26 czerwca 2009
Wrócił do niego.
- Czekałeś?!
Zapytał rozbawiony.
- Nie musiałeś…
Nie rozpinał go tylko stanął przed nim i spojrzał mu w oczy.
Chłopiec nadal płacze
- Rozepnij mnie...
Widzi jego wyraz twarzy wiec natychmiast dodaje.
- Panie...
- A czemu mam to zrobić? I tak nic pożytecznego nie robisz, więc co za różnica czy leżysz tu czy tam…
- Niewygodnie mi...
Mówi.
Taka pozycja była męcząca.
- I zimno...
- To dobrze… I nie obchodzi mi czy jest ci wygodnie czy nie… Jesteś moim zwierzakiem, najważniejsze jest to, żebym to Ja był zadowolony, nie ty… A teraz kara…
Obszedł stół i wyjął coś co miał schowane.
- Nie jestem niczyim zwierzątkiem
Szepce cicho.
Patrzy na to co wyciąga.
Ale nie mógł zobaczyć dokładnie co to było.
- A ja myślałem, że już się nauczyłeś… jednak kara będzie potrzebna…
Odsunął się od niego na jeden krok.
- Przepraszam panie
Mówi do razu.
Za każdym razem gdy mały smakuje tych słów czuje gorycz w ustach.
- Za wolno… To ma być od razu…
Właśnie tym momencie bat wylądował na jego pośladku, za nim kolejny, trzy uderzenia.
Chłopak jak mógł tak wyprężył ciało w okowach.
Krzyknął.
Pośladki bolały go bardzo, czuł stróżkę gorącej krwi płynącą po skórze.
Płakał głośniej
- Przepraszam, nie bij tak, będę grzeczny panie…
Szepce pomiędzy jękami bólu.
Odłożył bat, wsłuchując się jeszcze słyszalne jęki.
- To dobrze…
Schował swoje narzędzie kary, namoczył chustkę w wodzie i delikatnie przyłożył do zatarć, które powstały na jego skórze.
Woda była zimnawa i spływała mu po nogach.
Chłopak zatrząsł się, zimna woda na rozgrzanej skórze go rozbudzała.
Z drugiej strony nie czuł tak tych pocięć.
Położył na kamieniu głowę kwiląc tylko co jakiś czas.
Mały nic nie mówił, zbyt bał się powtórki.
Rozpiął mu nogi i ręce.
- Myślę, że już się czegoś nauczyłeś…
Zdjął mu też łańcuchy.
- Jak będziesz dalej rozrabiał zapnę je znowu…
Położył je w koncie, żeby dzieciak o nich pamiętał.
Popatrzył z nadzieją wciąż otwarte okno.
Teraz bez łańcucha mógłby skąd uciec.
Rozciera obtarte lekko nadgarstki.
Wiedział o czym dzieciak właśnie pomyślał.
- W oknach są kraty… A na dworze głodne psy, które mogą cię rozszarpać, ale nie zabić więc pamiętaj bądź grzeczny i tu siedź…
Cofnął się pod ścianę bardziej.
- Nie przyjdą tu?
Pyta bojaźliwie.
Bo skoro okno jest otwarte…
- Nie, są za grube, żeby przejść przez kraty, w tamtym tygodniu już kogoś zjadły i jeszcze nie zrzuciły nadwagi…
Zaśmiał się.
Podszedł do niego, lekko podniósł mu brodę dłonią i spojrzał w oczy.
- Bądź grzeczny, a wyjdziesz z tej klatki…
- Panie, proszę weź mnie stąd. Boje się.
Wyjąkał.
Był przestraszony wizją jedzących go psów.
Nie mógł się wysłowić kiedy patrzył w oczy mężczyzny, spuszcza wzrok w dół.
Pogłaskał go po policzku.
- Za jakiś czas… Na pewno… Muszę cię jeszcze przetestować, czy się czegoś nauczyłeś… Więc zostań tu…
Odwrócił się i wyszedł, zamykając drzwi jednak znowu nie był słychać zamka.
Stanął za nimi i czekał.
Mały był bardzo przestraszony.
Nie pomyślał nawet aby wychodzić.
Usiadł pod samym oknem.
Słodki zapach kwitnących drzew i kwiatów napawał go jakimś optymizmem.
Chciałby wyjść i usiąść pod jakimś drzewem jednak zbytnio się bał.
Co jakiś czas spoglądał na drzwi czy mężczyzna już wraca.
Po jakimś czasie wrócił do swoich obowiązków, kiedy do okna przyleciał jeden mały piesek jak się okazało szczeniak rottweilera, który zaczął szczekać zadowolony i wąchać wyczuwając nowy zapach.
Chłopak przestraszył się.
Mimo iż było to niewielki szczeniaczek nie wyglądał przyjaźnie.
Nadal siedział pod oknem ale lekko się odsunął.
Po chwili jednak ośmielony wyciągnął 2 palce przez kraty i pogłaskał go po głowie.
Piesek zadowolony machał ogonkiem, a po chwili capnął jego palce raniąc mu je swoimi ostrymi kiełkami.
Zaraz wyciągnął się i włożył do buzi.
Ten szczeniaczek nie przypominał mu milusińskich piesków z jego domu.
Po chwili do okna podbiegły 2 inne psy, ale tym razem dorosłe, zaczęły na niego warczeć i szczekać.
Przestraszył się jeszcze bardziej.
Usiadł w najbardziej oddalonym kącie i patrzył na kraty niespokojnie.
Jednak po chwili, dzieciak mógł usłyszeć, że ktoś zawołał psy bo odeszły od okna.
Nastała głucha cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz