niedziela, 8 kwietnia 2012

Wesołych świąt :)



Wesołych Świąt :)
Smacznego jajka, kiełbaski i ciast :)
Udanego zajączka :)
Oraz mokrego dyngusa :)






~~**~~**~~


Założył mu skórzaną obrożę i smyczkę na cienkim metalowym łańcuszku, do ręki wziął pejcz.
- Na kolana psie!
Warknął na niego.
Uklęknąłem posłusznie, poczułem się od razu gorzej przez to. Jak prawdziwe zwierzątko, musiałem zadzierać głowę do góry.
Złapał za smycz i zaczął z nim iść, kiedy go wyprzedzał, albo obrywał po tyłku, albo był szarpany do nogi z komendą: wyrównaj.
Szedł przy lewej nodze, kiedy już zrobili parę kółeczek, ten kucnął przy jego tyłku i nasmarował coś.
- Lubisz duże czy małe?
- Małe
Nie wiedziałem o co dokładnie chodzi, ale obawiałem się pytać. Kolana miałem starte od chodzenia na klęczkach, tak jak i dłonie.
Włożył mu więc mały plug z ogonkiem w niego, plug był gumowy jak i sam ogonek.
Na sucho, więc musiało go za boleć.
Kazał mu się wyprostować, wyjął swojego członka i kazał go zaspokoić.
Z największą ochotą wyciągnąłbym to ze mnie, czułem tylko dyskomfort i ból. Nie wiedziałem nawet że mam łzy w oczach. Pokiwałem głową na nie. Nie chciałem go zaspokajać, dlaczego miałbym? Sprawiał mi tylko ból i upokarzał mnie.
Uderzył go z liścia w policzek, dość lekko.
- Nie nauczyłeś się, że nie ma dla ciebie takiego słowa jak nie?! Już… Weź go w usta… Bądź grzeczny…
Wyszeptał mu do ucha.
- Dla swojego dobra.
Z wahaniem wysunąłem język i polizałem go po długości, a następnie wziąłem do ust do połowy. Jedna z moich łez spłynęła po policzku. Czułem się upokorzony, dobrze choć że włosy w części zasłaniały mi widok.
Deive był ogolony i czysty, powoli wsuwał mu swojego członka coraz głębiej.
- Rozluźnij przełyk…
Zamknąłem oczy i postarałem się rozluźnić, choć z każdym milimetrem czułem coraz bardziej odruch wymiotny. Oddychałem wolno przez nos.
- Dobrze… Spokojnie…
Mówił spokojnie, lekko ruszając biodrami.
Objąłem go dokładniej ustami i otworzyłem oczy, patrząc na niego w górę swoimi lazurowymi oczami. Powoli zaczynałem przyzwyczajać się do trzymania go w ustach.
- Dobry chłopiec...
Powtórzył, teraz to on go lekko chwycił za włosy, przytrzymując tym samym jego głowę.
Powoli zaczął wchodzić coraz głębiej.
Oddychałem coraz ciężej przez nos, to nie było tak łatwe jak myślałem. Cieszyłem się w pewien sposób, że Deive robi to powoli, mógł być niemiły i wepchnąć mi od razu do końca. Plug przestał mi też przeszkadzać, sam nie wiem kiedy zacząłem twardnieć.
Sam zaczął drażnić swoje sutki, delikatnie, odchylił głowę do tyłu i stęknął.
Ale po jakiś 2 minutach przestał i wyjął członka z jego ust, położył go na ubraniach, wyjął ogonek, i zaczął w niego wchodzić wolno.
- Ale jesteś ciasny…
Wyszeptał.
Jęknąłem z bólu, mimo że to nie był mój pierwszy raz, było zbyt sucho jeszcze. Zbyt wolno przez igiełki bólu rozciągania, czułem przyjemność.
Jednak nie wchodził dalej niż do połowy, wyszedł i znowu zaczął wchodzić, raz napluł na niego i znowu wszedł, tym razem już lepiej i tak parę razy jeszcze, aż wejście miał rozciągnięte. Doszedł w nim, wziął jakiś korek analny i mu go włożył, zatykając go w ten sposób wraz ze swoim nasieniem.
Westchnął, nie kazał mu jednak wstawać.
- Do kąpieli masz go nie wyjmować…
- Ale... Ale twoja sperma jest we mnie…
Odezwałem się zsuwając nogi do siebie od razu. Nie wiedziałem już co myśleć o Deivie, był raz dość miły, raz szorstki, czasem zachowywał się tak jak teraz, ale jednak dbał o mnie bo nie krzywdził więcej niż musiał.
- No i?
Spojrzał zdziwiony na niego tym stwierdzeniem.
- Nic ci się nie stanie, nie zajdziesz w ciążę…
Powiedział zabierając swoje ubrania i coś wkładając do kieszeni co zabrał z szuflady.
- No i to nie w porządku...
Stwierdziłem zgarniając ubrania do siebie i ubierając się dość szybko
- A ściągniesz mi obroże?
Zapytałem z rumieńcem, wstydziłem się wyjść w niej tak by ktoś to widział.
- A będziesz świadomy tego kim jesteś?
Zapytał go, chodź znał odpowiedź.
- Mogę ci zdjąć łańcuszek…
Nachyliłem szyje do niego i stanąłem na placach aby było mu wygodniej.
- Będę musiał ją nosić cały czas?
- Nie, do momentu, aż zrozumiesz swoją rolę…
Odpiął mu ją i klepną lekko w pośladek.
- Ubieraj się szybciej…
On już był ubrany, pejcz w ręce nie wskazywał jednak, ze to koniec.
Ręce odrobinę mi drżały gdy sznurowałem trampki i zapinałem spodnie.
- Już gotowy jestem...
Przyznałem patrząc z obawą na jego rękę.
- Zrób 20 skłonów i 20 przysiadów.
Padło polecenie.
Bez wahania rozpocząłem od skłonów, z samej strony skłonów problemów nie miałem, bywało że trzeba było na treningu zrobić ich i 100.
Jednak przy 15 coś się posuło, i tyłek dał o sobie znać.
- Co jest? Nie mówiłem, żebyś przestał…
Z trudem sięgnąłem kolejny raz
- Ale boli mnie.. no tam...
Wstydziłem się powiedzieć dokładnie.
- Właśnie dla tego, masz zrobić 20… A nie 100 skłonów i przysiadów…
- Ale jaki to ma cel, skoro to boli?
Dokończyłem skłony z trudem. Ale już po pierwszym przysiadzie musiałem się zmuszać do drugiego. Żałowałem że nie zrobiłem najpierw tego ćwiczenia.
- Taki, że masz nie gadać i wykonywać polecenia.
Dostał pejczem po pośladku.
- Więc morda w kubeł i rób drugą 20…
Nie wiedziałem dlaczego tak bardzo mnie zaczyna boleć i z każdym przysiadem było gorzej. Ani wykonywanie szybko, ani wolno nie dawało wielkiej zmiany. Przy 15 miałem już łzy w oczach.
- Ale jesteś miękki… A taki twardziel się wydajesz… To jak te małe kundle, głośno szczekają, a jak przychodzi co do czego to ogon zwijają i się chowają…
Powiedział opierając się o stół.
- Szybciej, nie mam całego dnia, żeby się z tobą niańczyć… I nie becz… bo nie ma o co…
Warknął widząc jego oczy.
Zaczęło mi szumieć w uszach z wściekłości. Pilnowałem się aby nie podejść i nie uderzyć go za to co powiedział.
- Sam jesteś niewiele lepszy, wyżywasz się na mnie, wykorzystując że jesteś lepiej zbudowany i jesteś tu dłużej
Z trudem wykonałem 19.
Zaśmiał się z jego słów.
- Jesteś szczeniakiem, który potrzebuje dobrej szkoły, mi to zajęło rok, ty potrzebujesz co najmniej 3… Tak jak Damian… Nie, wybacz on specjalnie najważniejsze testy olewa… Żeby dostać sowitą kare, służyć Sonowi jak niewolnik i być tutaj… Fakt, zapomniałem, że ty taki nie jesteś, więc jak nie chcesz tu długo być to się zamknij kundlu, bo zaraz moja cierpliwość się skończy i zobaczysz, co to znaczy szczekać na pana…
- Nie. Nazywaj. Mnie. Kundlem
Wywarczałem niemal i podszedłem do niego biorąc zamach do uderzenia go. Nie miałem zamiaru tu zostawać na dłużej, ale jak mogłem pozwolić się tak obrażać? Miałem wciąż swoją dumę, podleczoną podczas ostatnich kilku dni.
Złapał go za dłoń, którą się zamachnął i mocno ścisnął, kopnął go też w brzuch nie pozwalając mu upaść, ale też się odsuwając, wiedząc co może się dziać po kopnięciu kogoś w brzuch świeżo po posiłku.
- Kundel jesteś i już…
Nie czekał na nic, podszedł z nim do ściany i przykuł go do niej za pomocą kajdan, nogi też, stał w szerokim rozkroku.
- Chciałem być miły, ale widzę, że nie da się… No to będę nie miły, a sprawiedliwy…
Wyjął witkę i 3 razy się zamachnął, świst przeszedł po całej celi.
- No to masz przesrane kundlu…
W jednej chwili brałem zamach, a w drugiej czułem uderzenie w brzuch. Zrobiło mi się niedobrze, skoncentrowany na powstrzymaniu się od oddania obiadu na podłogę nie miałem czasu nawet spróbować się wyrwać przez spięciem rąk i nóg. Odruchowo zamknąłem oczy, przy tak szybkim ruchu nie widziałem czy dostane ja czy nie. Już teraz czułem ból w rękach spojrzałem na nadgarstki, bandaż zaczerwienił się cały.
- Nie nazywaj mnie kundlem, wiem że teraz znów jestem zabawką, ale nie psem...
- Jeszcze nie, ale nim będziesz…
Przysunął się mocno do niego.
- A teraz posłuchaj mnie dzieciaku uważnie, robisz co ci każę, nie dyskutujesz i się słuchasz i masz sielankę, jeśli nie pójdziesz na dywanik do Serina, a z nim już tak łatwo ci nie pójdzie. Zrozumiałeś?
Mocno wcisnął w niego korek, jak by chciał, żeby poczuł, co ma na myśli.
Ta dość silna sugestia dała mi do myślenia. Jeśli w Ten sposób wygląda kara, nie mogłem skazywać się na nią z tak błahego powodu. Wiedziałem, że mogę jeszcze wszystko naprawić. Choć na chwile, bo wiedziałem, że znajdzie sie wiele takich spraw przy których będzie mi ciężej niż teraz.
- Zrozumiałem, przepraszam.
Drżałem, obawiałem się jak wyciągnę potem korek.