Choinki świecącej
Gwiazdki błyszczącej
Pysznej kolacji
Sylwestrowej libacji
Gwiazdora grubego
Kaca ogromnego
Wspaniałych wrażeń
Spełnienia marzeń
Gwiazdki błyszczącej
Pysznej kolacji
Sylwestrowej libacji
Gwiazdora grubego
Kaca ogromnego
Wspaniałych wrażeń
Spełnienia marzeń
W ramach prezentu daje wam big nocie :) I życzę sytej kolacji jak i nasycenia się tym co piszemy na długi czas xD
Ale też dziękujemy za cierpliwość, która nie jednokrotnie nas obdarzyliście, za ciepłe komentarze i za to, że czekaliście ten rok na naszą reaktywację, co nas w sumie zmotywowało do dokończenia owego bloga :-)
Pozdrawiamy i czekamy na komentarze :-)
~*~*~*~
- Ufam ci
Nie wiem dlaczego to powiedziałem, ale miałem taką potrzebę.
- To dobrze… Wstań, muszę cię
umyć i idziemy na kolację… Na dzisiaj wystarczy, musisz się jeszcze pouczyć…
Nie powiem, że nie odetchnąłem z ulgą. Tylko dlaczego trzymał mnie w
niepewności do końca, że to zrobi? Sprawdzał mnie?
- Umyje się sam, umiem.
- W to nie wątpię, ale po fistingu… Mięśnie nóg strasznie słabną, więc
na stojąco się na pewno nie umyjesz…
Wziął go na ręce i razem z nim wszedł pod prysznic, trzymał go dłonią
w pasie delikatnie podtrzymując.
- Głodny?
- Szczerze? Czuje się jakbym nie jadł dziś nic. Wiesz... Nie chce
chwalić dnia przed zachodem słońca ale z tobą są lepsze lekcje niż z Deivem.
Przyznałem, naprawdę tak było.
Nie wiele miałem ich z poprzednim opiekunem, ale nie nauczyłbym się
przy nim raczej tego co przy Sonie.
Nie odpowiedział mu na początku.
- Deive jest za miękki, ale jak wróci nie będziesz mięć juz tak
lekko... Chyba, że już zawsze zostaniesz ze mną...
Mówiąc ostatnie słowa lekko się uśmiechnął, w gruncie rzeczy lekcje
brał bardzo poważnie, ale na co dzień był jak na razie bardzo fajny.
- Deive nie umiał podzielić zajęć od dnia normalnego, ale trochę mu
się nie dziwie... Serin wie co robi i na pewno wyjdzie mu to na dobre.
- Co mu wyjdzie na dobre?
Przez przypadek dowiedziałem się więcej, co się dzieje z Deivem.
Ciekawiło mnie to, choćby ze względu na to, że nie widziałem go
nigdzie.
Ale szczerze, mimo wcześniejszej nienawiści do Sona, wolałem zostać z
nim, może czasem naprawdę się go bałem, nie zgadzałem z tymi jego zasadami o
nagości, ale zawsze mówił mi co zrobi.
I ostatecznie, nigdy nie zrobił mi krzywdy.
No i dochodziło to, że lubiłem spać z nim w łóżku.
Decyzja co będzie nie należała
do mnie, nawet się co do tego nie łudziłem, ale cieszyłem, że chwilowo nie jest
tak źle.
Obmył go całego delikatnie, jednak wejście wziął inną końcówkę od
prysznica i tak po prostu włożył ją w niego.
- Musisz pozbyć się całego żelu, bo inaczej wszystko będzie z ciebie
wylatywało, więc się zrelaksuj i na spokojnie powiedz mi jak będziesz pełny.
Początkowo nie wiedziałem, kiedy będę pełen.
Jednak nie czułem się już tak skrępowany przy nim.
Gdyby nie było to dla mojego dobra, powiedziałbym niemal od razu.
Kiedy poczułem nieprzyjemny ucisk i pewność, że nie zmieści się więcej
odruchowo dotknąłem swojego brzucha.
- Wystarczy.
Zakręcił kurek i odsunął się od niego, ale nie puszczał trzymał go
dalej.
- Kucnij i się jej pozbądź...
Nie prosiłem go o żadne zamykanie oczu, widział mnie już w takiej
samej sytuacji i znałem bezsensowność prośby o to.
Po kilku sekundach woda zaczęła ze mnie wypływać, starałem się kontrolować
strumień.
Tak jak poprzednim razem poczułem ulgę, ale teraz także zmęczenie.
Kucnął również i włożył mu bez niczego 2 palce, czuł jeszcze trochę
żelu, ale zastanowił się czy go zostawił, postanowił jednak nie powtarzać
czynności.
- ok, jesteś czysty, więc możemy wychodzić i iść na kolację.
- Jestem wykończony
Przyznałem szczerze, łapiąc się go żeby wstać.
Gdyby nie głód, nie szedłbym na kolacje tylko spać.
- Ok, to jak zjesz to mogę cię zanieść do sypialni, ale musisz dojść o
własnych siłach.
Stwierdził ubierając go w jakieś ubrania, kiedy go ubrał, sam się też
ubrał i wyszli spokojnie do jadani.
Usiadłem na krześle starając się nie dać po sobie niczego poznać.
Trudno było mi jednak w spokoju jeść, bo spodnie ocierały się o mój
wrażliwy odbyt.
Starałem się jednak to ignorować.
Jadłem dużo, ale niespecjalnie szybko, byłem głodny.
Obserwował go chociaż na niego nie patrzył, kiedy zjadł i widział, że
on dalej je o dziwo nie zrobił mu na złość i nie wstał, a dobrał sobie
ciasteczko.
Dając mu czas na zjedzenie posiłku.
Kiedy skończyłem jeść, sam się zdziwiłem, że dałem radę tyle zjeść.
Spojrzałem dopiero wtedy na Sona i zauważyłem, że je ciastko.
Zastanawiałem się, czy
specjalnie, ale po pierwsze głupio było zapytać, po drugie pewnie by mi nie odpowiedział.
Dopiłem herbatę i poczułem się
już całkiem padnięty, choć powinienem teoretycznie nabrać sił.
Wstał i wyszedł, czekał na niego, żeby spełnić to co mu powiedział.
Wyszedłem za nim, na korytarz i podszedłem tak blisko jakbyśmy mieli
się całować.
- Weźmiesz mnie?
Zapytałem, zabrzmiało to dość dwuznacznie, ale chodziło mi o
zaniesienie.
- mogę cię wziąć tu i teraz jeśli tego chcesz.
On właśnie pomyślał o tej drugiej rzeczy.
Zarumieniłem się.
- Może kiedy indziej, nie jestem ekshibicjonistą, a poza tym mojemu
tyłkowi należy się zasłużony odpoczynek. Zanieś mnie do pokoju, proszę.
- Wiem, wiem… Ale powiedziałeś to tak dwuznacznie…
Wziął go na ręce i zaniósł do pokoju, gdzie posadził na łóżku rozebrał
i okrył.
- Śpij, ja muszę coś jeszcze porobić…
Wyszedł z pokoju zostawiając go samego.
Mimo, że najchętniej walnąłbym się spać wyciągnąłem notatki i zacząłem
się uczyć. Musiałem obkuć wszystko idealnie, żeby zdać. Usnąłem jakąś godzinę
później z głową między kartkami.
Wrócił przed 22, umył i rozebrał, odłożył jego notatki i ułożył go w
normalnej pozycji, sam też położył się przy nim i delikatnie pocałował w czoło.
- Dobranoc…
Wyszeptał i zasnął.
Przez sen przytuliłem się do niego.
Obudziłem się wczesnym rankiem, dużo wcześniej niż powinienem i
leniwie spoglądałem na Sona. Nie ruszałem się nawet, nie chcąc go obudzić.
Jakimś dziwnym trafem on tez już nie spał, ale nie dawał mu możliwości
stwierdzenia tego, dłoń powoli zjechała na podbrzusze chłopaka, nie otwierając
oczu, był ciekaw co się stanie.
Był ranek i miałem ochotę na pieszczoty, będąc pewnym, że on nie
będzie o tym wiedział ani nawet nie wie co robi nie ruszyłem nawet jego ręki.
A jednak mój oddech przyspieszył, wiedziałem że mam poranną erekcję,
ale nie dogodziłbym sobie, tak by go nie obudzić.
Więc zdarzyła się na mój gust sytuacja idealna.
Zaczął go dłonią pieścić po jądrach, członka nie ruszał dał mu
możliwość samemu dogodzenia sobie.
Nie potrafiłem wstrzymywać teraz swojej dłoni. To było chore, że
patrzyłem na niego i masturbowałem się. Zamknąłem oczy.
Kiedy chłopak był bliski spełnienia, jednym szybkim ruchem obrócił go
na brzuch, położył się całym ciałem na nim i zaczął w niego wchodzić, chciał
sprawdzić czy żel dalej w nim jest, a jak nie mówi się trudno.
Ledwo zdążyłem pisnąć z zaskoczenia zanim moja głowa wylądowała w
poduszce. Serce biło mi strasznie szybko i czułem się dziwnie skrępowany, że on
nie spał tylko specjalnie to zrobił.
Jednak nie wchodził, leżał na nim udając, ze śpi.
Leżałem bez ruchu upewniając się, że on śpi.
Nie rozumiałem tej sytuacji, ale miałem swoje potrzeby, dla próby
delikatnie przesunąłem się aby jego członek wszedł we mnie bardziej.
Zgryzłem usta, żeby nawet nie westchnąć.
Kiedy Justin się wiercił, on sam z siebie tak zwane „samo” wchodził w
niego, nie był strasznie ciasny, więc na pewno nie odczuwał bólu.
Po chwili takich ruchów i z ręką między nogami byłem już na granicy
spełnienia. Zgryzłem mocniej usta.
I w tym momencie Son przewrócił się na 2 bok wychodząc z niego cały.
Miałem w tym momencie gdzieś co sobie pomyśli i co zrobi, chciałem w
końcu dojść, byłem sfrustrowany, przewróciłem go na plecy i dosiadłem.
Poruszyłem się kilka razy na nim i doszedłem w dłoń, trochę skapnęło z
między moich palców na jego brzuch ale nie przejąłem się, rozkoszowałem się
spełnieniem.
Nawet nie zauważył, że jest obserwowany, był ciekaw jak sie teraz
zachowa.
Zszedłem z niego i zlizałem swoją spermę z jego brzucha.
Nie chciałem zostawić śladów...
A zresztą lubiłem nawet ten smak.
Zastanowiłem się przez sekundę, ale nie miałem serca zostawić go w
takim stanie, poza tym skoro do tej pory się nie obudził to nie powinien teraz.
Usiadłem między jego nogami i
obciągałem mu.
On go dalej obserwował, ale nic nie mówił było mu bardzo dobrze, to
było ciekawym doświadczeniem.
Robiłem mu dobrze, jednak czułem się inaczej niż zwykle.
Zwykle nieświadomie nie byłem całkiem naturalny.
Teraz dłonią gładziłem jego
pachwinę, zmierzałem wyżej i niżej.
Zajmowałem się nim wolniej niż zwykle, ale dokładniej.
Było mu zbyt dobrze, więc lekko odchylił głowę do tyłu, w końcu spał
więc jak mógł się kontrolować?
Sprawiało mi to coś w rodzaju zadowolenia, bo wiedziałem, że przez sen
udawać się nie da. Przeciągałem tą chwilę, ale kiedy wystrzelił mi w usta,
przełknąłem. Choć w myślach zarzekałem się, że tego nie zrobię. Przeciągnąłem
się i położyłem obok niego uśmiechnięty, przykryłem nas jakby nigdy nic.
Kiedy miał głowę odchyloną z otwartymi oczami i z uśmiechem na ustach
doszedł, później znowu spoważniał, a kiedy Justin położył się przy nim
pocałował go w policzek i spał dalej.
Usnąłem jeszcze, obudziłem się tym razem o normalnej porze.
Wstałem i powlokłem się do łazienki pierwszy.
Obrócił się na bok i leżał, ale tylko chwilę też wstał i jak by nic
wszedł do niej, mijając go załatwiającego się wszedł pod prysznic i zaczął się
myć.
Kilka minut potem wyszedłem z łazienki i korzystając, że go nie ma
zacząłem ćwiczyć.
Do śniadania była i tak jeszcze chwila a notatki znałem na pamięć.
Kiedy wyszedł ubrany, jego widok go ucieszył.
-Skończyłeś? To idziemy biegać.
Spojrzałem na niego, i przypomniało mi się, co
robiliśmy... Albo raczej robiłem jakieś dwie godziny temu. Ubrałem się szybko.
- Jak się spało?
- Dobrze, ale pierwszy raz miałem, aż tak mokry
sen...
Odwróciłem wzrok co trudne nie było bo wyszliśmy
na korytarz. Dalej nie byłem pewny czy spał. Niby spał, ale nie obudziłby się
przez cały stosunek?
- To chyba dobrze?
- No nie wiem, nie lubię się budzić spocony... A
ty lubisz mięć mokre sny?
- To zależy, ale raczej nie.
Powiedziałem rumieniąc się jeszcze bardziej.
- Co tak cię rumieniec obleciał? Masz coś na
sumieniu?
- Nie muszę się ze wszystkiego spowiadać.
Powiedziałem zdecydowanie.
- Nie musisz, ale lepiej było by jak byś mówił o
swoich fantazjach, mógł bym je dla ciebie spełniać.
- Naprawdę? To... To byłoby fajne. Ale nie chce
żebyś się ze mnie śmiał.
Powiedziałem wprost, wyszliśmy już na zewnątrz,
spiąłem włosy gumką, którą miałem od Damiana.
Kiedy biegali ten spokojnie, zwolnił tempo prawie
do szybkiego chodu.
- Nie będę się śmiać, powiedz...
- Powiem ci wieczorem
Powiedziałem, jakoś... Nie miałem ochoty teraz
tego mówić.
-Dobrze, ale pamiętaj żeby nie zapomnieć. Jak się czujesz? Masz siłę
biegać?
- Tak czuje się dobrze, trochę dziwnie jeszcze... Tam, ale to nic.
Zaczęli biegać, spokojnym tempem, żeby chłopak się za bardzo nie
zmęczył.
- Dobrze, niech więc będzie. Długo jeszcze będziemy biegać?
- Nie już kończymy, a co masz dosyć?
- Nie całkiem, ale mnie kostka trochę boli.
Mruknąłem.
- Usiądź tutaj na ławce, zobaczę czy czasem nic ci się w nią nie
stało…
Usiadłem i odsłoniłem kostkę, była tylko lekko przypuchnięta.
- Nic mi nie jest, tylko źle stanąłem.
Lekko ją dotknął.
- Obłożymy ci ją plastrami chłodzącymi, powinno pomóc, więc spróbuj
jej nie nadwyrężać dochodząc do pokoju.
- Dobrze, to wracamy już?
Wiedziałem, że nic nie będzie, wiele
razy mi puchła kostka po treningach.
- Tak... Czy mam cię zanieść?
Zapytał, musiał wiedzieć, czy jest w
stanie dojść samodzielnie.
- Pewnie, że przejdę
Wstałem, jak biegać mogłem to co tam kłucie w kostce.
- No to chodź…
Ruszył w wolnym tempie, obserwując go jak chodzi.
Nie utykałem, ani nic w tym stylu, szedłem prosto, może trochę się
krzywiłem co któryś krok.
- Ej, nie jestem niepełnosprawny, możemy iść.
- przecież idziemy…
Zdziwiła go jego odpowiedź…
- Tak wolno?
Zapytałem z uniesioną brwią.
- Tak wolno, bo to jest chodzenie, jak było by szybciej był by to już
trucht…
- Zawsze traktujesz ludzi jak idiotów? Szedłeś wolno jak o kulach.
Powiedziałem.
- Nie, a ty tak nie pyskuj, bo kiedyś ktoś ci za to odwinie.
Odpowiedział zgodnie z prawdą.
Jak się okazało nodze nic nie było, czas Justinowi mijał szybko, nic
dziwnego skoro praktycznie każda minuta jego czasu była czymś wypełniona. Nie
można powiedzieć, że stał się grzeczny i ułożony, ale starał się nie wychylać,
sama nauka zajmowała już mu czas, co dopiero jeszcze lekcje z Sonem.
Najważniejszym celem chłopaka stał się obiecany wyjazd, choć starał
się zasłużyć, wciąż nie był pewien czy jego były Pan, nie zapomniał jednak.
Przyzwyczajał się do trybu życia tutaj, jednak chęć wyrwania się nawet
na chwile wydawała się kusząca. Wiedział, że nic nie będzie takie jak
wcześniej, wyzbył się już takich wyobrażeń, prawdopodobnie nawet nie umiałby
już być Justinem sprzed porwania.
Właściwie, praktycznie nie myślał już o przeszłości, lekcje się
skończyły, a on siedział z zeszytem i powtarzał po raz setny jakiś wzór,
którego nie mógł zapamiętać.
Nawet nie zauważył kiedy minął tydzień, zajęcia przedmiotowe, zajęcia
z Sonem i Damianem wypełniały mu cały dzień, nie miał nawet możliwości nawet przemyślenia
tego co było lub co ma być, bo kiedy miał wolne Son dawał mu jakieś dziwne lub
głupie zajęcie i tak jakoś szybko minął tydzień.
W sobotę kiedy Son czytał książkę na balkonie w czasie wolnym ktoś
zapukał do pokoju i wszedł.
Był to kolega z klasy Justina.
- Serin chce cię widzieć u siebie w gabinecie.
Powiedział spokojnie do Justina, który siedział nagi na łóżku.
Po tym oświadczeniu wyszedł zostawiając ich samych.
Justin zebrał się z łóżka i ubrał, nie odzywał się do Sona, po co miał
się mu z czegokolwiek tłumaczyć.
W głębi, cieszył się, bo to znaczyło prawdopodobnie, że pojedzie.
Kiedy wszedł do gabinetu, mógł zobaczyć Serina za biurkiem oraz byłego
swojego Pana, kiedy wszedł przestali rozmawiać i obaj się lekko uśmiechnęli do
niego.
- Justin za 5 minut widzę cię w holu powiedz swojemu opiekunowi, że
jedziesz na wycieczkę i się przebierz jak chcesz, resztę powiem ci w drodze…
Oznajmił były Pan chłopaka, wracając do poprzedniego tematu rozmów ze
swoim bratem.
Justin po prostu musiał wrócić do siebie.
- Dobrze
Powiedział cicho i wyszedł, choć w środku skakał z radości. Droga do
pokoju, nigdy taka szybka nie była jak tym razem.
- Hym... Son? Będziesz miał spokój, jadę na wycieczkę.
Spojrzał na niego znad książki.
- Hmm… kup mi jakiegoś niewolnika, a odpuszczę ci 4 zajęcia w
tygodniu…
Odpowiedział, aby wrócić do lektury po tym czasie.
- Dobrej zabawy…
Dodał jak ten już wychodził.
Wyszedł i podążając do umówionego miejsca.
Oprócz radości, czuł się jednak trochę niepewnie.
Nie wiedział czego się ma spodziewać.
Czekał już tam na niego mężczyzna, kiedy go zobaczył wyszedł pierwszy,
poszli na lotnisko do helikoptera.
Kiedy wsiedli dopiero się do niego odezwał.
- Zadowolony? A może przestraszony, że cię tam sprzedam komuś?
- Po pierwsze i tak nie mam prawa decydować, po drugie i tak to by się
kiedyś stało.
Gdzieś na skraju świadomości bał się, ale to raczej strach przed
nieznanym.
A poza tym, gdyby miał być sprzedany, to przykrywka nie byłaby
potrzebna.
- Jak dolecimy będę musiał założyć ci taką o to obróżkę.
Pokazał cienką obróżkę z dodatkami , którymi były kamienie.
- To jest oznaką, że już jesteś kogoś wiec nikt nie może cię kupić,
nawet jak byś był tam ze mną a byś jej nie miał na sobie, za pewne jakiś by się
trafił chętny kupiec, dla tego dla bezpieczeństwa lepiej ją mieć na szyji…
Niestety nie było mu dane podziwiania widoków, gdyż dostał przepaskę
na oczy.
- Wybacz, ale muszę, żebyś nie wiedział gdzie lecimy i gdzie obecnie
jesteś…
- Jej, przecież nie mam mapy w oczach, nie zapamiętałbym nawet.
Powiedział, ale raczej nie z przekory, ale wydawało mu się, że będzie
się nudził nic nie widząc.
Ostatecznie jednak Justin
poprawił opaskę, bo wsunęły się pod nią włosy i oparł głowę wygodniej.
- Właściwie, dlaczego pozwoliłeś mi wybrać się z tobą?
- Hmm… Bo miałem taki kaprys? Nie wiem stwierdziłem, że taka wiedza
może ci się przydać z 2 strony chciałem mieć dobrego doradcę.
- Nie będę zbyt dobrym doradcą.
Stwierdził pewnie, jakie miał niby kompetencje? Sam nie umiał się
zwykle zachować.
- Zrozumiesz jak dolecimy… Na razie możemy zając bardziej aktywnie
czas spędzony razem…
Justin nie wiedział kiedy mężczyzna uklęknął przed nim i rozpiął mu
spodnie.
Delikatnie wziął w usta jego członka i zaczął mu dogadzać.
To, że Justin nie widział potęgowało doznania.
Zaskoczony, że jego były właściciel to robi jęknął cicho.
Było dobrze... A nawet bardzo.
Delikatnie wargami przesuwał się w górę i w dół jego trzonu, jak był
na czubku delikatnie go przygryzał zębami.
Chłopakowi wydawało się to snem, fakt kto robi mu dobrze, jeszcze
bardziej go kręcił. Z trudem powstrzymywał się, aby być cicho.
Widząc, jak ten się hamuje przestał.
- Justin mimem jesteś? Pojękuj, a nie ukrywasz to co najlepsze…
Będziesz jęczał? A może nie chcesz się dalej bawić?
- Przepraszam, chce...
Gdy spojrzał na miejsce gdzie powinien się znajdować były pan,
odrobinę się wystraszył, to było silniejsze niż wiedza, że raczej nic mu złego
nie zrobi.
- Więc jęcz…
Dodał pieszcząc go znowu.
Nie wstrzymywał się już, był naturalny.
Czuł wzrastające napięcie, które powodowało coraz częstsze
pojękiwanie.
Uśmiechnął się lekko między pieszczotami, jednak w momencie kiedy ten
już prawie doszedł przestał.
Popchał go delikatnie, żeby ten się na bok położył, usiadł za nim i ze
śliną delikatnie zaczął palcami go penetrować.
Nie wiedział skąd on, mógł wiedzieć że Justin prawie dochodzi.
Zaskoczyło go, że chce go przygotować bo tak naprawdę, nie było takiej potrzeby.
Chciał sprawdzić jak bardzo Justin się zmienił, wiec po jednym palcu,
weszła w gre gumka, a po niej już chłopak mógł poczuć jak jego były Pan
delikatnie w niego wchodzi.
- W porządku?
- Tak... Zapomniałem już jaki jesteś... Duży.
Cały ten proces obudził w Justinie wspomnienia...
Ale to było lepsze niż wtedy, czuł się pewnie i wiedział, że będzie
genialnie.
To było inne niż uprawianie seksu z Sonem, o wiele lepsze.
Wszedł cały dał mu chwilę, a kiedy poczuł jak chłopak napiera na niego
lekko biodrami wiedział, że już czas pokazać mu co tak naprawdę stracił.
Powoli się ruszał, jednak do końca i prawie cały wychodził, stymulował
go tak, drażniąc się, chcąc usłyszeć przekupne jęki, za które mógł
przyspieszyć.
Teraz nie potrafiłby nad sobą panować jęczał głośno i bezwstydnie,
czuł jakby każdy ruch był dokładnie rozplanowany, bo każdy niósł samą
przyjemność.
Drażniła go jednak ta prędkość, chciał więcej i bardziej.
- Błagam... Jeszcze…
- Nie chcesz się ze mną bawić? Długo i przyjemnie? Wolisz byle jak na
szybkiego?
Wiedział, że popełnił błąd, ale nie miał ochoty nad tym się
zastanawiać.
- Wole wolno, przepraszam panie.
Końcówkę dodał automatycznie, miał tak to wpojone.
Pocałował go w szyję i wyszeptał.
- nie musisz przepraszać… I też nie jestem już twoim panem, ale widzę,
że w końcu się nauczyłeś dodawać to słowo, w nagrodę zmienię tempo…
Zmienił na szybsze, ale dalej wchodził w niego tak jak wcześniej.
Teraz było już idealnie, w tej chwili żałował, że nie może być przy
nim cały czas.
Gdyby wiedział, to co wie teraz nigdy nie zrobiłby tak głupiej rzeczy.
Oddychał szybko i urywanie.
Zabawiali się tak dobre 20 minut, kiedy to pierwszy doszedł Justin nie
mogąc wytrzymać.
- uuu szybciutko… Ale nie martw się, przed nami jeszcze 10 minut lotu,
więc myślę, że usta wystarczą całkowicie, żeby mnie zadowolić.
Usiadł, a go przeciągnął na 2 bok, zdjął gumkę i nakierował jego usta na
swoją męskość.
Zajął się więc nim, był wiele lepiej mu szło niż kiedyś.
Podparł się lekko łokciem dla
wygody.
Momentami wolno, chwilami szybciej przesuwał ustami, biorąc go jednak
prawie zawsze do końca.
- Widzę, ze w tym też się polepszyłeś… To dobrze…
Doszedł mu w usta po 5 minutach, zastanawiał się czy połknie, czy może
wypluje.
Justin połknął, było to już dla niego naturalne, nie myślał nawet o
tym. Był zadowolony i zaspokojony... Pragnął powrotu do byłego właściciela.
Czuł się tak inaczej w jego obecności... Ale wiedział, kogo była wina, oraz
miał świadomość, że gdyby teraz nadal z nim był nie doceniałby.
- Zrobiłeś to, aby pokazać mi co straciłem, prawda?
Zapytał Justin podnosząc się do siadu.
- Nie, zrobiłem to żeby zobaczyć jakie postępy zrobiłeś… I dla zabawy…
Zdjął mu przepaskę, helikopter właśnie przygotowywał się do lądowania.
- Musimy zmienić środek transportu…
Więc radze zapiąć pasy.
Przyłożył na chwile rękę do oczu, gdy nagle zrobiło się jasno, aż go
zabolało. Zapiął pasy.
- I co, zrobiłem postępy?
- Tak... Zrobiłeś, chodź powiem ci wolałem dawnego ciebie, było więcej
zabawy...
Zauważył patrząc się na lądowisko.
Byli na terenie pustynno górzystym, niedaleko lotniska czekały 2
jeepy, które miały ich przetransportować na miejsce spotkania.
Próbował umiejscowić miejsce na mapie, ale nawet przy jego nikłej
wiedzy wiedział, ze istnieje dużo miejsc o takim ukształtowaniu.
Zastanawiał się... Że gdyby,
może gdyby udało się... Ale to bez sensu, zbeształ się za te myśli, co by niby
dalej zrobił, nie miał nawet paszportu.
- Nie martw się, godzina dobrego zachowania to jak na mnie dość dużo.
Zaśmiał się słysząc jego wyznanie.
- Nie martwię się… Mogę ci zdradzić gdzie jesteśmy, chcesz?
- Jasne, że chce. Choć pewnie, ta wiedza nic mi nie da.
Powiedział i spojrzał ciekawie.
- Ale w zamian za tą informację spełnisz jedną mała prośbę, o której
nie wspomnisz Serinowi, dobrze?
- No... No dobrze…