16 lipca 2009
- No, ale bez przesady… Nie musisz mnie całować w dłoń…
Usiadł na krześle, które dalej tam stało.
- Przeszło?
Zapytał jakoś dziwnie.
- Chwilowo tak, panie.
Podkreśla chwilowo, ale delikatnie.
Teraz czuje niemal że nic się nie stało.
- To dobrze…
Chciał coś dodać, ale się wstrzymał jednak po chwili dokończył.
- Jeżeli tak cierpiałeś z nim, co będzie ze mną…
Sam się nad tym już zastanawiał.
Przygryzł wargę w zastanowieniu
- Nie wiem panie - Odzywa się chłopak. - Ale to chyba nie ma wielkiego znaczenia, bo nie mogę tego zmienić.
- Tak, nie możesz… Jednak, jak będziesz grzeczny, zrobię tak, żeby cię nic nie bolało… Na razie dam ci wolne od tego…
Wstał i skierował się do drzwi, stała za nimi butelka tej samej wody co wcześniej pił.
- Jeszcze jedno… Jak pijesz, to z miseczki, nie zapominaj o tym…
Postawił ją koło wody.
- A teraz idź spać…
Sam też wyszedł, musiał odpocząć i coś jeszcze załatwić.
Ręka chłopaka schowana pod kocem uformowała ładny przekaz „Fuck you” to wystarczyło, może taki mały bunt nawet osłodził mu dzisiejszy gwałt.
Westchnął cichutko i wesoły położył się.
Okno nadal było otwarte.
Słuchał świerszczy i wsłuchiwał się w coraz wyraźniejsze igiełki bólu.
Lek przestawał działać.
Wkrótce usnął.
Budził się wiele razy tej nocy.
Chyba nawet z przyzwyczajenia pił z miski i zaraz usypiał.
Obudził się przed południem.
Położył kocyk pod oknem i oddychał świeżym powietrzem.
Nie wstawał nawet.
Samo przerwanie się z boku na bok sprawiało mu wielki ból.
Jak mógł zauważyć ktoś już tu był, bo jedzenie znowu zostało wymienione.
Po jakiś 30 minutach od przebudzenia, ktoś zaczął się kręcić pod drzwiami, jednak po dłuższej chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanął Kahan.
Jednak nie wchodził dalej tylko patrzył, kiedy stwierdził, że wszystko jest w porządku wszedł do środka.
- Jak się czujesz?
Zapytał szeptem.
- Bywało lepiej.
Odpowiedział także szeptem.
Rozumiał że znów Kahan jest tu bez pozwolenia.
- Miałeś jakąś awanturę?
- Awanturę?
Zapytał lekko zdziwiony, nie znał takiego słowa.
Usiadł koło niego na ziemi.
On był jeszcze bardziej zdziwiony.
- Skąd jesteś że nie znasz tego wyrażenia?
Siada prosto i podaje mu koc leżący nieopodal.
Ziemia jest zimna.
Usiadł na kocu.
- Jestem stąd…
Odpowiada cicho, patrząc na niego swoimi oczami.
Patrzy na niego. Kahan wygląda na szczerego.
- Aha.
Mówi także szeptem.
- Pana nie ma?
- Jest… Mało kiedy wychodzi…
Wiedział, że teraz na pewno ich ogląda, ale jakoś go tu ciągnęło.
- Więc nie powinno cię tu być.
A jednak konsekwencje wydają mu się odległe.
Wiele daje za te minuty rozmowy z Kahanem.
- Nie, Pan wie, że tu jestem… Pozwolił mi…
Tłumaczy mu trochę się denerwuje, nawet nie wie czemu.
- To dobrze. Tak w ogóle ile masz lat?
Mówi choć czuje niepokój.
To MUSIAŁO mieć jakiś cel.
Z drugiej strony czuje się jeszcze bardziej zniewolony.
Bo na pewno ta rozmowa jest podsłuchiwana.
Nie rozumiem, czemu on nie wyjdzie przez okno wieczorem, kiedy psy spią wtf -,-?
OdpowiedzUsuńMowa było o tym ,że są tam jeszcze grube kraty :P
Usuń@Up: Gdyż w każdej chwili psy mogą się przebudzić i go rozszarpać c:
OdpowiedzUsuń