czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 15

22 lipca 2009


- Jak małe dziecko, cały umorusany. Dobrze by było, jak byś się umył… Cały…
Stał nad nim i patrzył na niego z góry.
Uniósł oczy w górę. Zadzierając niemal głowę.
Gdzie? - Przebiega mu przez myśl. Czyżby miał szansę?
- Tak panie...
Mówi raczej bez emocji.
Wskazał mu miejsce koło wiadra.
- Masz, tam się wykąp… Jest tam prysznic… Wytrzesz się w koc to wyschniesz, bo jest ciepło…
- Dobrze panie, ale wyjdź proszę.
Nie mógłby tego zrobić przy nim.
- Dobry żart…
Ustawił sobie krzesełko i na nim usiadł.
- No, dalej…
Miał dobry humor, szybko go nabył, ale jeszcze szybciej mógł go stracić.
Chłopak nie jest w stanie umyć się przy nim.
Wystarczy, że pan patrzył, gdy Kahan go gwałcił.
Samo rozebranie się jest dla niego upokarzające...
On chce czuć się jak człowiek.
Musi mieć tą granicę, inaczej czuje, że zwątpi.
- Nie panie... Nie mogę tak.
Poczuł, że znowu wracają na start, spojrzał na niego zimnymi oczami.
- Chyba dalej nie rozumiesz… Ty tu nie masz nic do gadania… Jesteś moim zwierzakiem,MOJĄ WŁASNOŚCIĄ… A ja jestem twoim PANEM!
Naciskał na wybrane słowa.
- Masz 5s,żeby tam stanąć na go, jeżeli nie to pożałujesz…
Z wielkim zaparciem stoi w miejscu.
Nie potrafi pokonać tej bariery. Nie umie.
Nadal słyszy jego słowa w swoich uszach.
Chłopak jest zdecydowany.
Wstał, nie czkając już na nic wziął dzieciaka i rzucił w nim o ścianę gdzie był prysznic.
Podszedł szybko do niego i złapał go za ręce, które podciągnął do góry.
Zaczął z niego zdzierać ubrania, po chwili dzieciak stał już nagi.
Puścił jego ręce i odkręcił wodę, która była lodowata.
Mężczyzna odsunął się od niego widząc jego minę zaczął się z niego śmiać.
Jego głos znowu rozchodził się po pomieszczeniu.
Krzyknął z zaskoczenia czując jak zimna woda spływa po jego rozgrzanym ciele.
Z złością kopie go wolnymi już nogami.
Trzepie się cały.
Uniknął jego ciosów, jednak to go jeszcze bardziej zdenerwowało, teraz był wściekły,wyciągnął bat.
Odruchowo poczynił krok do tyłu, chłopak teraz zdał sobie sprawę, co zrobił.
W nadziei, że drzwi są otwarte pobiegł do nich.
Jednak bat był szybszy, uderzył go w mokre plecy, co spowodowało, że chłopak upadł na podłogę.
- Gdzie! Nie pozwoliłem ci głupi psie!
Warknął podchodząc do niego, w jego głosie było słychać złość, nawet wściekłość.
Na jego policzkach nie było ani jednej łzy.
Nie miał czasu nawet na to.
Teraz czuł twardość podłogi i szczypanie na plecach.
Wydaje mu się, że naruszył także coś w sobie. Boi się, że zaraz znów będzie krwawił.
Podnosi się mimo wszystko i prawie dotyka drzwi, kiedy znów upada.
Tym razem mocniej.
Wykorzystało, znowu bat wylądował na jego ciele.
- Nie słyszałem odpowiedzi…
Wygina się w pałąk pod wpływem uderzenia.
Przerażony czuje, że przegiął.
- Chce wyjść... Chce wyjść panie…
- Mam to gdzieś, co ty chcesz…
Bat znowu zranił jego skórę, tym razem na nodze.
Schował go i podszedł jeszcze bliżej do niego, przytrzymał go ręką na plecach, żeby nie wstał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz