić...
- Zamierzasz robić sweet focie na tle zachodzącego słońca jak rozchichotana trzynastka?
Zapytał żartobliwym tonem.
- Nie, ale nie powiem ci co wtedy robię... Może kiedyś jak mnie odwiedzisz zobaczysz... Albo sam tego doświadczysz.
- To coś specjalnego, bo chwile u ciebie byłem, a jednak nie widziałem. No cóż, to mam kolejny powód, żeby mieć nadzieję, że będę mieć pozwolenie. A... A którego właściwie mamy dziś?
Justinowi wpadło do głowy, że nawet nie wie ile już jest zwierzaczkiem.
- Nie powiem ci, bo nie mogę... Ale nie jest to wcale długi okres...
- Dlaczego nie możesz? To jest jakaś tajemnica?
Dziwiło go, to tylko data, najzwyklejsza rzecz jaką człowiek sprawdza wstając rano do szkoły, pracy. Czy coś złego się stanie jak się dowie?
- Po prostu taką miałem umowę z moim bratem... Jednak tej części nie chce złamać, bo też nie widzę potrzeby mówienia ci o tym.
- Więc zapytam się jego, dlaczego to takie ważne. Ale jeśli będziemy się widzieć jeszcze, powiesz mi kiedy minie rok? Proszę, to dla mnie ważne.
- Dobrze, powiem ci kiedy minie rok...
Odpowiedział, mając nadzieję, że będzie o tym pamiętać.
- Przypomnę ci i tak niedługo. Wiem, że męczący jestem z tymi pytaniami, ale dlaczego w tamtą stronę nie mogłem patrzeć, a teraz mogę?
- Fakt, zapomniałem...
 Zaśmiał się sam z siebie.
  - Dajmy na to, że nie widziałeś... I po problemie, i tak nie wiesz gdzie jesteśmy...
- Praktycznie nic bym nie wskórał nawet gdybym wiedział. Ucieczka nie miała by sensu, ani zero szans na powodzenie... A nawet jakby, to nie umiałbym normalnie żyć pewnie.
-Za  pewne, ale założyłem ci wtedy tą opaskę, nie tylko po to, żebyś nic nie widział, a dlatego, żeby cię pobudzić...
- Przed chwilą stwierdziłeś, że zapomniałeś.
Zauważył.
- Że zapomniałem ci teraz ją założyć…
Eh, Justin nie rozumiał jego żarcików co było trochę irytujące, ale to już przemilczał 0 poczucia humoru…
Wzruszył ramionami.
- Teraz to i tak pobudzanie byłoby nie potrzebnie.
Brak mu było słów, więc dłoń wylądowała na czole, głośne westchnięcie.
- Ok, Justin idź lepiej spać… Bo chyba już nie myślisz logicznie…
Chłopak ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć czegoś niemiłego. No fakt, zmęczony był, ale nie spędzi takiej fajnej chwili na śnie.
- Nie odzywam się już.
Pogłaskał go po głowie w miarę możliwości, które ograniczały mu jego nowe zabawki, leżące na jego kolanach.
- Więc podziwiaj to co jest na zewnątrz, bo szybko takich widoków nie zobaczysz…
Niemal od razu chciał się zapytać dlaczego, według tego jak to rozumiał, zostanie przecież pewnie niedługo sprzedany. Wolał jednak nie nadwyrężać cierpliwości byłego właściciela. Miał nie mówić już nic, ale przyszła mu do głowy dziwna myśl.
- Gdybym kiedyś wydał swoją biografię, to byłby to bestseller, tylko nikt nie uwierzyłby, że to prawda.
- Wtedy nie była by to biografia, tylko dokument, albo fantastyka… Nie martw się, nie wiem czy będziesz miał czas na pisanie książki… W nowym domu…
Ładnie to ujął.
- Słyszałeś może kiedy mój braciszek zamierza posłać  swoje pociechy do tymczasowych domów? Wiesz co to takiego?
Justin pomyślał, że czas będzie miał na starość... Tylko czy dożyje tego, to wielka niewiadoma.
- Nie słyszałem... Ani nie wiem. Opowiesz mi?
- Czasem, mój braciszek wysyła swoje zwierzaki do domu gdzie maja się sprawdzić, nie są one sprzedane, ale testowane z tego czego się nauczyły, jeśli źle im coś idzie wracają i się szkolą, jeśli nie to też wracają i od razu zostają wystawione w kategorii, możliwość kupna.  Tak jak Daive… Też obecnie jest w takim domu… Damian ponoć był 3 razy i 3 razy wrócił na dalszą naukę… Śmieszny dzieciak…
Zaśmiał się cicho.
- Jestem ciekaw, kiedy i gdzie cię wyślę… Dlatego się pytam, czy coś wiesz na ten temat.
Justinowi wydawało się to logiczne, ale już po usłyszeniu bał się. Przyzwyczaił się już do zajęć z Sonem, planu dnia. Nie chciał znaleźć się gdzieś gdzie nikogo nie zna.
- No znając mój charakter, to odgryzę sobie język, żeby się nie odzywać, zanim się okaże, że jest okej.
- Czasem nie jest tak źle… Zależy gdzie trafisz, jeśli zostaniesz sprzedany, jakiemuś grubemu, wąsatemu lub brodatemu dziadowi to masz przesrane i to dosłownie.
Starszy chłopak spał już, wiec ich na szczęście nie słyszał.
