środa, 8 sierpnia 2012

Rozdzial 47


- Zapraszam cię do gabinetu i to szybko.
Miał gdzieś czy cos sobie zrobił.
Przymknąłem aż oczy stwierdzając w duchu że moje nie szczęście jest niesamowite.
Wstałem wyplątując kwiatki z włosów.
 Ignorując, że moje prawie zagojone ręce bolą jakbym je trzymał w ogniu, na palcach mam pełno krwi, a wargę mam pięknie rozciętą ruszyłem po schodach i do gabinetu w tempie idącego na ścięcie.
Kiedy wszedł do środka, mógł się nieźle zdziwić bo Deive siedział i pił jakiś napój razem z Serinem.
- Justin, tak ładnie ci szła praca, ale musiałeś ją schrzanić, niestety nie daruje ci podsłuchiwania i zostaniesz solidnie ukarany, jesteś gotowy ponieść karę?
Rozumiałem co do mnie mówił, byłem jednak zainteresowany wyglądem poharatanej ręki.
- Nie, ale i tak mnie nie ominie to po co zadawać głupie pytania.
Dostał lekko pejczem po swoim policzku.
- Patrz na mnie jak do mnie mówisz... Rozbierz się i czekaj na polecenia.
Z małą trudnością ściągnąłem z siebie koszulkę bo przylepiła się już do mnie a potem rozebrałem się do końca.
 Bolał mnie teraz jeszcze policzek i wkopałem się całkowicie.
 Od początku wejście po ścianie było głupim pomysłem ale odkryłem choć proste wejście na dach.
To jakieś pocieszenie?
- Deive skuj go...
Chłopak wstał i wyjął coś z szafki, małe kajdanki jak się okazało na kciuki, w końcu nie mógł na nadgarstkach mieć żadnych.
Kiedy skuł zaprowadził go do pomieszczenia obok, dosłownie sala tortur, postawił go przy metalowym Y-ku, który był do góry nogami.
 Skuł go tyłem do nich, nogi do słupka, ale palce zawiesił, w takiej pozycji Justin stał na palcach w lekkim rozkroku, a nie na pełnych stopach.
Teraz czekali na Serina Deive się nie odzywał.
Nie mówiąc, że pozycja w której nie stałem nawet była niewygodna, nie widziałem nawet ich i co robią.
Bałem się, bo gdy obróciłem lekko głowę widziałem wiele dziwnych i nie znajomych mi sprzętów, a Deive nawet się nie odezwał. Pewnie nawet nie mógł się do mnie odzywać.
Żałowałem, że chciałem ich podsłuchać szczególnie, że Deivowi nic się nie działo.
Delikatnie go pogłaskał po tyłku i powiedział tylko jedno słowo.
- Głupek…
Po trym wszedł Serin.
- Nie cierpię, jak ktoś kogoś podsłuchuje, nie mam nigdzie zamontowanego podsłuchu…
Powiedział biorąc giętką witkę bambusową.
Deive się odsunął, nie patrzył na to.
Spojrzałem znów za siebie. Serce waliło mi jak gdyby chciało mi wyskoczyć z piersi. Odwróciłem znów głowę i oparłem policzek o metal. Nie było sensu odpowiadać na te słowa, zresztą co miałem powiedzieć, że po zachowaniu Deiva myślałem, że coś mu będzie strasznego? Tłumaczyć się, że nie chciałem zrobić niczego złego, że sam nie wiem czemu mi tak zależało na dowiedzeniu się tego?
To rozmyślanie przerwało mu pierwsze uderzenie witki, które spadło na jego pośladek.
- licz…
Usłyszał spokojny już głos mężczyzny.
- Na głos?
Odgadnąłem.
Nie chciałem liczyć, wtedy nie mógłbym tłumić bólu, a już pierwsze uderzenie bolało.
- Tak…
Znowu uderzył czekając, aż zacznie liczyć na głos.
- Dwa
Powiedziałem łamiącym się trochę głosem.
- Nie...
Uderzył go znowu czekając, aż policzy od początku, w końcu nic nie powiedział, wiec się nie liczyło.
- Jeden
Tym razem głośniej, pewnie miałem już pręgę na pośladku.
Nic nie powiedział, więc było dobrze, kolejne uderzenie tym razem na 2 pośladek.
- Dwa
Żałowałem, że się pomyliłem bo realnie było cztery. Drżałem bo piekło mnie.
Na szczęście nie mógł się ruszać.
Deive usiadł przed nim, dłońmi jednak złapał jego pośladki i je mocno odchylił ukazując Serinowi wejście chłopaka, następne uderzenie dokładnie padło w lini prostej, przez jego wejście oraz najczulsze miejsce bo zahaczyło o jądra.
Krzyknąłem, w oczach miałem łzy z bólu.
Nie mogłem powstrzymać się, bo ból był niesamowicie mocny i promieniał. Obawiałem się jednak, żeby nie musieć liczyć od nowa więc niemal wyszeptałem.
- Trzy…
Deive kiwnął głową, że wypowiedział coś, puścił jego pośladki a mężczyzna 4 i 5 raz zrobił normalnie, i znowu opiekun zadarł jego pośladki.
Co najlepsze chłopak nie wiedział ile dostanie.
Normalnie mogłem dostawać choć bolało ale sama wiedza, że uderzy mnie znów w taki sposób sprawiała, mimowolnie leciały mi łzy po policzkach.
Nie wiedziałem, ile tak wytrzymam.
Jednak nie było następnego, chociaż dalej był trzymany, Sarin podszedł i coś zimnego włożył mu w tyłek.
Deive zabrał ręce i się odsunął patrząc na jego zapłakaną twarz.
Nie było tak źle, przedmiot będący we mnie był nie tak duży aby było mi nieprzyjemnie.
 Trochę tylko mnie rozpraszał.
Cieszyłem się, że możliwe iż to koniec.
Jednak tak nie było, nagle mógł poczuć dziwne kłucie, delikatnie prąd zaczął go razić.
Niespokojnie się poruszyłem, początkowo nie skojarzyłem skąd to dziwne bolesne uczucie.
Deive cały czas siedział i uważnie obserwował.
Napięcie, albo rosło, albo malało no i często się rodzaj zmieniał, raz było krótkie i częste innym dłuższe i mniej bolesne, a czasami pół na pół, bywało nawet dziwne mrowienie.
Gryzłem usta mimo że miałem pękniętą wargę i tylko chwilami wydobywały się z mojego gardła zduszone jęki bólu.
Ból promieniował nawet do brzucha i gdy byłem w stanie się do niego przyzwyczaić zmieniał się na krótkie ukłucia.
W pewnym momencie chłopak pokręcił głową, a mężczyzna przerwał tą zabawę, wyjął delikatnie to co w niego włożył.
- Będziesz podsłuchiwać?
- Nie, już nie będę
Powiedziałem, niemal bez zastanowienia. Mój głos był cichy i odrobinę złamany ale zdecydowany. Już dużo wcześniej wiedziałem, że jeśli nawet przyjdzie mi to do głowy konsekwencje mnie przekonają do nie robienia tego.
- myślę, że wystarczy, możesz go rozpiąć i zanieść do sypialni, później wróć do mnie…
Chłopak tylko kiwnął głową, rozpiął go, wziął na ręce i zaniósł do łóżka.
- Śpij… Rano cię obudzę… I się o mnie nie martw…
Wyszeptał całując go w czoło, a sam wyszedł szybko, w końcu nie chciał, żeby Serin czekał.
Nie mogłem jeszcze iść spać.
Poszedłem do łazienki i włożyłem rękę pod wodę aby krew spłynęła.
Dopiero kiedy była czysta wróciłem na łóżko.
Miałem łzy w oczach bo teraz niektóre z ranek się otworzyły, a pośladki i jądra miałem obolałe.
 Usnąłem jednak.
Chłopak wrócił w nocy, opatrzył mu ranki, na szczęście spał mocno więc się nie obudził.
Chłopak spał jednak dłużej niż normalnie i nie miał zamiaru wstawać, w końcu była sobota.
Obudziłem się i pierwsze co ujrzałem to Deiva, trochę wstyd mi było za wczoraj.
- Która jest godzina?
Nikt mu jednak nie odpowiedział, bo chłopak spał w najlepsze.
Zegar pokazywał jednak 9:28.
Spojrzałem na godzinę, skojarzyłem dzień tygodnia.
Zamknąłem oczy jeszcze na chwile odpoczywając w łóżku.
W weekend śniadanie było dawane dopiero od 10 do 11, obiad od 15-16 i kolacja od 20-21, a cisza nocna nie była o 22 czy tez 23 dla niektórych a o 24.
Dla tego, każdy odsypiał tydzień te dni, był to też dzień wolny od nauki, można było wyjść do ogrodu i w coś pograć.
Przysnąłem przez przypadek w końcu dobrze po 10 wybrałem się na śniadanie.
Wielu osób w jadalni nie było co mnie cieszyło.
Miałem czas więc nie spieszyłem się jedząc do woli.
Wstał kiedy wyszedł, ubrał się i poszedł coś zjeść wziął na wynos, poszedł jeść do ogrodu.
Jadł, ale mało co, nie miał apetytu.
Zauważyłem, że większość osób wychodzi do ogrodu.
Nie wiedziałem, że tak można więc się ucieszyłem.
Po śniadaniu zszedłem na dół, zauważyłem Deiva i podszedłem do niego.
 Nie wiedziałem, czy coś zmieniło się po wczoraj, czy jest na mnie zły.
- Czego chcesz?
Zapytał spokojnie, chodź słowa mogły tego nie mówić.
Leżał na materacu pod parasolem przy basenie, w koszulce i krótkich spodenkach.
- Oh... No to nie będę ci przeszkadzać.
Wydawał się być zniechęcony do mnie, nie chciałem mu zawadzać jeszcze w weekend. Odwróciłem się z zamiarem pójścia.
- Siadaj…
Wydal polecenie pokazując materac obok.
- O co chodzi?
W końcu był jego opiekunem.
O nic... Tak chciałem porozmawiać. To znaczy zapytać, czy jesteś na mnie zły.
Powiedziałem patrząc w trawę.
-Ah… Za co? A już wiem, za twoją głupotę… Tak?
- No tak. Wiem że to było głupie, ale martwiłem się o ciebie.
Powiedziałem.
Zaśmiał się.
- nie martw się o mnie, po prostu nie rób głupot, za które później musimy obaj cierpieć.
- Więc tobie coś się też stało?
Zapytałem i usiadłem na kawałku materaca obok.
Czy siedząc czy chodząc i tak mnie bolał tyłek.
- A myślałeś, że mi puści płazem twoje nieposłuszeństwo i bycie bezczelnym?
Spojrzał na niego jak na idiotę.
- A kiedy ja byłem bezczelny?
Zmieniłem trochę temat, ale takiego momentu nie widziałem.
- A jak ci się wydaje?
Zapytał znowu widząc, że dalej nie kapuje dodał.
- Podsłuchiwałeś, a myślałeś, że co…
- Uznałem, że to mieści się pod etykietka ,,nieposłuszeństwo''. Poza tym podejrzewam, że to nie pierwszy i nie ostatni raz mi się dostanie.
To było szczere... Nawet zbyt.
- To niech ci się dostaje, ale bez mnie…
Fuknął na niego i odwrócił się bokiem.
- Idź sobie poszukać innego zajęcia.
- Jasne
Nie dałem po sobie okazać, że zabolało mnie to.
Ogród był rozległy? Mało powiedziane.
Wybrałem się do krańca gdzie nikogo nie było i nie dało się go zauważyć z pozycji około basenu czy drzwi, bo zasłaniały wszystko drzewa.
Usiadłem na jednym z nich i na nogach zawisnąłem w dół.
Nie mogłem nadwyrężać rąk, ale porozciągać tak.
Nie spodziewał się jednak osoby, która przyszła go odwiedzić, a raczej stała i oglądała go z boku.
Wróciłem do normalnej pozycji tylko po to aby przyciągnąć wyprostowane nogi do głowy.
Lewą ręką jednocześnie trzymałem się gałęzi by nie spaść.
Zgrabnie wróciłem do pozycji siedzącej, a nogi zawiesiłem na gałęzi wyżej mnie, dzięki temu nie piekły mnie odrobinę spuchnięte pośladki.
Byłem zadowolony, że wracam do jakiej takiej sprawności.
Widział jego ręce wciąż nie zagojone do końca.
Stał po 2 stronie drzewa, więc, żeby go zobaczyć musiał by zejść na ziemię.
- Bolą cię dalej ręce?
Zapytał, chodź głos chłopakowi mógł się wydawać znany, na pewno nie należał do opiekunów, ani Serina czy też Damiana.
Rozejrzałem się, coś mi nie pasowało.
Gdyby to był Damian to wyszedłby przede mnie, Deive kazał mi spadać, a Son nie miał możliwości zobaczenia gdzie idę.
 Zaciekawiony zszedłem z drzewa i obejrzałem się wokół.
Zamarłem widząc akurat tą osobę.