środa, 29 sierpnia 2012

Rozdział 48


Zamarłem widząc akurat tą osobę.
 W tym momencie poczułem tyle sprzecznych uczuć, że sam nie wiedziałem co myśleć.
- Bolą, ale przypominają o wszystkich głupich rzeczach jakie zrobiłem.
Nie mogłem, nie potrafiłem nazwać go swoim panem, choć był człowiekiem do którego miałem najwyższy szacunek jakim kiedykolwiek kogokolwiek darzyłem.
Nie lubiłem go wtedy, ale teraz rozumiałem niektóre incydenty lepiej i w innym świetle.
Uśmiechnął się lekko widząc go takiego.
- To dobrze, że tak na to patrzysz…  Ah… bo zapomnę, masz pozorowania od Kahana… 
Znowu się uśmiechną.
- Wiesz, że nie wolno ci być w tej części ogrodu? Należy ona do mnie i masz szczęście,  że to ja cie znalazłem, a nie moje psy…
- Nie jest w żaden sposób odgrodzona, kilka drzew dla psów to chyba żadna przeszkoda.
Zauważyłem, serce biło mi szybciej. Co się ze mną działo?
- Chyba powinienem przeprosić za tamto. To było dziecinne.
Dopowiedziałem kierując sie impulsem... Albo jakimś dziwnym pragnieniem wyrównania tego.
- Kiedyś była siatka, jak się nauczyły została zdjęta, do tamtego orzecha jest teren Serina, ale nie martw się nie powiem mu, ze mnie odwiedziłeś…
Zaśmiał się, ale spoważniał po chwili i usiadł pod drzewem, poklepał trawę koło siebie.
- Siadaj, nie musisz się mnie bać, w końcu nie jestem już twoim Panem…
Usiadłem obok niego, zachowując jednak spokój. To nie tak, że bałem się. Raczej byłem zmieszany. Czułem jego zapach siedząc tak blisko.
- Może to niestety, że już nie jestem twój.
To go rozbawiło więc się znowu zaśmiał.
- Oh Justin, zawsze umiałeś mi poprawić humor, ale też szybko zepsuć… Trudno się mówi, nie da się cofnąć czasu, teraz musisz się postarać i jak najszybciej przejść szkolenie u Serina, żeby trafić na nowego lepszego Pana… może ci się uda…
Powiedział, ale był szczęśliwy w jakiś dziwny sposób.
- Nie martw się, będzie dobrze… A może już coś przeskrobałeś?
- Jak to możliwe, na pewno mi się uda, wcześniej czy później. Na razie jest mi trochę ciężko, nie wszystko jest oczywiste i niektórzy ludzie są co najmniej dziwni. A co do moich rąk, to tak trochę narozrabiałem, ale to zrobiłem sobie sam spadając z piętra w jakieś chwasty.
Rozluźniała mnie jego obecność, tyle zrobił mi złego ale szczerze chciałem spędzać z nim znów czas.
Poczochrał go po włosach.
- A nic sobie nie połamałeś przy takim upadku?
Zapytał zdziwiony.
- Eh, zawsze spadałeś na 4 łapy jak kot…
Zabrał rękę i spojrzał w górę.
- niedługo ma padać, więc trzeba się nacieszyć słońcem póki jest…
- Jak obiecam, że nie dam się złapać żadnemu z twoich psów będę mógł przychodzić na to drzewo? Jedyne jest na tyle grube i stare żebym mógł ćwiczyć a nie chce żeby ktoś mnie oglądał.
Nie mogłem nacieszyć się jego obecnością.
Wiedziałem, że czasu nie można cofnąć, ale chciałbym móc go widywać.
Zastanowił się chwilę.
- Jak się Serin zgodzi to będziesz mógł tu chodzić, ale tylko w weekendy do obiadu…
- Oh... Dobrze
Nie miałem ochoty żeby Serin się dowiadywał, ale jeśli taka była moja szansa to czemu nie.
- Masz już kogoś innego?
Zapytałem swobodnie, w sumie było mi wszystko jedno czy tak czy nie.
- może, a co zainteresowany?
Wzruszyłem ramionami.
- Normalna ciekawość. I tak nie mogę wrócić do ciebie, więc jaki to miałoby mieć podtekst. Fajny jest?
- Na razie nie mam, za tydzień jadę jakiegoś kupić… Chcesz pojechać ze mną i zobaczyć jak to wygląda?
- A mógłbym?
Podobała mi się perspektywa wybycia stąd choć na chwilę. Poza tym to była też ciekawość. Tylko czy Serin by mi pozwolił?
- Ale pod jednym warunkiem, mianowicie przez cały tydzień masz zaliczyć wszystkie kartkówki, oraz nie sprawiać problemów, jak ci się uda załatwię to z Serinem…
- Dobrze. Postaram się... A jeśli można kogoś zwyczajnie kupić to czemu ja trafiłem do ciebie inaczej?
To było dość oczywiste pytanie, ale byłem ciekaw.
- Też ciebie kupiłem, ale na zamówienie byłeś…  To są trochę inne koszta niż przy takiej aukcji…  A czemu tak, bo idąc na aukcje ciebie zobaczyłem, a na samej aukcji nic ciekawego nie było, więc złożyłem zamówienie…
- Zobaczyłeś mnie?
Zamyśliłem się przeszukując wspomnienia ale nie pamiętałem abym go gdzieś widział.
- No ale skąd wiedziałeś jak się nazywam i jak mnie mają znaleźć?
- To już inna kwestia… I nie mnie o to pytaj…
Powiedział, ale wiedział, że Justin tego nie pamięta.
- A jak ci się żyje u mojego brata? Masz jakiegoś opiekuna?
- Mój opiekun ma na imię Deive, a co do życia tutaj... Trochę dziwnie tu jest, niektórzy są strasznie dziwni. Ale chyba jakoś sobie radzę.
Przyznałem, czy to prawda że tęskni się do tego co jest niedostępne?
- Hmm…
Zastanowił się nad czymś, ale tylko chwilkę.
- Dziwni… Każdy jest dziwny na swój sposób, ale dziwniejsi ode mnie?
- Twoją dziwność jestem w stanie ogarnąć, ale niektórzy tam bardziej pasują do opisu szurniętych.
Niepewnie oparłem się delikatnie o jego ramię.
- Wcześniej myślałeś inaczej… Ale miło, że tak mówisz…
Nic mu nie powiedział, kiedy oparł o niego tak głowę.
Jednak nie trwało to długo.
- Ktoś chyba cię szuka…
Wskazał na jakiegoś chłopaka zmierzającego w ich kierunku, był to Deive.
Żałowałem, że Deive idzie w naszym kierunku. Pragnąłem siedzieć pod tym drzewem jeszcze z godzinę co najmniej. To było dziwne, ale naprawdę tego pragnąłem.
- Chyba będziemy musieli się pożegnać, chciałbym cię jednak jeszcze zobaczyć.
- Zobaczymy się za tydzień… A teraz już idź…
Powiedział sam wstając i idąc w swoją stronę.
Skinąłem głową, wstałem otrzepałem się z liści i ruszyłem w stronę Deiva.
- Jest późno, albo coś?
Zdziwiłem się, że mnie szukał, skoro wcześniej kazał mi odejść.
- A jak myślisz, masz 10 min bo inaczej przepadnie ci obiad…
Zauważył, był trochę podirytowany.
- Ej? Czemu się tak denerwujesz, zeszedłem ci z oczu przecież.
Powiedziałem zmierzając w stronę drzwi.
Uderzył go lekko w tył głowy.
- Głupek, biegnij szybko do jadalni… Myślisz, że zagoją ci się rany kiedy nic nie będziesz jadł?
On się po prostu o niego martwił.               
- Oh, a ty już byłeś?
Przyspieszyłem kroku. Nie zależało mi na obiedzie, ale skoro Deive uważał, że to ważne, to czemu nie
- Tak… Już jadłem, ja nie muszę mieć tyle siły co ty, żeby wytrzymać wieczorne lekcje…
- Jakie wieczorne lekcje? Nikt mi nie mówił, że coś takiego jest.
Powiedziałem z zaskoczeniem, weszliśmy już do środka.
- Ja decyduje, kiedy je masz a kiedy nie…
Było widać, ze irytacja jego osobą, sięgała zenitu.
- No dobrze, no ale co to są za lekcje? Takie normalne?
Zwyczajnie się pytałem, bo nie wiedziałem o niczym takim.
- Tak, normalne ze mną te co zawsze… Zapomniałeś już o nich? Fakt… Masz za dobrze ze mną, skoro o nich nie pamiętasz…
Usiadłem przy stole i szybko jadłem.
- Zwyczajnie nie pomyślałem, że w weekend też, no nie denerwuj się.
- A teraz gdzie ci się śpiesz?!
Warknął.
- Jedz spokojnie…
Ten chłopak zaczynał go wkurzać.
Spojrzałem na niego zdziwiony, zwolniłem.
Skoro obiad miał zaraz się kończyć, a ja nawet apetytu nie miałem to po co miałem się delektować? Nie rozumiałem, dlaczego wcześniej mnie poganiał, a teraz ma jakieś ale do mnie.
-No spieszy mi się, bo sam kazałeś mi biec tutaj.
Przyłożył dłoń do czoła.
- Boże, czemu ja mam pecha i ciągle na osły trafiam… Bo wydają do 16, a jeść możesz nawet do kolacji…
- A powiedz mi skąd do JASNEJ CHOLERY miałem się tego domyśleć.
Wstałem, nie miałem ochoty już na żadne jedzenie, traktowanie mnie z góry przez niewiedzę było super profesjonalne.
- Siadaj i nie rób scen…
Powiedział cicho nie patrząc na niego.
Miał już go dość, już wiedział, czemu Son tak traktuje wszystkie dzieciaki, które do niego trafiają, przynajmniej mu na głowę nie włażą…
Gdyby nie to, że zależało mi na wyjeździe z moim byłym właścicielem, teraz bym ostentacyjnie wyszedł.
Ale cel był zbyt ważny, żeby przez dumę go zniweczyć.
Bez słowa zabrałem się za naleśnika.
Siedział przy nim czekając aż zje, kiedy zjadł wstał i poszedł do pokoju gdzie się położył na łóżku i leżał, zastanawiając się nad propozycją Sona.
Skończyłem posiłek, dopiłem sok i wyszedłem jeszcze na spacer.
Musiałem ochłonąć, byłem zadowolony, że tak postąpiłem, w innym przypadku pewnie kara by już na mnie czekała.
 Późnym popołudniem wróciłem do pokoju.
Chłopaka nie było, wrócił po jakiś 10 minutach wraz z Sonem.
- Od dzisiaj lekcje będziesz miał z nim…
Son tylko kiwnął na niego głową i czekał na zewnątrz.
Nie odezwał się do niego tylko się położył i leżał plecami do niego.

 

~~**~~**~~

Małe co nieco na koniec wakacji :)

niedziela, 19 sierpnia 2012

Opowiadanie czytelników :)

Tak jak w tytule, jeden z naszych stałych bywalców podesłał mi krótkie opo i za jego zgodą je tutaj daje :)
Bądźcie dla niego łaskawi w komentarzach :)

~~**~~**~~**~~

Czekanie na dworcu było dla Mnie mordergą. Nie wiedziałem nawet, w którą stronę iść.. Potrzebuje Go mieć zawsze.. Bo wchodząc do sklepu już się gubię.. Ale podobno to uroczę.. Trzymając małą torbę w dłoniach rozglądałem się za Nim gryząc wargę przez zniecierpliwienie.
 -Miał być o 13..-mruknąłem sam do Siebie i westchnąłem głośno nadymając zabawnie policzki.
 -Tu jesteś..-Usłyszałem głos Ukochanego i odwróciłem się w Jego stronę.
 Uśmiechnąłem się szeroko i rzuciłem Mu się w ramiona wtulając się w Niego delektując Jego zapachem.
 -Tęskniłem..-szepnąłem cicho zaciskając dłonie na Jego plecach wiedziałem jak to lubi więc starałem się zacisnąć je naprawdę mocno..
-Mały..-Mruknął pod nosem i ucałował lekko moje ucho.
 Spojrzałem na Niego i uśmiechnąłem się szeroko, wysunąłem się i spojrzałem w bok. Stał tam Jego brat nie wiem czy Mnie lubi..Czy nie.. Zawsze się uśmiechaliśmy mówiliśmy ,,Cześć'' rozmawialiśmy troszkę.. I tyle..
-Cześć..-Mruknął Kuba pod nosem i uśmiechnął się lekko patrząc na Nas.
 -Cześć!-Krzyknąłem i rzuciłem Mu wesoły uśmiech. Spojrzałem na Ukochanego i uśmiechnąłem się szerzej będąc najszczęśliwszą osobą w tej chwili na tym świecie.
Wpatrywałem się w Niego uśmiechając jak głupi.
 Złapał moją torbę i zaśmiał się odsuwając. Pociągnął Mnie za rękaw a ja wsunąłem dłoń w Jego splatając razem Nasze palce.
 -Gdzie idziemy?-Mruknąłem patrząc na Niego.
-Do domu! Mamy wolny..-Uśmiechnął się zadziornie i zaśmiał.
Kuba również się zaśmiał i spojrzał na Nas.
-Nie zapominajcie że ja również tam będę.-Zaśmiał się głośniej i pokręcił głową.
Olek spojrzał na Mnie i poruszył zabawnie brwiami.Zawsze Mnie to rozśmieszało przez co wybuchłem śmiechem.
Ludzie patrzyli na Nas jak na idiotów.
Wsiedliśmy do auta a ja od razu przykleiłem się do ust Ukochanego z głośnym pomrukiem.
 Mruknął tylko głośno i przycisnął Mnie do Siebie wcale nie protestowałem,jak się człowiek stęskni to musi czerpać nie?
Miałem ochotę już kochać się z Nim w tym aucie.. Kiedyś Mu to nawet proponowałem..
 Miałknąłem cicho gdy się od Mnie odkleił.. Spojrzałem na Niego lekko zamglonym wzrokiem i wtuliłem policzek w Jego tors..
-Koooooocham Cię..-Mruknałem i musnałem Jego brode łapiąc mocno Jego dłoń.
-Ja Cię też Kiciu..-Powiedział głośno i uśmiechnał się szeroko.
 Gdy dojechaliśmy wysiadłem i przeciągnąłem się rozglądając się.
 Dawno Mnie nie było u Niego.. Ale jest tak jak zapamiętałem.. Domek piętrowy biały,czerwony dach i dużo zieleni. Objął Mnie od tyłu i cmokną moją szyję uśmiechając się szeroko.Był tak samo podekscytowany jak..Tak Mi się raczej wydaje..
 Wziąłem od Niego torbę i zagryzłem wargę. Lubię jak Mi ją tak cmokał..
Rozejrzałem się szukając Jego brata ale on już dawno był w środku,nie wiem jak to zrobił..Ale musiałem odpłynąć!
 Pobiegłem za Olkiem który również poszedł do domu. Rzuciłem się na Jego plecy a ten przerzucił Mnie przez ramie. Zacząłem się kręcić , śmiać oraz prosić żeby Mnie postawił!
Postawił Mnie zamykając drzwi. Przyparł Mnie do ścian i odwrócił tyłem do Siebie.
 Mruknąłem i wypiąłem pośladki w Jego stronę lekko się o Niego ocierając.
Zamruczał głośno i puścił Mnie biorąc moje rzeczy.
 Zagryzłem wargę i poszedłem za Nim, od razu wdrapując się Mu na plecy.
Złapał Mnie pod udami i poszedł szybko na górę. Śmiałem się cicho obejmując Go mocno.
 Szepnąłem Mu do ucha jak bardzo Go kocham i zagryzłem je lekko stęknął pod nosem a ja zaśmiałem się wesoło.
 Gdy byliśmy w Jego pokoju zsunąłem się z Jego pleców i brzydko mówiąc ,,pieprznąłem'' się na Jego łóżko. Mruknąłem obejmując poduszkę i przymknąłem powieki.
Położył się obok Mnie i schował Mnie w Swoich ramionach..
-Schowałem Cię przed światem..-mruknął cicho i cmoknął moje włosy głaszcząc Mnie zaraz po Nich.
 Zawsze to mówił.. Czułem się w Jego objęciach bezpieczny.. I wierzyłem że chowa Mnie przed każdym.. Nie chciałem by ktokolwiek Nam teraz przeszkadzał.. Musieliśmy się Sobą nacieszyć w ciszy i spokoju.. Mruknąłem i wsunąłem Mu dłoń pod koszulkę po czym od razu ją zsunąłem.. Nie lubiłem jak miał na Sobie koszulkę.. To dziwne.. Ale czułem jak ona zabiera Mi Jego zapach.. Spojrzałem na Niego i podsunąłem się wyżej by patrzeć Mu w oczy..
 Delikatnie dotknąłem nosem Jego.. Palcami przesunąłem po Jego policzku, a następnie po Jego malinowych wargach.. Uśmiechnąłem się i złapałem Go za podbródek po czym wpiłem się w Jego wargi od razu oddał pocałunek.. Nigdy nie musiałem na Niego czekać.. To on zawsze czekał na Mnie... Rozsunąłem wargi a on zwinnie wsunął język między nie.. Mruknąłem cicho a on usiadł na Mnie okrakiem całując zachłannie.. Miauknąłem cicho pod nosem przesuwając dłonie na Jego plecy.. Gdy oderwał się od moich ust jęknąłem niezadowolony ale on zaraz zaczął gryźć i całować moją szyję.. Mruknąłem odchylając głowę w bok.. Uwielbiałem to.. Chyba każdy to lubi... Rozsunąłem lekko wargi przez które od czasu do czasu wydobywał się cichy jęk zadowolenia..
 Zsunął moją koszulkę całując moje obojczyki.. Mostek.. Kiedy dotarł do sutków od razu zaczął je ssać i trącać językiem.. Zaczął szybciej oddychać pomrukując głośno zadowolony wsunąłem dłoń w Jego włosy przeczesując je palcami..
 Podsunął się do góry i wpił się w moje wargi mruknąłem głośno i zrzuciłem Go z Siebie siadając na Nim.. Przesunąłem dłonią po Jego sutku.. I lekko go zacisnąłem.. Bawiłem się nim całując Go zachłannie.. Wciąż Mi było Go mało.. Sam zsunąłem się pocałunkami na Jego szyję.. Tors.. Gdy dotarłem do pępka zatoczyłem wokół niego kółeczko i uśmiechnąłem się do Niego..
 Podniósł się zginając nogi w kolanach, uklęknąłem pomiędzy Jego nogami i mruknąłem wpatrując się w Niego.. Nachyliłem się znów wdzierając się w Jego wargi.. Dłońmi odpiąłem Jego pasek od spodni oraz rozporek po czym zsunąłem je lekko ale Jego zgięte kolana utrudniały to Mi więc mruknąłem głośno a on się tylko uśmiechnął..
 -Gdzie Ci tak spieszno?-Mruknął przez pocałunek i złapał Mnie za pośladki.
 Miauknąłem głośno w Jego wargi przesuwając dłoń na Jego bokserki.
 -Tu..-Mruknąłem głośno wkładając dłoń w nie.
 Mruknął głośno i położył nogi przez co ja zsunąłem drugą dłonią je do kostek. Wyciągnąłem dłoń z Jego bokserek i zsunąłem je do końca wraz ze spodniami. Mruknąłem głośno patrząc na Niego.. Skubnąłem Jego wargi i ująłem w dłoń Jego penisa. Zacząłem powoli poruszać po Nim dłonią lekko gryząc wargę.. Delikatnie zacząłem gładzić sam czubek po czym schyliłem się biorąc go do ust. Ssałem sam czubek dłonią poruszając po trzonie. Słyszałem jak z ust Ukochanego wydobywają się ciche jęki.. Ssałem go mocniej poruszając szybciej dłonią.. Zacisnąłem na nim usta i wsunąłem go głębiej do ust.. Poczułem jak Jego ręka ląduje na Moich plecach, mruknąłem głośno po czym wysunąłem go z ust i zagryzłem wargę poruszając szybko po nim dłonią..
 Jęknął głośno i pchnął Mnie na bok.
 -Gdzie Ci się tak spieszy?-Mruknąłem i uśmiechnąłem się zadziornie.
 Zdarł moje spodnie wraz z bokserkami odwrócił Mnie szybko na brzuch i podsunął poduszkę pod biodra.
 Mruknąłem cicho i wypiąłem biodra w Jego stronę lekko gryząc poduszkę.
 Wszedł we Mnie od razu przez co jęknąłem głośno,przymknąłem powieki oddychając szybko..Dał Mi chwilę bym się przyzwyczaił po czym zaczął szybko poruszać biodrami.
 Jęknąłem głośno uciekając biodrami przez co złapał Mnie za nie mocno poruszając szybciej.
 Wypiąłem bardziej podpierając się dłońmi wchodził i wychodził ze Mnie.
Zaciskałem mocno pościel sam powoli poruszając biodrami.
Słyszałem jak mruczy.. Zawsze słuchał jak ja się wydzieram.. I błagam Go żeby poruszał się jeszcze szybciej..
Zagryzłem wargę i tłumiłem w Sobie wszystkie jęki czekając na Jego reakcje.
 Pchnął Mnie mocno przez co zawyłem z rozkoszy dokładając policzek do poduszki którą wcześniej gryzłem.
Odetchnął głośno robiąc tak dalej.. Skomlałem pod Nim wręcz błagając Go o więcej..
Czułem jak Jego członek we Mnie pulsował..
 Zacząłem poruszać dłonią po Swoim by jak najszybciej dojść ale on nie chciał tego tak szybko kończyć.. Mruknąłem głośno gdy poczułem Jego dłoń na mojej trzymał ją mocno tak bym nią nie poruszał..
Poruszał się coraz szybciej przez co podsuwałem sie lekko do przodu.
Uniosłem się lekko i złapałem ramy łożka rozuwając szeroko nogi. Czułem się jakbym dostał prezent na święta.. Albo coś lepszego.
Gdy zaczął poruszać się diabelnie szybko wyłem i jęczałem na zmianę nie chcąc nigdy tego kończył..
Czułem jak odpływam z każdym Jego pchnięciem.. Stawałem się coraz twardszy..
 Zaczął poruszać dłonią po moim członku przez co niemal nie pisnąłem jak dziewczyna..
Robił ze Mną co chciał.. Każda sekunda spędzona z Nim robiła ze Mnie przesłodzonego bezbronnego Mnie..
 Jęknąłem głośno czując jak pieści sam czubek mojego penisa,opadłem szybko na poduszkę podpierając się jedną dłonią.. Poruszałem biodrami w Jego rytmie.. Byliśmy wtedy.. Jednością.. On i ja.. Krzyknąłem głośno dochodząc w Jego dłoni.. Miauknąłem rozkosznie przestając z Nim zupełnie współpracować..
 -Niegrzeczny..-Mruknął i klepnął Mnie mocno w pośladek..
 Jęknąłem głośno i znów zacząłem poruszać szybko biodrami.. Odpłynąłem.. Jego winna..
 Sapał.. Zacisnąłem mocno pośladki chcąc dać Mu jak najwięcej przyjemności.. Zaklął głośno i doszedł we Mnie..
 Mruknąłem głośno i poruszałem jeszcze chwilę biodrami..
Spojrzałem na Niego a on położył się obok..
 Uśmiechnął się do Mnie.. W ten kochany sposób i zlizał moje nasienie z ręki.. Mruknąłem cicho a on przyciągnął do Siebie i schował w ramionach całując w skroń..
 Okrył Nas zimną kołdrą i cmoknął w czoło..
 -M..Miś..-Szepnąłem dysząc głośno..
-Tak..?-Mruknął głaszcząc Mnie po głowie.
 Czułem że mogę usnąć więc przymknąłem powieki i schowałem nos w Jego torsie..
 -Dziękuje..-Szepnąłem i zaciągałem się Jego zapachem.. Który był teraz dokładnie wyczuwalny..
-Zawsze po seksie Mi dziękujesz..Jesteś zbyt miły..-Zaśmiał się nadal głaszcząc moją głowę.
 -Kocham Cię..-Powiedziałem stanowczo ale cicho czując jak zaraz padnę i usnę.
-Ja Cię też..-Szepnął i ucałował moje ucho przytulając najmocniej jak umiał..
 Zacisnąłem dłonie na Jego plecach usypiając.

Holden



środa, 8 sierpnia 2012

Rozdzial 47


- Zapraszam cię do gabinetu i to szybko.
Miał gdzieś czy cos sobie zrobił.
Przymknąłem aż oczy stwierdzając w duchu że moje nie szczęście jest niesamowite.
Wstałem wyplątując kwiatki z włosów.
 Ignorując, że moje prawie zagojone ręce bolą jakbym je trzymał w ogniu, na palcach mam pełno krwi, a wargę mam pięknie rozciętą ruszyłem po schodach i do gabinetu w tempie idącego na ścięcie.
Kiedy wszedł do środka, mógł się nieźle zdziwić bo Deive siedział i pił jakiś napój razem z Serinem.
- Justin, tak ładnie ci szła praca, ale musiałeś ją schrzanić, niestety nie daruje ci podsłuchiwania i zostaniesz solidnie ukarany, jesteś gotowy ponieść karę?
Rozumiałem co do mnie mówił, byłem jednak zainteresowany wyglądem poharatanej ręki.
- Nie, ale i tak mnie nie ominie to po co zadawać głupie pytania.
Dostał lekko pejczem po swoim policzku.
- Patrz na mnie jak do mnie mówisz... Rozbierz się i czekaj na polecenia.
Z małą trudnością ściągnąłem z siebie koszulkę bo przylepiła się już do mnie a potem rozebrałem się do końca.
 Bolał mnie teraz jeszcze policzek i wkopałem się całkowicie.
 Od początku wejście po ścianie było głupim pomysłem ale odkryłem choć proste wejście na dach.
To jakieś pocieszenie?
- Deive skuj go...
Chłopak wstał i wyjął coś z szafki, małe kajdanki jak się okazało na kciuki, w końcu nie mógł na nadgarstkach mieć żadnych.
Kiedy skuł zaprowadził go do pomieszczenia obok, dosłownie sala tortur, postawił go przy metalowym Y-ku, który był do góry nogami.
 Skuł go tyłem do nich, nogi do słupka, ale palce zawiesił, w takiej pozycji Justin stał na palcach w lekkim rozkroku, a nie na pełnych stopach.
Teraz czekali na Serina Deive się nie odzywał.
Nie mówiąc, że pozycja w której nie stałem nawet była niewygodna, nie widziałem nawet ich i co robią.
Bałem się, bo gdy obróciłem lekko głowę widziałem wiele dziwnych i nie znajomych mi sprzętów, a Deive nawet się nie odezwał. Pewnie nawet nie mógł się do mnie odzywać.
Żałowałem, że chciałem ich podsłuchać szczególnie, że Deivowi nic się nie działo.
Delikatnie go pogłaskał po tyłku i powiedział tylko jedno słowo.
- Głupek…
Po trym wszedł Serin.
- Nie cierpię, jak ktoś kogoś podsłuchuje, nie mam nigdzie zamontowanego podsłuchu…
Powiedział biorąc giętką witkę bambusową.
Deive się odsunął, nie patrzył na to.
Spojrzałem znów za siebie. Serce waliło mi jak gdyby chciało mi wyskoczyć z piersi. Odwróciłem znów głowę i oparłem policzek o metal. Nie było sensu odpowiadać na te słowa, zresztą co miałem powiedzieć, że po zachowaniu Deiva myślałem, że coś mu będzie strasznego? Tłumaczyć się, że nie chciałem zrobić niczego złego, że sam nie wiem czemu mi tak zależało na dowiedzeniu się tego?
To rozmyślanie przerwało mu pierwsze uderzenie witki, które spadło na jego pośladek.
- licz…
Usłyszał spokojny już głos mężczyzny.
- Na głos?
Odgadnąłem.
Nie chciałem liczyć, wtedy nie mógłbym tłumić bólu, a już pierwsze uderzenie bolało.
- Tak…
Znowu uderzył czekając, aż zacznie liczyć na głos.
- Dwa
Powiedziałem łamiącym się trochę głosem.
- Nie...
Uderzył go znowu czekając, aż policzy od początku, w końcu nic nie powiedział, wiec się nie liczyło.
- Jeden
Tym razem głośniej, pewnie miałem już pręgę na pośladku.
Nic nie powiedział, więc było dobrze, kolejne uderzenie tym razem na 2 pośladek.
- Dwa
Żałowałem, że się pomyliłem bo realnie było cztery. Drżałem bo piekło mnie.
Na szczęście nie mógł się ruszać.
Deive usiadł przed nim, dłońmi jednak złapał jego pośladki i je mocno odchylił ukazując Serinowi wejście chłopaka, następne uderzenie dokładnie padło w lini prostej, przez jego wejście oraz najczulsze miejsce bo zahaczyło o jądra.
Krzyknąłem, w oczach miałem łzy z bólu.
Nie mogłem powstrzymać się, bo ból był niesamowicie mocny i promieniał. Obawiałem się jednak, żeby nie musieć liczyć od nowa więc niemal wyszeptałem.
- Trzy…
Deive kiwnął głową, że wypowiedział coś, puścił jego pośladki a mężczyzna 4 i 5 raz zrobił normalnie, i znowu opiekun zadarł jego pośladki.
Co najlepsze chłopak nie wiedział ile dostanie.
Normalnie mogłem dostawać choć bolało ale sama wiedza, że uderzy mnie znów w taki sposób sprawiała, mimowolnie leciały mi łzy po policzkach.
Nie wiedziałem, ile tak wytrzymam.
Jednak nie było następnego, chociaż dalej był trzymany, Sarin podszedł i coś zimnego włożył mu w tyłek.
Deive zabrał ręce i się odsunął patrząc na jego zapłakaną twarz.
Nie było tak źle, przedmiot będący we mnie był nie tak duży aby było mi nieprzyjemnie.
 Trochę tylko mnie rozpraszał.
Cieszyłem się, że możliwe iż to koniec.
Jednak tak nie było, nagle mógł poczuć dziwne kłucie, delikatnie prąd zaczął go razić.
Niespokojnie się poruszyłem, początkowo nie skojarzyłem skąd to dziwne bolesne uczucie.
Deive cały czas siedział i uważnie obserwował.
Napięcie, albo rosło, albo malało no i często się rodzaj zmieniał, raz było krótkie i częste innym dłuższe i mniej bolesne, a czasami pół na pół, bywało nawet dziwne mrowienie.
Gryzłem usta mimo że miałem pękniętą wargę i tylko chwilami wydobywały się z mojego gardła zduszone jęki bólu.
Ból promieniował nawet do brzucha i gdy byłem w stanie się do niego przyzwyczaić zmieniał się na krótkie ukłucia.
W pewnym momencie chłopak pokręcił głową, a mężczyzna przerwał tą zabawę, wyjął delikatnie to co w niego włożył.
- Będziesz podsłuchiwać?
- Nie, już nie będę
Powiedziałem, niemal bez zastanowienia. Mój głos był cichy i odrobinę złamany ale zdecydowany. Już dużo wcześniej wiedziałem, że jeśli nawet przyjdzie mi to do głowy konsekwencje mnie przekonają do nie robienia tego.
- myślę, że wystarczy, możesz go rozpiąć i zanieść do sypialni, później wróć do mnie…
Chłopak tylko kiwnął głową, rozpiął go, wziął na ręce i zaniósł do łóżka.
- Śpij… Rano cię obudzę… I się o mnie nie martw…
Wyszeptał całując go w czoło, a sam wyszedł szybko, w końcu nie chciał, żeby Serin czekał.
Nie mogłem jeszcze iść spać.
Poszedłem do łazienki i włożyłem rękę pod wodę aby krew spłynęła.
Dopiero kiedy była czysta wróciłem na łóżko.
Miałem łzy w oczach bo teraz niektóre z ranek się otworzyły, a pośladki i jądra miałem obolałe.
 Usnąłem jednak.
Chłopak wrócił w nocy, opatrzył mu ranki, na szczęście spał mocno więc się nie obudził.
Chłopak spał jednak dłużej niż normalnie i nie miał zamiaru wstawać, w końcu była sobota.
Obudziłem się i pierwsze co ujrzałem to Deiva, trochę wstyd mi było za wczoraj.
- Która jest godzina?
Nikt mu jednak nie odpowiedział, bo chłopak spał w najlepsze.
Zegar pokazywał jednak 9:28.
Spojrzałem na godzinę, skojarzyłem dzień tygodnia.
Zamknąłem oczy jeszcze na chwile odpoczywając w łóżku.
W weekend śniadanie było dawane dopiero od 10 do 11, obiad od 15-16 i kolacja od 20-21, a cisza nocna nie była o 22 czy tez 23 dla niektórych a o 24.
Dla tego, każdy odsypiał tydzień te dni, był to też dzień wolny od nauki, można było wyjść do ogrodu i w coś pograć.
Przysnąłem przez przypadek w końcu dobrze po 10 wybrałem się na śniadanie.
Wielu osób w jadalni nie było co mnie cieszyło.
Miałem czas więc nie spieszyłem się jedząc do woli.
Wstał kiedy wyszedł, ubrał się i poszedł coś zjeść wziął na wynos, poszedł jeść do ogrodu.
Jadł, ale mało co, nie miał apetytu.
Zauważyłem, że większość osób wychodzi do ogrodu.
Nie wiedziałem, że tak można więc się ucieszyłem.
Po śniadaniu zszedłem na dół, zauważyłem Deiva i podszedłem do niego.
 Nie wiedziałem, czy coś zmieniło się po wczoraj, czy jest na mnie zły.
- Czego chcesz?
Zapytał spokojnie, chodź słowa mogły tego nie mówić.
Leżał na materacu pod parasolem przy basenie, w koszulce i krótkich spodenkach.
- Oh... No to nie będę ci przeszkadzać.
Wydawał się być zniechęcony do mnie, nie chciałem mu zawadzać jeszcze w weekend. Odwróciłem się z zamiarem pójścia.
- Siadaj…
Wydal polecenie pokazując materac obok.
- O co chodzi?
W końcu był jego opiekunem.
O nic... Tak chciałem porozmawiać. To znaczy zapytać, czy jesteś na mnie zły.
Powiedziałem patrząc w trawę.
-Ah… Za co? A już wiem, za twoją głupotę… Tak?
- No tak. Wiem że to było głupie, ale martwiłem się o ciebie.
Powiedziałem.
Zaśmiał się.
- nie martw się o mnie, po prostu nie rób głupot, za które później musimy obaj cierpieć.
- Więc tobie coś się też stało?
Zapytałem i usiadłem na kawałku materaca obok.
Czy siedząc czy chodząc i tak mnie bolał tyłek.
- A myślałeś, że mi puści płazem twoje nieposłuszeństwo i bycie bezczelnym?
Spojrzał na niego jak na idiotę.
- A kiedy ja byłem bezczelny?
Zmieniłem trochę temat, ale takiego momentu nie widziałem.
- A jak ci się wydaje?
Zapytał znowu widząc, że dalej nie kapuje dodał.
- Podsłuchiwałeś, a myślałeś, że co…
- Uznałem, że to mieści się pod etykietka ,,nieposłuszeństwo''. Poza tym podejrzewam, że to nie pierwszy i nie ostatni raz mi się dostanie.
To było szczere... Nawet zbyt.
- To niech ci się dostaje, ale bez mnie…
Fuknął na niego i odwrócił się bokiem.
- Idź sobie poszukać innego zajęcia.
- Jasne
Nie dałem po sobie okazać, że zabolało mnie to.
Ogród był rozległy? Mało powiedziane.
Wybrałem się do krańca gdzie nikogo nie było i nie dało się go zauważyć z pozycji około basenu czy drzwi, bo zasłaniały wszystko drzewa.
Usiadłem na jednym z nich i na nogach zawisnąłem w dół.
Nie mogłem nadwyrężać rąk, ale porozciągać tak.
Nie spodziewał się jednak osoby, która przyszła go odwiedzić, a raczej stała i oglądała go z boku.
Wróciłem do normalnej pozycji tylko po to aby przyciągnąć wyprostowane nogi do głowy.
Lewą ręką jednocześnie trzymałem się gałęzi by nie spaść.
Zgrabnie wróciłem do pozycji siedzącej, a nogi zawiesiłem na gałęzi wyżej mnie, dzięki temu nie piekły mnie odrobinę spuchnięte pośladki.
Byłem zadowolony, że wracam do jakiej takiej sprawności.
Widział jego ręce wciąż nie zagojone do końca.
Stał po 2 stronie drzewa, więc, żeby go zobaczyć musiał by zejść na ziemię.
- Bolą cię dalej ręce?
Zapytał, chodź głos chłopakowi mógł się wydawać znany, na pewno nie należał do opiekunów, ani Serina czy też Damiana.
Rozejrzałem się, coś mi nie pasowało.
Gdyby to był Damian to wyszedłby przede mnie, Deive kazał mi spadać, a Son nie miał możliwości zobaczenia gdzie idę.
 Zaciekawiony zszedłem z drzewa i obejrzałem się wokół.
Zamarłem widząc akurat tą osobę.