-  Ale ich jest na szczęście mało… Więc mając szczęście trafisz na bardziej normalnych… Oczywiście dom tymczasowy jest już wybrany dla ciebie z góry, są 2 domy tymczasowe, które maja z Serinem podpisaną umowę…  Zresztą co ja ci będę mówić, sam zobaczysz, a jak na razie musisz być grzeczny i poprosić swojego pana o pozwolenie na odwiedzenie mnie…
- Wiem, zapytam o to. Boje się tego, zmiany otoczenia, jak widzę innych, to są spokojni i ułożeni, a ja na dłuższą metę nie potrafię być grzeczny, albo się nie odzywać. Właściwie, to popełniłeś błąd wybierając mnie, bo nie nadaje się na dobre zwierzątko.
Nie bał się mówić o swoich uczuciach przy byłym właścicielu, uważał, że jeśli ktoś jest w stanie rozwiać jego wątpliwości, to jest nim ten człowiek.
- Dlaczego tak uważasz? Ty jesteś nim dopiero pół roku, inni nawet do 5 lat… Więc nie ma porównania, ja tam lubię pyskate zwierzaki, więcej razy się je kara, niż takie  już ułożone…
Rozumiał jego obawy, ale co miał mu powiedzieć.
- Przystosujesz się szybko, zobaczysz u Serina też szybko się dostosowałeś do panujących tam zasad…
- Przystosowałem się, bo miałem rówieśników. Poza tym, pomogła mi rutyna. Jeśli wiem, co będę robił o danej godzinie, nawet jeśli mam ochotę coś rozwalić, bo mi się coś nie podoba, trzyma mnie myśl że już nie długo. Właściwie, za około rok skończę 18 lat i będę dorosły, a i tak nic fajnego z tej pełnoletniości nie będę miał.
- Da, będziesz mógł zostać sprzedany… Serin nie sprzedaje przed 18 chyba, że osoba jest już u niego bardzo długo… Ale też będzie od ciebie wymagać coś innego niż od dzieciaka, którym byłeś i inaczej będzie cię karać… Więc lepiej nie chwal się, ze masz już 18 lat…
- No to, miałem rację że nic nie zyskam. Myślę jednak, że on będzie wiedział o moim wieku wcześniej niż ja. Pory roku, tutaj są inne niż w moim... Tam gdzie wcześniej mieszkałem, i nie miałem nawet pojęcia że to już pół roku.
Nie mógł już mówić o swoim domu, to było zbyt bolesne, a jego rodzina nawet nie wiedziała co z nim się dzieje.
- Pamiętasz jak się umawialiśmy? Powiem ci jak minie rok od dnia, kiedy tu cię przywiozłem…
Stwierdził, nie zawiązał mu oczu tylko dlatego, żeby zobaczył to co teraz pojawiało się na horyzoncie.
- Patrz…
Wskazał coś za oknem, a oczom Justina ukazała się niewielka wyspa, która się robiła coraz większa i wyraźniejsza.
-  Poznajesz to duże, drzewo, które jest już widoczne?
Wyspa wydawała się coraz większa, rezydencja okazała się bardzo duża i stare drzewo, na którym nie raz skakał było o wiele większe od reszty. Byli już coraz bliżej.
- Ta część po prawej jest Serina od tego sztandaru, ale wy mieszkacie w tym skrzydle, oraz tym 2 od strony ogrodu. (tam tez rosło owe drzewo). A ja mam lewą stronę…
- A tutaj jest wejście główne.
Pokazał mu plac gdzie właśnie mieli lądować, ale też była brana i port inną drogą niż wodną i powietrzną nie dało się dostać na wyspę.
Justin był wdzięczny, że mógł to zobaczyć, rozjaśniło mu to obraz tego gdzie był, oraz jak wygląda teren.
- Wygląda podobnie, do moich wyobrażeń. Łowiłeś kiedyś tutaj ryby? Nie widziałem nigdy ryb z ciepłych wód.
- Nie, miałem inne zajęcia… Ale czasem dziadek łowił, więc wiem jakie ryby tu są, powiem ci, ze równie dobrze smakują co wyglądają…
Starszy z chłopaków się obudził i również przyglądał się rezydencji.
- On ma więcej szczęścia, zobaczył wcześniej niż ja
Powiedział Justin, oglądając dokładnie każdy fragment, mogło się przydać.
- Najwidoczniej… Chociaż nie wiem, czy to takie fajne, widzieć w ten sposób miejsce w którym się jest i zostanie przez jakiś czas, bez możliwości ucieczki…
- Tak… Się przynajmniej nie będzie próbowało… Panie…
Powiedział cicho.
Justin był zaskoczony kolejny raz, chłopak był niewiele od niego starszy, a taki wyuczony. Nie odezwał się teraz, chłopak adresował to, do właściciela, więc głupio byłoby się wtrącać.
Mężczyzna lekko się uśmiechnął, dobrze wybrał, więc był zadowolony ze swojego zakupu, teraz będzie musiał znaleźć kogoś kto mówi w języku chłopaka.
- Możliwe… Ale jak się nie próbuje to się nie wie…
- A ty chcesz Panie, żebyśmy próbowali?
- Nie…
Kiwnął tylko głową, ze rozumie i już się nie odzywał.
- W bajkach zawsze wiadomość w butelce wysyłali, głupie że nigdy im się o skały butelka nie roztrzaskała.
Justin wychodził z założenia, że bycie na wyspie nie było złe, nie ma pokusy ucieczki, a po drugie gdzie indziej nie mógłby pewnie ćwiczyć na drzewach. Ostatnimi czasy powrócił do formy, czuł się sprawniejszy i zmęczonemu lepiej się spało.
Im byli bliżej tym lepiej mogli zobaczyć 2 osoby, które stały i na nich czekały. Jedną z nich był Son, drugą był Kahan.
- Widzę, ze ktoś się za tobą stęsknił.