czwartek, 15 marca 2012

Rozdział 16

26 lipca 2009


- Ja cię nauczę posłuszeństwa… Nigdy tego nie zapomnisz…
Mówiąc to rozpinał rozporek.
Spiął się cały.
- Panie nie!
Zaprotestował głośno.
Był pewny, że nie wytrzyma tego.
Mężczyzna na pewno był wielki.
A on po niedawnym gwałcie, chce się podnieść.
Sprawia mu to tylko ból.
- Morda… Kundlu…
Był wściekł, przycisnął go jeszcze bardziej do posadzki.
- Byłem dobry, ale nie, więc teraz posmakujesz jak to jest być traktowany jak prawdziwy kundel…
Zaczął w niego wchodzić, był tak ciasny, że ledwo mu się to udawało.
Zaciskał się jeszcze mocniej jakby w nadziei, że mężczyzna odpuści.
Nie krzyczy chyba tylko, dlatego że jest w szoku.
Chłopak nie myślał nigdy, że coś takiego może się stać.
- Aleś się ciaśniutki zrobił, dziękuję, że o mnie pomyślałeś…
Jego ruchy stały się bardziej ostre, gdy był już w połowie jednym szybkim ruchem wszedł w niego, aż westchnął, kiedy to zrobił.
Krzyknął rozdzierająco, gdy mężczyzna wszedł cały.
To było dziesiątki razy gorsze od tego, gdy to robił Kahan.
Wydawało mu się, że stare rany otworzyły się.
Chłopiec chciał się rozluźnić, ale nie mógł.
Już teraz niemal dławił się łzami.
Poruszył się w nim jakieś 5 razy, krew zaczęła spływać po udach chłopaka, jednak się nią nie przejął 6 pchnięcie, a do krwi dołączyła biała maź.
Mężczyzna doszedł z głośnym westchnieniem.
Wyszedł z niego tak samo brutalnie jak wszedł, przestał go tak dusić do posadzki, wziął za ręce i przeciągnął go na miejsce gdzie był zamontowany prysznic, zaczął go oblewać letnią wodą, zmywając z jego ud mazie.
Płacze cały czas, nie jest w stanie uznawać tego, że jest jego panem.
Wstrząsnęło nim jak został potraktowany.
Niemal mdleje w jego rękach patrząc na spływającą do odpływu wodę.
Polał go zimną wodą po twarzy.
- Nie pozwoliłem ci odpłynąć…
Uderzył go po policzku.
Po 5 minutach chłopak wylądował na kocach.
- Możesz iść spać… Jutro przyjdę, żeby znowu się zabawić…
Wyszedł z pomieszczenia, zamykając go na klucz.
Jego ciałem wstrząsają dreszcze bólu.
Chłopak nie może przewrócić się nawet na plecy.
Szlocha długo tej nocy.
Zasnął nad ranem jednak spał niewiele.
Jest roztrzęsiony i zapłakany.
Nie chce jutra!
Nad ranem nikt do niego nie przyszedł, nie było też widać, żeby ktoś miał przyjść, miał tylko to, co dostał wczoraj do jedzenia i picia.
Na zewnątrz też panowała głucha cisza, jak przed burzą.
To było niepokojące.
Wydawało mu się, że dziś nawet te wściekłe psy nie szczekały.
Z trudem wstał do wiadra, a już wracając niemal się czołgał.
Obiecuje sobie, że za kilka godzin już sam weźmie prysznic.
Pełen niepokoju znów usypia, ale płytko.
Najcichsze kroki mogą go obudzić.
Tym razem ktoś inny wszedł do pomieszczenia, był to jakiś wysoki mężczyzna, przyniósł papu dla zwierzaka i wyszedł.
Nalana woda, wcale nie przypominała tej z butelki, szybciej kranowe, ale z jakiegoś naprawdę brudnego kranu i śmierdziała.
Jedzenie na to miast wyglądało, jak prawdziwe żarcie dla psów zwykła ciapka.
Nawet nie wstał.
Patrzył uważnie, a potem znów spał i znów.
Picie i jedzenie go nie nęciło.
Zwłaszcza po tym jak wyglądało.
Wiedział, że coś się zmieniło, ale chyba było warto.
Czuł w duchu dumę.
To było dziwne, lecz prawdziwe.
Kiedy słońce zaczęło zachodzić, mężczyzna wszedł do pomieszczenia, jego twarz była poważna, ale normalna, za to oczy były zimne jak lód.
Nie zaprzątał sobie nawet głowy czy dzieciak śpi czy nie, przewrócił go na brzuch i znowu zaczął rozpinać rozporek.
Obudził go jakiś ruch obok.
Otwiera szybko oczy i odsuwa się po ścianie.
Wodzi za nim uważnym wzorkiem.
Uderzył go z liścia.
- Na co się gapisz psie… Nie masz prawa, wiec oczy na ziemię, albo znowu oberwiesz…
Złapał się za policzek, a jednak znów popatrzył hardo w jego oczy.
Nie pozwoli sobą rządzić. Już nie.
Uśmiechnął się na ten widok, nawet zaczął się śmiać.
Wstał rozbawiony.
Chłopak wcale nie poczuł ulgi.
W tym momencie wiedział, że stanie się coś zaraz.
Ignoruje jego śmiech patrząc na niego w taki sam sposób nadal.
Po chwili jednak przestał się śmiać i spojrzał na niego.
- Wiesz, co mi Kahan obiecał, zamian za to, żebym był dla ciebie bardziej delikatny?!
Zaczął się do niego zbliżać, aż był już koło niego, a dokładnie nad nim.
Walnął dłonią o ścianę.
Poczuł niewielkie kawałki gruzu na swoich plecach. Mężczyzna był silny.
- Nie wiem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz