02 lipca 2009
Na miękkich nogach podszedł niepewnie do stołu.
Nie chciał tego widzieć.
A jednak nie chciał, aby mężczyzna jeszcze bardziej zranił Kahana.
Kiedy staje bliżej niego mężczyzna lekko się odsuwa.
- Tak panie...
- A teraz weź ten bat i zacznij go nim bić…
Podał mu bat odsuwając się trochę od nich.
Chwycił niepewnie rączkę.
I jego odwaga wyparowała.
Wiedział że mógłby to zrobić tak aby Kahana nie bolało tak bardzo.
Nie, nie umiałby go zranić i tak.
Czuł na sobie wzrok jego pana.
Podniósł bat nieco do góry.
Zobaczył w tej samej chwili pełne przerażenia, a jednak pogodzenia się z sytuacją Kahana.
Opuścił dłoń. Odwrócił się i oddał bat panu.
- Przepraszam panie... Ja nie mogę…
Wziął bat i go schował.
- Kahan wiesz gdzie masz iść…
Dzieciak już nic nie mówił, szybko wyszedł z pomieszczenia z łzami w oczach.
- To nie znaczy, że go nie ukarzę… Dostanie 160… za twoje nie posłuszeństwo…
Sam też skierował się do wyjścia z uśmiechem na twarzy.
- Panie... To nie jego wina!
Mówi cicho.
Chłopiec boi się o tamtego chłopaka.
- Nie? A skąd możesz wiedzieć za co dostał tą karę…
Obrócił się i zaczął znowu do niego podchodzić.
- Nie wiem panie za co dostał... Ale to ja spowodowałem że jest podwojona.
Nie ruszał się z miejsca. Jakby wrósł w ziemię.
- Tak, ty… Ale możesz zmniejszyć ją… Chcesz poznać w jaki sposób możesz odwrócić jego los?
Chłopakowi zadrżała dolna warga, jednak nie rozpłakał się.
- Chce panie
Mówi zdecydowanie
Nie może pozwolić aby tamten cierpiał.
- Rozściel koce na ziem… Rozbierz się i na nich usiądź…
Sam się oparł o stół, zaczął go obserwować, coraz bardziej podobało mu się znęcanie się nad nim.
Ręce mu drżą gdy ściąga kolejne warstwy ubrania.
Chłopak powtarza sobie w myślach że to dla Kahana.
I o tym stara się myśleć.
Zatrzymuje się gdy pozostaje w bieliźnie.
Wstydzi się zsunąć ją i obnażyć się.
- No co jest i tak wiem, że tam nic nie masz… Więc nie wiem czego się wstydzisz…
Zaśmiał się cicho.
Jego policzki czerwienią się z upokorzenia i złości.
Bokserki spadają na ziemię, a on siada na kocu.
Zsuwa z sobą nogi i zasłania się ręką.
Nie pozwoli się oglądać.
- A teraz zacznij się masturbować…
Teraz cieszył i napawał się tą chwilą, i tą jego miną, którą właśnie dzieciak go obdarzył.
Malowało się na jego twarzy przez chwilę słodkie zaskoczenie, przeistoczyło się ono w niedowierzanie. Gromił go wzrokiem.
- Jak to panie?
Pyta z lekka oburzony.
- No normalnie, tak to… Chcę zobaczyć, czy coś on urośnie, czy będzie zawsze takki mały…
Usiadł na krześle, które sobie bliżej przysunął, oparł się o oparcie i czekał.
- No dalej, chyba nie chcesz, żebym znowu stracił cierpliwość?!
Palce zaciskają się na biodrze.
Zwierzątko patrzy na Pana przerażone.
- Ale panie... To krępujące.
- Tak? Ale i tak musisz się przyzwyczajać… W końcu jesteś moim specjalnym zwierzaczkiem…
Uśmieszek, mówił wszystko sam za siebie.
- A teraz jazda, bo nie będzie miło…
Powiedział już bardziej lodowatym głosem.
- Panie...
Zaprotestował bardzo cicho.
Jednak słysząc jego głos zrozumiał, że są gorsze rzeczy.
W tej chwili jednak nie potrafił żadnej wymyśleć.
Zwinne palce zsunęły się po brzuchu.
Nie patrzył na to co robił.
Pierwszy raz w życiu w ogóle się tam dotykał.
Westchnął cichutko czując dziwny dreszcz.
- Rozłóż bardziej nogi, chce to wszystko widzieć…
Po sposobie dotykania się tam przez chłopaka, uznał, że to musi być jeden z jego pierwszych razów, a nawet pierwszy z pierwszych.
Chłopak nie zastanawiając się rozsuwa trochę nogi.
Nie za dużo, nadal wstydzi się, palce gładzą i dotykają organu.
Zwierzątko poczyna sobie coraz odważniej.
Z ust wydostają się ciche westchnienia i nieśmiałe jęki.
- Szerzej…
Jednak nie czekał, aż to sam zrobi najnormalniej w świecie wziął mu nogi i je rozsunął rękami, do granic możliwości.
- I zawsze masz tak siadać…
Z powrotem usiadł na krześle.
Mięśnie na nogach drżały gdy coraz zdecydowanie się pieścił.
Po piwniczce rozchodziły się coraz głośniejsze jęki.
Nie miał odwagi patrzeć na pana.
- Grzeczny zwierzaczek… A teraz spójrz na mnie…
Rozkazał już spokojniejszym głosem.
Podniósł na niego szkliste oczy.
Chłopak czuł już pierwsze krople na swoich palcach.
Tym bardziej jego pieszczoty stały się brutalniejsze, a on położył się na boku na kocach.
Cały czas zdezorientowanymi oczyma wodził po nim.
- Dobrze, a teraz przestań… Ubierz się i masz się nie dotykać, to póki ci nie pozwolę.
Z lekką ulgą odjął rękę. Oblizuje spierzchnięte usta.
- Ale panie...
Patrzy na pobudzonego członka.
- To jest właśnie kara, teraz nic nie czujesz, jednak później zrozumiesz…
Wstał i podszedł do drzwi.
- A ja i tak się dowiem, jak coś z tym zrobisz… Wpadnę tu z kolacją jeszcze…
Wyszedł zamykając drzwi na klucz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz