niedziela, 28 października 2012

Rozdział 51


Notka troszkę spóźniona dla tego macie o jedną stronę więcej :)

~~**~~**~~


- Hmm… czyżbyś się martwił? Nie martw się, nie został jeszcze sprzedany… I raczej szybko nie zostanie… Ale nie powiem ci dla czego tak jest, ani gdzie jest… jak chcesz się dowiedzieć idź do Serina i się go zapytaj…
- Teraz to nie najlepszy moment. Zapytam się go potem. A co do martwienia, no trochę z nim jednak przebywałem i jestem ciekaw czemu tak nagle...
Zamknąłem oczy, żeby nie zapaćkać ich szamponem.
- Nie pytaj mnie o to ja nie decyduje…
Kiedy spłukał wyszedł, wytarł się porządnie i się ubrał, usiadł na ubikacji i na niego czekał.
- Jestem ciekaw ile ze mną wytrzymasz…
- Na razie daje radę, choć pewnie mam taryfę ulgową?
Zgadłem wychodząc spod prysznica.
Dłuższy czas suszyłem i czesałem włosy.
- Na razie cię sprawdzam, co umiesz, co wiesz gdzie masz braki… Powoli, stopniowo, jednak dokładnie…
- Braków to mam chyba dużo
Miałem świadomość, że byłem raczej słaby w te klocki.
- Heh… Przynajmniej jesteś tego świadomy…  Tak, trochę tego jest, ale powoli to nadrobisz… I zobaczysz, ze jak się będziesz słuchał, wcale nie wyjdziesz na tym tak źle…
- Jeśli nie będzie to nic, z czym sobie rady nie dam... A idziemy na śniadanie?
Chciałem wiedzieć czy się mogę ubrać.
- Tak, ubierz się, ale bez bielizny… Musisz się przyzwyczajać…
Wstał i wyszedł z łazienki, czekał na niego na korytarzu.
Po chwili dołączyłem do niego.
- Dlaczego z Deivem mogłem nosić a z tobą nie?
- Bo ja mam takie zasady, a on nie… A dla czego ty jesteś taki niski, a ja nie?
Zapytał się, bo go zaczęły denerwować jego pytania.
- Bo ja jestem słodki a, ty nie.
Odciąłem się mu.
Zaśmiał się, jednak krótko bo byli już przy drzwiach jadalni.
- Justin, ja nie muszę być słodki, ale cieszę się, że tak o sobie myślisz…
Weszli do środka po jego słowach, Damian siedział na swoim miejscu, koło niego miał usiąść chłopak, a po jego prawej 3 w kolejności Son.
Damian radośnie przywitał ich zwłaszcza Sona.
Chyba za nim tęsknił, bo ciągłe się na niego patrzył.
Zastanawiałem się czy Damian nie kocha Sona, zachowywał się przy nim co najmniej dziwnie.
Z apetytem jadłem, bo na obiad miałem zjeść niewiele.
Ciągnąłem w międzyczasie jakąś nie zobowiązująca rozmowę z Damianem.
Aż ni stąd ni zowąd, zapytał się go, czy mu się Son podoba, ale szeptem, żeby go chłopak nie usłyszał.
Spojrzałem zdziwiony, bo nie myślałem o tym w takich kategoriach. No z wyglądu był niczego sobie, ale był tylko moim opiekunem.
- No przystojniak z niego jest, zauroczyłeś się w nim?
Odparłem też szeptem, Son nie mógł nas słyszeć.
Pokiwał przecząco głową, chociaż na jego policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
- Tylko tak pytam...
Odpowiedział, jedząc spokojnie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Czyli dobrze zgadywałem, spojrzałem ukradkiem na Sona, ale nie mogłem wyobrazić sobie go z Damianem jako normalnej pary na randce w parku.
Dziwnie było jeść śniadanie bez Deiva, ale życie tu coraz bardziej mnie zaskakiwało.
Son znowu nie zwracał na nich w ogóle uwagi, miał gdzieś o czym gadają.
Jadł, a kiedy skończył dopił sok, chociaż Justin jeszcze nie skończył musiał też wstać i pójść za nim, jak przechodził po głowie, delikatnie poczochrał Damiana i bez słowa wyszedł z jadalni.
Nie spodobało mi się, że nie mogę nawet dokończyć jeść, ale co mogłem zrobić?
Publiczna awantura w grę nie wchodziła.
- Teraz robię coś z tobą czy mam czas wolny?
- Teraz masz czas wolny, jednak o 13 masz być w pokoju, Damian cię nauczy paru technik, po tym o 14 obiad i lekcje…
Spojrzałem na zegar widzący nieopodal. To oznaczało, że mam dość chwilę wolno.
- To ja lecę…
Wyszedłem na zewnątrz, położyłem się wygodnie w słońcu i odpoczywałem.
 Na szczęście wyczucie mnie nie myliło, zebrałem się do środka odpowiednio i chwilę przed 13 byłem w pokoju.
Czekał już na niego Damian z kiścią bananów, widząc go uśmiechnął się radośnie.
- Hey…
- Hej, chyba się nie spóźniłem?
Zapytałem, no w końcu przed czasem chyba było?
- Nie… lubisz banany?
Zapytał pokazując mu je, obrał jednego z nich, ale nie jadł czekał, aż Justin usiądzie koło niego.
- To jakiś podtekst? Jako owoce to tak, owszem lubię.
Podejrzewając, że lepiej nam będzie blisko, usiadłem.
- Na nich będziemy się uczyć… To dobrze że lubisz, w końcu je później zjemy…
Dał mu jednego banana i kazał obrać.
Musiałem przyznać, że wybrał najbardziej sugestywny owoc.
Uśmiechnąłem się trochę głupio i obrałem.
- I co teraz?
- Teraz lekko włóż go do ust i zacznij lizać, i delikatnie podgryzać, ale tak, żeby czubek banana ci się nie złamał.
- Na jakiej wysokości mam podgryzać?
Zapytałem nie wiedząc za bardzo, a skoro miałem się czegoś nauczyć.
- Zależy ile włożysz… Wyobraź sobie ze to członek, jeśli włożysz czubek do ust, tam masz więzadełko i jest ono bardzo delikatne, więc nie możesz za mocno… Ale niżej już owszem…
Wypróbowałem na bananie, ostrożnie wykonując instrukcje i pilnując, żeby nie gryźć zbyt mocno ani zbyt lekko.
- Jak tak lekko pogryziesz, spróbuj włożyć głębiej i zacząć lizać językiem od dołu.
Zagłębiłem w usta banana bardziej.
To było też dobre ćwiczenie na wywabienie odruchu wymiotnego.
Początkowo problem sprawiało mi ruszanie jeszcze językiem, ale nie było tak źle.
- Może nie wsadzaj, aż tak dużo… Może spróbuj mniej, a dokładniej…
Zaproponował.
Kiwnąłem głową.
Skoro on się na tym znał, to czemu miałem go nie słuchać.
 Zresztą Damiana lubiłem i ta lekcja była nawet śmieszna.
- Dobrze ci idzie, pomyśl od czasu do czasu o lekkim ugryzieniu, albo o tym, żeby przełyk rozluźnić, bo to jest najważniejsze…
Wyciągnąłem tego banana z ust.
- I to wszystko na raz mam robić?
- Tak… Ale musisz się nauczyć, żeby mieć rozluźniony przełyk, jak to zrobisz to reszta to pikuś…
- Myślę, że jak poćwiczę to mi to wyjdzie.
Uśmiechnąłem się i zjadłem trochę zmaltretowany już owoc.
Do niczego się nie nadawał.
- Dla tego dobrze ćwiczyć na owocach…  Mi tak było najłatwiej, chodź ćwiczyłem kiedyś na czymś innym… Ale to jest jednak najlepsze…
- Och... Ale nie jesteś na mnie zły? No wiesz o to, że teraz Son jest moim opiekunem.
Nie chciałem niedomówień.
Zdziwiło go to pytanie.
- Nie w końcu to nie od ciebie zależy… Tylko od Serina, więc jak bym mógł być na ciebie zły?
Wzruszyłem ramionami.
- Zwyczajnie zapytałem, bo... A zresztą nieważne.
- nie, no pytaj… To, ze go lubię nie oznacza, że jestem zazdrosny, ciebie też lubię… I Deiva też lubię… Więc… O to ci chodziło? Nie kocham go… Jak chcesz to ci powiem teorię: kocham mojego pana i robię wszystko dla niego… Ale to czysta teoria, ale nie kiedyś mi się wydawało, ze go kocham, ale szybko mi uświadomił, ze tak nie jest…
- Mniej więcej o to mi chodziło. A my nie powinniśmy na obiad iść?
Chciałem znać prawdę i teraz mogłem sobie to lepiej poukładać.
- Za piętnaście minut jest, lepiej tu posiedźmy, bo Son nie lubi obijania… A może powiesz mi czy masz jakieś pytania, ale związane z…
Wskazał na banany i się uśmiechnął.
- Hym... A skąd wiesz, że no... Że zaraz dojdzie?
Zapytałem skoro czas na to był.
- Po jego oczach i czasem twarzy…  No i nie martw się, nie zawsze ma kamienny wyraz twarzy…
Zaśmiał się cicho przypominając sobie jego twarz.
- A kiedy nie ma?
Zapytałem, Damian był dobrą składnicą wiedzy.
- Kiedy... Niech ja pomyślę, jak ma dobry humor, wtedy dużo sie uśmiecha, albo jak ma jakiś niecny plan.
- Dobrze wiedzieć.
Zamyśliłem się, to zdarzało mi się ostatnio coraz częściej. Znaczy chyba że mądrzeje.
- Proszę, jak będziesz miał jeszcze jakieś pytania możesz pytać się bez jakiś przeszkód.
Wstali i skierował się do drzwi
- Idziemy?
Wróciłem do rzeczywistości ruszając w jego stronę
- Jasne, chyba już to 15 minut minęło.
Zaśmiał się cicho, sam też miał taką nadzieję.
Wyszli razem, ale widząc, że inni też zmierzają w tamtą stronę Damian się uspokoił.
- Ciekawe co dobrego dzisiaj będzie, bo jestem głodny…
- No w sumie już popołudnie, a jutro lekcje, masakra.
Westchnąłem, nieświadomie podążałem korytarzem, już bez zastanowienia.
- Później stwierdzisz, ze lekcje nie były takie złe…
Na obiad były kluseczki, roladka i czerwona kapusta.
- mniam…
- A co potem będzie gorzej?
Zapytałem nakładając sobie niewiele, zrezygnowałem nawet z mięsa, pamiętając o radzie Sona.
- Zależy, ale może ci tego po prostu brakować… O to mi chodziło.
- W sumie to logiczne, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.
Odgarnąłem włosy, zaczynały mnie denerwować bo wpadały mi na oczy.
Zauważył, że ciągle je odgarnia.
- jeśli nie zapuszczasz, mogę ci podciąć.
Stwierdził, w końcu mógł się na jeść, teraz Justin musiał się ograniczać.
Zastanowiłem się przez chwile.
- Nie, pomęczę się chwilę zanim przestaną być niesforne. Nie miałem nigdy długich włosów i ciekaw jestem czy będę fajnie wyglądać.
- Mogę ci dać opaskę albo wsuwki jakieś…. Jak będziesz chciał…
- Nie raczej nie, będę wyglądał jak dziewczynka
Dzióbałem obiad spokojnie, chcąc się najeść choćby nie całą porcją.
- lepiej zepnij, bo Son ci sam obetnie…
Odpowiedział cicho bo widział, że Son wszedł do Sali.
Rozglądnąłem się za powodem ściszenia głosu.
Zobaczyłem Sona, i przeszło mi przez głowę, że dobrze, iż wcześniej przyszliśmy zjeść.
Przynajmniej spieszyć się teraz nie musiałem.
- To jak się znów zobaczymy to wezmę.
- Ok…
Son podszedł do nich lekko się pochylił i wyszeptał do ucha Justina.
- Pamiętaj, masz zjeść mało, bo będziesz mieć kłopoty…
Wyprostował się i zajął swoje miejsce.
Spojrzałem na talerz.
Nie zjadłem wiele, ale odszedł mi nawet apetyt.
Uznałem, że wole nie ryzykować i napiłem się tylko.
 Skoro przyszedł Son, nie odzywałem się już do Damiana.
On zjadł normalnie, kiedy wstał nie czekał, po prostu Justin musiał wstać i puść za nim.
Kiedy obaj wyszli poszli do piwnicy.
- Dzisiaj, zabawimy się trochę inaczej… 
Weszli do pokoju, gdzie w koncie były kafelki i miejsce gdzie woda mogła ściekać.
Nie przypominał mu, że ma się rozebrać, to był test czy zapamiętał.
Wczorajsza lekcja była dość... Dosadna, zresztą taki sam miały początek zajęcia z Deivem, więc bez protestów rozebrałem się i dopiero wtedy rozglądnąłem się.
- Ile tu jest takich różnych pokoi?
- Trochę… Dzisiaj się zabawimy trochę inaczej, tak jak obiecałem, a tym dodatkiem będzie… woda…
Son nie wiedział czy już miał z nią odczynienia, czy też nie, ale też go to nic nie obchodziło.
- Wiele mi to nie mówi
Mruknąłem szczerze, znaczy kochanie się pod prysznicem, raczej nie wchodziło do pakietu lekcji z Sonem, więc wykluczałem to z swoich pomysłów.
- Jak szybko trawisz pokarm?
Pytanie zbiło mnie z tropu. Opanowałem zdziwiony wyraz twarzy.
- No... No ja nie wiem? Skąd takie pytanie?
- Bo nie wiem ile mam czekać, aż przetrawisz obiad…
Odpowiedział, ale nie skomentował jego wypowiedzi.
- Ok, zrobimy najpierw wstęp później resztę…
Usiadł w fotelu i czekał na niego, Az skapnie się co ma robić.
Niepewnie podszedłem do niego i uklęknąłem.
Rozpiąłem jego spodnie dłońmi, chyba o to chodziło?
Nie miałem innego pomysłu dla jego pozycji i ciszy jaka nastała.
Spoglądnąłem w górę szukając u niego znaku protestu, no chyba jednak zgadłem.
I zgadł, więc nie protestował, był ciekaw czego się nauczył.
Zastosowałem się do lekcji z Damianem, podgryzałem i przesuwałem językiem cierpliwie.
Nic nie mówił, ale było mu dobrze, Justin mógł to poznać bo lekko się uśmiechał, a głowę wyprostował, ba nawet lekko odchylił do tyłu.
Nie było w tym wiele filozofii, nie eksperymentowałem, bo nie miałem wyczucia aż takiego. Dziwnie przyjemne było patrzenie na zadowolonego Sona, widok był tak rzadki, że aż cieszył.
Po parunastu minutach doszedł mu w ustach.
- połknij…
Powiedział wiedział, że Justin jeszcze ma trochę z tym problemy, więc musiał go przyzwyczajać.
Cieszyłem się, że skończył bo zaczynały mnie usta boleć.
Zmusiłem się do przełknięcia, zamiast wyplucia mimo, że na to miałem ochotę.
Odsunąłem się od niego na odległość ręki na wypadek gdyby chciał wstać.
- Lepiej niż ostatnio?
- Tak, widać że się przykładasz a teraz podejdź tam…
Wskazał miejsce pokryte kafelkami i sam też tam podszedł wyjął metalowy wąż z plastikowo gumową końcówką.
- Uklęknij, pochyl się i wypnij….



poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 50


Wybaczcie za to spóźnienie :)

~~**~~**~~


Kiedy doszedł w nim, a widział, że ten jest bliski dojścia, kazał mu zejść i się wypiąć, bo czas na karę.
- Ale ja...
Nie dokończyłem widząc jego wyraz twarzy, zszedłem z jego nóg i tak jak mi kazał wypiąłem się, choć moje ciało domagało się uwagi. Czułem się nieswojo wiedząc, że jestem trochę rozciągnięty i widać jego spermę we mnie.
Zapiął spodnie, wstał i wyjął pasek skórzany z szuflady.
- Teraz chce, żebyś jęczał, wiem, że będzie ci to dawać dużo przyjemności i masz dojść, jak dostaniesz 5 klapsa…
To było czyste polecenie, bez żadnych haczyków czy wyjątków.
Obawiałem się, że nie dam rady, moje pośladki wciąż były zaczerwienione po wczorajszym laniu.
Nie śmiałem protestować, pamiętając poprzednie słowa.
To nie było łatwe, ale musiało mieć jakiś powód.
 Podejrzewałem, że podchodziło to pod bezwzględne posłuszeństwo.
- Wiesz o czym masz nie zapomnieć?
Zapytał, w końcu nie chciał go narażać na niepotrzebny stres.
- O tym żeby jęczeć?
Zapytałem niepewnie. Co prawda mówił jeszcze o dziękowaniu, ale chyba tego nie musiałem?
- Nie, masz liczyć i za każdym razem podziękować…
Uderzył go szybkim ruchem i czekał, aż policzy i podziękuję.
- Jeden...
Zawahałem się, dlaczego miałem robić coś co było absurdalne?
 Sprawiał mi ból, ale i tak zmusiłby mnie do powiedzenia tego.
 Ledwo wydusiłem z gardła to jedno trzysylabowe słowo.
- Dziękuje.
- Zapomniałeś najważniejszego słowa w podziękowaniu, więc zaczynamy od nowa.
Dostał jeszcze raz.
Jęknąłem pośrednio jednak z bólu, ale nie dało się tego wyczuć.
- Jeden, dziękuje panie.
- Dobrze…
Uderzył wolniej, w dół pośladka bliżej jąder.
- Dwa... Dziękuje... Panie.
Zawahałem się odrobinę. Kolejny jęk, bo zaczynało coraz bardziej boleć.
Tym razem muśnięcie bardzo delikatne w jąderka, co o dziwo go jakoś podnieciło, chodź też czuł ból.
Teraz nie musiałem udawać przyjemności, bo faktycznie ją czułem.
- Trzy, dziękuje Panie.
Płynnie wypowiedziałem te słowa, oczekując kolejnego podobnego uderzenia.
I takie było, tylko mocniejsze i szybsze, ale dające przyjemność.
To już było 4 uderzenie, jeszcze 1 i powinien dojść.
- Cztery, dziękuje P...anie
Mój głos odrobinę drżał i ja też. Wmówiłem sobie co mam zrobić przy następnym uderzeniu i uważałem, że to możliwe.
Jednak teraz wziął pejcz, zakończony jak by grotem strzały, ale była to skóra i uderzył go zahaczając o wejście i jądra, bolało, ale przyjemność była nie z tej ziemi, ale musiał pamiętać, żeby policzyć, podziękować i dojść, nie w innej kolejności.
Ledwo utrzymałem się w wypiętej pozycji, krzyknąłem głośno. Wiedziałem, że nie wstrzymam się teraz więc gdy tylko zaczerpnąłem oddech odliczyłem do końca
- Pięć, dziękuje Panie
Przy wypowiadaniu słowa ,,panie'' doszedłem i opadłem na podłogę z kolejnym jękiem.
Kucnął przy nim i go pogłaskał zadowolony.
- Grzeczny Justin, dobrze się spisałeś… A teraz zliż to co wyciekło z ciebie…
Miał na myśli swoją spermę jak i jego, on odłożył narzędzia tortur i usiadł na krześle.
Nie wiem dlaczego, ale miałem łzy w oczach, a przecież nie było mi źle.
 Uklęknąłem na podłodze i pochyliłem się nad dwoma plamami, będąc chyba pod wpływem jego słów powoli zlizałem i przełknąłem ciecz.
Poczułem się jeszcze gorzej, jak pies zlizujący z podłogi.
Kiedy zlizał wszystko czekała go jednak nagroda, Son podszedł do niego i go pocałował delikatnie, ale bardzo namiętnie, nie przejmując się, ze ten ma resztkę spermy w ustach.
Zaskoczony oddałem pocałunek. Musiało chyba dobrze mi pójść, skoro to zrobił... I to była chyba najlepsza rzecz jaką mogłem w tym czasie dostać. Nie czułem się już zdołowany i ta lekcja wydała mi się nie taka zła. Son był może ostry, ale faktycznie znał się na tym.
Naprawdę był z niego zadowolony, ale nie popuszczał i dopiął swego.
- To koniec lekcji, jutro po obiedzie o 15.30 cię tu widzę, jednak radze zjeść pół porcji tego co zwykle, bo może być nie przyjemnie…
Wyszedł zostawiając go samego.
Oparłem się o jakiś stół i stałem chwilę, musiałem ochłonąć. Potem ubrałem się i wyszedłem z tej sali, zamykając drzwi. Wolnym krokiem poszedłem do pokoju, rozglądałem się wokół aby jutro się nie zgubić. W progu pokoju, od razu rozglądnąłem się za Deivem.
Jednak go tam nie było, pokój był pusty bez żadnych przedmiotów, które należały do niego.
Więc, albo został sprzedany, albo przeniesiony.
Justin siedział sam.
Miałem ochotę wrócić przez te same drzwi i sprawdzić czy pokoi nie pomyliłem.
 Pewnie miałem w tym momencie głupią minę.
Widzieliśmy się jakieś 3 godziny temu najwyżej i on jeszcze tu był.
Te jego fochy na łóżku to specjalnie?
 No chyba jakby wiedział, to by się ze mną pożegnał, jeśli został sprzedany.
Miałem nadzieje, dowiedzieć się czegoś na kolacji, która zaczynała się za jakieś pół godziny.
 Zrobiłem szybką rundkę ćwiczeń i wziąłem prysznic.
A potem już prosto do jadalni.
Jednak miejsce po Deivie było wolne, nikt tam nie siedział Son normalnie siedział, a niedaleko Damian, jedli tak jak by nic się nie stało.
Uznałem, że gdyby Deive został przeniesiony do innego pokoju to chyba by kolacje jednak zjadł.
Usiadłem i także zacząłem jeść, nie mogłem powstrzymać się o myśleniu o Deivie, ale jeśli oni udawali jakby ten nigdy nie istniał to nie chciałem się odzywać.
Damian patrzył to na niego to na Sona, było widać, ze oni wiedzą, ale nie mogli lub nie chcieli nic powiedzieć.
Póki Damian nie miał powiedziane, że może to i tak by mi nie powiedział.
Tyle to już wiedziałem.
Choć ciekawość mnie zżerała, to jeśli będzie mi dane to i tak się dowiem.
Głupio czułem się bez Deiva siedzącego niedaleko, no ale jakoś musiałem się przyzwyczaić.
Byłem ciekaw czy dostanę kogoś nowego do pokoju.
 Jadłem z apetytem.
Jak skończyli Damian poszedł do siebie o dziwo sam, a Son czekał na niego.
Skończyłem jeść i wstałem.
- Powiesz mi o co chodzi?
- Od dzisiaj będę mieszkać z tobą… Deiva… Raczej szybko  nie zobaczysz…
Odpowiedział spokojnie i wstał.
- Chodź…
Wstał i skierował się do pokoju i usiadł na byłym łóżku Deiva.
- A co z Damianem?
Zapytałem, nie ogarniałem całej sytuacji.
Nagle w ciągu kilku godzin wszystko się zmieniło.
- Damian nie mieszka ze mną w pokoju i jest już na tyle dorosły i obcykany, że sobie poradzi beze mnie… Jest teraz bez opiekuna, a ja jestem twoim nowym opiekunem… Deive miał jakieś zasady?
- No nie, a ty jakieś masz?
Jak to raczej szybko go nie zobaczę? Czyli został sprzedany? No bo jakby był tutaj, to musiałbym go widzieć.
- Mam, po pokoju chodzisz nago, wychodzisz ubierasz się i idziemy, jak skończysz jeść nie wstajesz od stołu jeśli ja nie wstanę, jednak jeśli ja wstanę, automatycznie kończysz jeść i idziesz za mną… twój tyłeczek dla mnie jest otwarty 24/24 siedem dni w tygodniu.
Powiedział spokojnie obserwując go uważnie.
Nie podobało mi się to zbyt bardzo.
 Nie mogłem sam zadecydować ile chce jeść, ani nawet czy mam ochotę na seks.
- No a jak będę chciał iść na balkon to się mogę ubrać?
- nie, w końcu to też pokój…  No i całkowite posłuszeństwo…
- Ale to krępujące, ja nie chce nago chodzić
Przyznałem, choć to chyba i tak nie miało znaczenia.
- Eh, nie dziwie się że Deive już nie miał siły… Zrozum, mam to gdzieś co ty chcesz i czego nei chcesz, ty to musisz zrobić i już… To nie wychodź na balkon, jeju…
Nie odezwałem się już nic.
Kąpałem się przed kolacją, ale uznałem, że dziś zasady nie obowiązują więc wyszedłem sobie na balkon i jak zwykle usiadłem na barierce.
- Nie zapomniałeś o czymś?
Zapytał się podchodząc do niego.
- Daj spokój, idę zaraz i tak spać nie będę teraz robić domowego striptizu. Chociaż na rurze chyba idzie mi całkiem dobrze.
Odparłem patrząc na gwiazdy.
- Śpisz też nago, więc dawaj ciuchy, bo jutro żadnych nie znajdziesz…
Odpowiedział zimno, ale spokojnie.
- Po co mam spać nago jeśli i tak jestem przykryty więc mnie nie widzisz.
Ściągnąłem grzecznie koszulkę i spodnie, zostając w bieliźnie.
Widząc jednak, że on nie odpuści więc wszedłem do środka i rozebrałem się do końca.
Naprawdę chciałem jeszcze posiedzieć sobie.
- Śpij nawet pod dywanem, masz spać nago i już…
Odpowiedział położył jego rzeczy na krzesło.
- Idę po rzeczy, więc nigdzie się nie ruszaj, chyba że na balkon…
Jak powiedział tak też zrobił.
Położyłem się na łóżku, byłem zmęczony całym dniem i ledwo siedziałem.
Ale czekałem na jego powrót.
Wrócił po 30 minutach z 3 pudłami, w 2 były ubrania w 3 jakieś książki czy też zeszyty, oraz kosmetyczka…
Nic więcej nie posiadał.
Zaczął się rozpakowywać.
Przykryłem się kołdrą
- Dobranoc, miłych snów.
Usnąłem.
- Dobranoc…
Kiedy się rozpakował poszedł się umyć, a jak wrócił wszedł do łóżka, ale nie swojego, a Justina.
Przytulił się do niego i też poszedł spać.
Przebudziłem się czując coś ciepłego.
To była miła niespodzianka, wtuliłem się tak, że nie było między nami wolnego miejsca i usnąłem znów.
Spał dalej, nad ranem się obudził było po 9.
Kiedy się ubrał i porozciągał zaczął go budzić.
- Justin wstawaj…
Śniadanie było o 10, ale to nie znaczyło, ze mógł tyle leniuchować.
Podniosłem głowę zaspany i z zamkniętymi oczami wymruczałem:
- Deive daj jeszcze minutkę.
W jednej chwili przypomniałem sobie ostatni dzień, odgarnąłem włosy z czoła.
- Wybacz, późno już jest?
- Po 9, ale musisz się porozciągać, nie można wiecznie spać… Wstań idź się załatw, a jak wrócisz trochę poćwiczysz…
Zaspany powlokłem się do łazienki i wróciłem po chwili.
- Ja ćwiczę więcej niż ty, ale z rana? Rankiem się śpi a nie...
- To dobrze, ze ćwiczysz więcej niż ja, będziesz miał lepszą kondycje, zrób 30 brzuszków i 30 skłonów, pójdziemy pobiegać i wrócimy wykąpiemy się i pójdziemy na śniadanie.
Westchnąłem i zabrałem się za ćwiczenia.
Brzuszki szły mi nawet szybko.
- Terrorysta z ciebie, tylko po co mi taka kondycja?
- Dla zdrowia, do lekcji, do sportów, czy też dla siebie…
On sobie siedział i go obserwował.
Skończyłem brzuszki ale zamiast skłonów zabrałem się do rozciągania to mnie bardziej orzeźwiało rankiem.
- A tak zmieniając temat, to będę mógł już zawsze spać z tobą?
- Spać, masz namyśli noce czy ogólnie sex?
- Mam na myśli noce... Bo tak szczerze to fajnie się śpi z kimś.
- Zauważyłeś… Tak, nie sypiam sam, niedługo będziesz wiedział dla czego…
Między innymi dla sexu, miał w tedy większą kontrolę, ale bardzo lubił spać z kimś i też dla tego spali obaj nago.
- Ciągle to niedługo. Idziemy już na zewnątrz?
Westchnąłem, zrobiłem mostek i wstałem.
- Ok., ubierz koszulkę i spodenki, ale bez bielizny… A jak masz już nosić jakąś…
Podał mu stringi męskie, z siateczką na przodzie.
- Te, jak masz już jakieś nosić…
- Chyba zwariowałeś.
Wolałem chodzić bez bielizny niż z sznurkiem między pośladkami.
To wydawało mi się takie zniewieściałe.
Specjalnie mu takie zaproponował, wyszli do ogrodu biegać, chłopak narzucił spokojne tempo, kładąc sobie ręcznik na szyję, mu też tak kazał zrobić, tak, aby końce wchodziły pod bluzkę.
Zrobiłem tak, choć ten ręcznik bardziej mnie denerwował na szyi niż nic innego.
Biegłem na równi z nim nie odzywając się, wolałem skupić się na równym tempie.
Nic nie mówił, biegał dość wolno, żeby chłopak mógł nadążyć, biegali dobre 20 minut, kiedy ręczniki zaczęły robić się mokre wrócili do pokoju, obaj weszli od razu do łazienki.
Son bez oporów od razu się rozebrał i wszedł pod prysznic, widząc lekko onieśmielonego chłopaka pogonił go.
- Na co czekasz? Rozbieraj się i wchodź pod prysznic.
- Ale tak z tobą?
Jakoś... Taka wizja wydawała mi się bardzo intymna.
Wspólny prysznic to nie to samo co spanie w jednym łóżku.
Niepewnie jednak wszedłem obok niego.
Prysznic był duży, wiec spokojnie by się nawet 4 osoby zmieściły.
- Czego się wstydzisz, już cię widziałem nago… Przez jedną noc raczej nic się nie zmieniło i nic ci nie urosło…
- Ej, niemiły jesteś. Zresztą co niby by mi miało urosnąć?
Zapytałem włączając strumień wody.
- Przyzwyczajaj się… W tym wieku, raczej ci już nic nie urośnie…
Stwierdził myjąc sobie włosy.
- Pff... Jestem na dole więc po co miałbym się martwić o swoje rozmiary.
Powiedziałem namydlając ciało.
- Żeby być też na górze… Ale niektórzy się nie nadają, nawet mając duże…
Spojrzał na niego.
- I nie wiem, czy ty byś się nadawał, ale zawsze byś miał jakąś odskocznie.
- Ja się raczej do tego nie nadaje, nie jestem taki jak ty.
Stwierdziłem zabierając się za włosy.
- Nie, każdy jest inny… Tak jak Deive i ja, jesteśmy różnymi osobami, inaczej myślimy i czujemy, a jednak on jest opiekunem i ja też…  Czyli coś nas jednak łączy, chociaż on inaczej wychowuje i ja też mam inne metody, niestety nie było ci dane poznać jego…  Jak dla mnie jest za miękki w niektórych kwestiach, ale to tylko moje zdanie…
- Powiesz mi co się stało z Deivem?
Nurtowało mnie to bardzo.