04 sierpnia 2009
- Oszalałeś?
Próbuje się szarpnąć. Rurka, mimo iż jest miękka podrażnia go.
Nie uspokajał go, wyjął znowu coś z pod stołu.
- Nie wiesz,zrobię ci niespodziankę…
Nasmarował jego wejście jakimś kremem i coś jeszcze.
Następnie wyjął szybko rurkę, a na jej miejsce włożył korek analny, średnich rozmiarów.
- Już,jestem ciekaw ile wytrzymasz…
Spojrzał na zegarek.
- Już tak późno, muszę iść zająć się Kahanem, a ty tu sobie siedź…
Wyszedł z pomieszczenia.
To było okropne uczucie.
Chłopak czuje jakby coś rozrywało go, chciałby się pozbyć tej wody, tak jakby to był jakiś przeciwnik... I nie może.
Czuje niemal ból nie mówiąc już o dyskomforcie.
Korek zbyt mocno trzyma, aby mógł pozbyć się jej. Szlocha dość szybko.
Mężczyzna wie jak go łamać.
Przez pierwsze dziesięć minut nic się nie dzieje, po 10 minutach psy zaczęły szczekać, ale szybko przestały.
Mężczyzna siedział w fotelu i oglądał walkę chłopaka z samym sobą, za to Kahan leżał w koncie skulony i zapłakany, zasnął szybko po gwałcie wykonanym przez swojego pana.
Nie zwraca uwagi na psy, jego uwagę zaprząta woda.
To już zbyt długo, jęczy cicho, ktoś kiedyś mu powiedział, że robi to słodko.
Pierwszy raz chce, aby mężczyzna wrócił, bo to zaczyna być denerwujące.
Po następnych 5 minutach mężczyzna zszedł do niego, a po kolejnych 5 stał w drzwiach.
- Ale widok,może powinienem jeszcze dolać trochę wody…
- Nie... Panie
Dodaje zakrapiając to kolejnymi łzami.
Nie wyobraża sobie jeszcze więcej wody. Chłopak czuje się pod presją, aby to zrobić.
-Obiecujesz, że zawsze będziesz do mnie mówił Panie, będziesz grzeczny i się będziesz mnie słuchał?
Wiedział, że dzieciak jest już jego.
Odwraca głowę. Jego warga drży. Nie może tego przysiąc. Tyle cierpiał, aby znów się poddać? Podporządkować?
- Nie, no to jeszcze litr…
Zaczął do niego podchodzić.
Chłopak zapłakał. Wciąż nie mógł w to uwierzyć. Ten dylemat.
Był już przy nim, naszykował pojemnik z wodą, gdzie był jeszcze litr wody i zaczął powoli bawić się korkiem lekko go wpychając i wyciągając.
- Ale siedzi, wciągnąłeś go maksymalnie…
Tego już nie wytrzymał. Tak chciał, aby to się skończyło...
Będzie się nienawidził do końca życia, bo z ust zwierzaczka, już nieczłowieka wyszły słowa:
- Ob...Obiec...Obiecuje Panie…
Przestał go tam drażnić, odpiła mu ręce i nogi, wiedząc, że dzieciak nie ma siły, żeby się ruszać wziął go na ręce i zaniósł nad wiadrem, kazał mu kucnąć nad nim, a kiedy to zrobił powoli wyjął zatyczkę, która tamowała wodę i zawartość dzieciaka, po chwili wszystko z niego się wylało, mężczyzna trzymał go za ręce lekko uniesione do góry, żeby nie spadł z wiadra, lub, żeby nie zaczął kombinować.
Uścisk nie był mocny, ale nie pozwalał mu się i tak ruszyć.
Nadal płakał. Choć wylewające się wszystko z niego niosło ulgę, nie mógłsobie wybaczyć tego, że znów się złamał.
Bolało go najbardziej serce, gdy patrzył w tę znienawidzoną twarz.
Gdyby mógł schowałby twarz w jego ramieniu, bał się powtórki z rozrywki.
- No już…
Pogłaskał go po głowie.
- Grzeczny chłopiec... A teraz cię umyjemy, no chodź…
Od razu puszcza wodę. Jest taki smutny...
Odsunął się kawałek od niego, kiedy on się mył, ktoś przyszedł po wiadro dając nowe i wymieniając jedzenie z miskami.
Mężczyzna stał i go obserwował, wiedział już, co mu sprawia więcej bólu niż gwałt czy bicie.
Zdradził się sam i wiedział to.
Zrobił sobie fałszywą nadzieję.
Na jego twarzy wciąż płynął łzy, kiedy myje się i pozwala wodzie zmywać potz ciała.
Po chwili wychodzi i otula się kocem, odruchowo.
Patrzy na niego jakby zrobił mu wielką krzywdę.
- Nie patrz tak na mnie, bo ja ci nic nie zrobiłem, tylko ty sam… Nie trzeba było takprotestować z tym jednym słowem…
- To jedno słowo zaprzecza moim pragnieniom powrotu do domu, panie.
Mówi cicho i spokojnie.
Załamany.
- Chyba nie chcesz zranić swojej rodziny jeszcze bardziej? Najpierw zaginięcie, następnie śmierć, potem powrót? A oni już sobie poukładali życie bez ciebie.
Już nic nie wie, wszystko się mu miesza. Choć słowa mężczyzny wydaja się sensowne, nie chce w nie wierzyć.
- Minęło dopiero kilka... Jakiś czas panie
Ku przerażeniu chłopaka nie wie ile tu jest. Dni zlewają mu się w jedną taśmę pełną upokorzenia i bólu.
- Dla nich już nie żyjesz, tydzień temu odbył się twój pogrzeb, pogódź się z tym… A będzie ci się o wiele lepiej żyło… Tak jak Kahanowi…
Dodał nie wiedząc, czemu.
- Nie chce żyć lepiej... Za taką cenę.
Dodaje po chwili.
- Pozwól mi panie wyjść na dwór.
Czekał na niego, spokojnie i cierpliwie, jak by był inną osobą.
Staje bardzo niepewnie na nogach i podchodzi pod mini prysznic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz