czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 20

13 sierpnia 2009


- Swoim zachowanie… Teraz jest na pewno szczęśliwy… Co prawda inaczej niż myślisz, ale jest…
- Dlaczego panie? I jakie było jego zachowanie...?
W jego sercu zapaliła się iskierka.
- Był podobny do ciebie, ale się tak szybko nie łamał… Jednak, jak się łamał trwało to jakieś 2 do 3 tygodni i znowu się nie dawał… Niestety miał pecha, w pewnym momencie… Nie wytrzymałem i tak się skończyło…
Obrócił się od niego, żeby dzieciak nie widział jego twarzy.
- U...Umarł?
Był przerażony. A nadzieja zgasła.
Nie mógł uwierzyć, że pan go zabił...
Na początku się nie odezwał, dopiero po chwili mu odpowiedział.
- Tak… Mały wypadek przy pracy…
W jego głosie było coś dziwnego.
- Ale od tej pory mi się to nie zdarzyło… I już nie zdarzy…
Jeżeli chłopak miał dobrą pamięć, to na pewno sobie przypomniał moment, kiedy nagle jego Pan wyszedł wściekły, ale się na nim nie wyżywał.
Spojrzał na mężczyznę, chciałby mu wierzyć.
Westchnął i popatrzył na pana.
- Mam nadzieję panie. Czy moglibyśmy wyjść na dwór?
Nie chce myśleć o nieżyjącym chłopaku PODOBNYM do niego.
Jak można zabić chłopaka... I co skrywa Kahan?
- Tak… Ale jeżeli zauważę, że chcesz uciec nie będę tak miły i nakażę psom, żeby cię goniły… A i jeszcze jedna rzecz…
Podał mu przepaskę na oczy.
- Załóż ją.
Podszedł do mężczyzny i założył ją na oczy. Od razu wszystko stało się idealnie czarne. Nie mając innego wyboru złapał się za rękę pana.
- Mogę tak panie?
Pyta grzecznie. Wolałby nie wychodzić stąd po omacku.
Wziął go na ręce i wyprowadził, po 10 minutach znaleźli się na placu, który widział dzieciak z okna.
Postawił goi ściągnął opaskę.
- Już…
- Dziękuje panie...
Na jego twarzy od razu wykwitł uśmiech.
Ani razu nie widoczny od jego przywiezienia tutaj.
Poczuł się tak błogo na świeżym powietrzu.
- Mogę panie iść pod te drzewa?
- Tak…
Zaczął iść za nim, spokojnie jakoś też się cieszył z jego radości.
Podbiegł do wielkich drzew i zaczął się z radosnym śmiechem wspinać na nie.
Zapomniał się, że jest tu pan.
Usiadł na samym czubku, na wielkiej gałęzi i zaczął machać nogami.
Widać stąd nawet ogrodzenie.
- Chyba zacznę cię nazywać małpką…
Stwierdził opierając się o pień drzewa.
- Jeśli chcesz panie.
Staje na wielkim konarze i skacze na inne drzewo znów huśtając się.
Podoba mu się świeże powietrze tu, niemal jak na wsi, wysokie drzewa i zieleń.
Lekko się uśmiechnął, kiedy na plac wszedł Kahan.
Spojrzał na niego, a ten od razu spuścił głowę.
Machnął na niego ręką, żeby podszedł.
Nie zwracał uwagi na dzieciaka, który skakał po drzewach.
Teraz liczył się tylko Kahan, którego zaczął całować.
Chłopak zadowolony nie zwraca uwagi na Pana i Kahana.
Mogłoby ich w ogóle nie być.
Idzie do drzewach coraz dalej, czasem ledwie się trzymając.
Czasem siada na chwilę na jakimś konarze.
Tak naprawdę mógłby dać się zgwałcić żeby móc tu spędzać czas.
Kiedy skończyli, Kahan wtulił się w swojego Pana.
- Panie… Już czas…
Pogłaskał go spokojnie i delikatnie.
- Dobrze… Wiesz, co masz robić…
- Tak…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz