czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 3

25 czerwca 2009


Nad ranem mężczyzna wszedł do pomieszczenia, nalał mu znowu wody i dał coś innego do miski, po czym po cichu wyszedł.
Chłopak budził się raniutko.
Do piwniczki dochodziły niewielkie, leniwe promienie słońca czy księżyca, więc gubiło się poczucie dnia i nocy.
Zaspany odruchowo wypił z nosem w misce wodę i zjadł nieco jedzenia.
Dopiero ciemność pomieszczenia, zupełnie inna od rannego pokoju chłopaka przywróciła mu trzeźwość. Odsunął się w szoku od miski i przypomniał sobie, co się stało.
Po jakimś czasie przyszedł zobaczyć, co słychać chłopaka.
- O już się oblodziłeś… I nawet coś zjadłeś… Jesteś na dobrej drodze…
Podszedł do okiennic i tą, która była najdalej, do której chłopak nie mógł dojść otworzył ją, do pomieszczenia wleciało więcej światła niż wlatywało wcześniej.
Teraz chłopak mógł zobaczyć rysy twarzy mężczyzny.
Odruchowo na łańcuchu przybliżył się w stronę świeżego powietrza. Popatrzył uważnie także na mężczyznę. Dziś nic nie mówił. Był zbyt wystraszony. Uważnie tasował ostre rysy, młodej jeszcze twarzy. Nie należała ona nawet do trzydziestolatka. Widać było po niej surowość i powagę. Okrył się kocem, czując się taki nagi
- Kim pan jest?
I bynajmniej nie okazywał tym zdaniem szacunku.
Podszedł do niego jak do zwierzaka i poklepał go po głowie.
- Twoim Panem… Zapamiętaj to…
Wstał i skierował się do wyjścia.
- Niedługo znowu wpadnę…
Popatrzył za oddająca się sylwetką i przybliżył się jak najbliżej okna.
Łańcuch obtarł jego nogi, ale siedział kilka metrów od świeżego powietrza.
Spoglądał z nadzieją w niewielkie drzewka za oknem, modli się, aby ktoś tędy szedł.
Niestety tak się nie działo jak chłopak mógł się domyślić budynek stał albo na jakimś odludziu, albo na terenie prywatnym.
Chłopiec ze smutkiem stwierdził także, że jest daleko od domu.
Tu panowała już późna wiosna, koło jego domu wciąż był śnieg.
Wypił wodę do końca.
Po jakiś 3 godzinach znowu do pomieszczenia wszedł mężczyzna, niósł butelkę z wodą, którą postawił przy misce już pustej jak się okazało, nalał do pełna.
- Widzę, że smakowało…
Podszedł do niego odstawiając wcześniej butelkę.
Chłopak przysunął się do miski i wypił prawie połowę od razu.
Nie chciało mu się jeść a pić.
- Jak mnie porwałeś?
Pyta mały po chwili ciszy.
Chłopiec chce mu na tamto pytanie odpowiadać.
- Panie… Zapomniałeś o końcówce…
Oparł się o stół.
- Hmm… Porwałem? Nie to złe określenie… Kupiłem… To już bardziej trafne…
- Kupiłeś...
Pyta mały zaskoczony. Nadal nie zwraca się jak trzeba, po prostu myśli, o czym innym.
- Jak? Moi rodzice by się nie zgodzili...
Szepcze pewnie.
Jego cierpliwość była krótka jak sierść u chomika, podszedł do niego i uderzył go z liścia w twarz.
- To na przypomnienie… Pamiętasz, co ci mówiłem?!
Spojrzał na niego swoimi zimnymi oczami.
- Bijesz jak kobieta.
Odsunął się trzymając rękę na piekącym policzku
Znów..
Tego już nie wytrzymał podszedł do niego, złapał go za łańcuch i pociągnął popychając go na stół.
- Zaraz ty się staniesz kobietą… Chciałem być miły, ale widzę, że to nie popłaca…
Znowu mu przywiązał ręce, ściągnął spodnie i przywiązał nogi.
- Teraz poczujesz, jaka ze mnie kobieta…
Chłopiec przerażony trząsł się jak osika.
Nie miał zamiaru...
- Przepraszam... Proszę puść mnie... Nie chciałem...!
Mały stara się zsunąć nogi, wstydzi się, z małym skutkiem.
Dotknął jego prawego pośladka, przypominając mu, że jest jego.
- Zapomniałeś coś dodać…
Zaczął gładzić jego wejście, dając mu możliwość, na wykręcenie się z tego, oczywiście tylko chwilę.
Przerażony pisnął czując obce ciało.
- Panie..
Dodaje nadal przerażony.
Nie podoba mu się to słowo.
Włożył mu już koniuszek palca.
- Całym zdaniem…
Małego bolało i czuł się Taki zażenowany.
- Nie rób tego panie...
Wydusił z siebie z płaczem.
Wyjął z niego czubek palca.
- Od razu lepiej, nie wolno ci do mnie pyskować… Zawsze masz kończyć wszystko tym wyrazem… Zrozumiałeś?!
Znowu po pomieszczeniu zabrzmiał ten sam zimny głos.
Przez to echo czuł się jakby słyszał to od tych murów...
- Tak... Tak panie...
Szlochał. Czuł się poniżony.
- To dobrze…, Ale i tak nie zamierzam ci odpuścić… Kara musi być… Poczekaj tu na mnie…
Wyszedł z pomieszczenia.
Drobne ciałko drży na stole.
Boi się tak bardzo, tego co będzie...
Do tego nie może nawet ścisnąć nóg.
Ale mężczyzny jak niebyło tak nie ma, dzieciak nie mógł i nie miał pojęcia jak długo już tak leży i ile jeszcze będzie tak leżał.
Mały jest cały spięty, bolą go mięśnie od czekania.
Minuty się ciągnął, a coraz cieplejsze powietrze owiewa jego ciało.
W niewygodnej pozycji płacze cały czas.
Chce do domu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz